Twardy orzech do zgryzienia.doc

(84 KB) Pobierz
Twardy orzech do zgryzienia

Twardy orzech do zgryzienia

Alergia to też efekt dobrobytu - układ immunologiczny nie ma innych problemów, więc uczula organizm na składniki jedzenia.

Jest godzina 13. W szkole podstawowej im. Mercera w miejscowości Shaker Heights w Ohio dzieci z zerówki szykują się do przerwy śniadaniowej. Sześcioletnia Caleigh Leiken taszczy różową torbę z pysznościami: jogurtem truskawkowym, serkiem, pomidorem, ogórkiem i ciasteczkiem. Brakuje tu jednak podstawy amerykańskiego dziecięcego drugiego śniadania: kanapki z masłem orzechowym i marmoladą. U Caleigh już w wieku siedmiu miesięcy rozpoznano uczulenie na fistaszki i inne orzechy. Przy jej stoliku w stołówce szkolnej są one surowo zabronione. Mogą przy niej usiąść zdrowe dzieci pod warunkiem że ich drugie śniadania będą zamknięte w specjalnych pudełkach i skrupulatnie sprawdzone przez nauczyciela.
W wielu szkołach, takich jak ta w Ohio, tworzy się strefy bezfistaszkowe, gdzie alergicy mogą bezpiecznie zjeść śniadanie. Wciąż nowe stany USA wprowadzają przepisy dotyczące alergii. Wytwórcy artykułów spożywczych na mocy przepisów federalnych, które weszły w życie w ubiegłym roku, muszą na etykietach umieszczać ostrzeżenie o zawartości ośmiu najczęstszych alergenów (od mleka po ryby). W samolotach wielu linii lotniczych pasażerom podaje się precelki zamiast orzeszków ziemnych - na alergię na fistaszki cierpi 1,8 milionów Amerykanów.
W Polsce na razie uczulenia na orzeszki ziemne zdarzają się niezwykle rzadko. - Nie mamy się jednak z czego cieszyć. Liczba dzieci uczulonych na inne składniki - głównie mleko, jajka, gluten, soję, a także ryby - u nas również stale rośnie - mówi dr Agnieszka Krauze, alergolog z Kliniki Pneumonologii i Chorób Alergicznych Wieku Dziecięcego AM w Warszawie. Już 2 do 6 proc. dzieci ma na tyle poważne uczulenie na pokarmy, że potrzebuje pomocy lekarzy, wynika z badania prowadzonego w polskich szpitalach.
I w Polsce, i w USA alergolodzy twierdzą, że zgłasza się do nich więcej niż kiedykolwiek dzieci z alergiami na wiele składników. W Ameryce liczba dzieci poniżej piątego roku życia uczulonych na orzeszki ziemne, jeden z najgroźniejszych alergenów, podwoiła się. Coraz częściej też pojawiają się alergie na składniki żywnościowe typowe dla innych stref klimatycznych niż ta, w której żyjemy, np. sezam czy owoce kiwi. Ponadto kiedyś dzieci z dolegliwości takich jak uczulenie na jajka po prostu wyrastały, gdy miały pięć, sześć lat. Dzisiaj alergie ciągną się dłużej.
Dlaczego liczba alergików wzrasta? Zdaniem dr Krauze uczuleniom sprzyjają dodatki chemiczne, którymi obecnie faszerowana jest żywność. Zanieczyszczenia
środowiska zmniejszają siły obronne organizmu. Nie ma jednak dowodów, które by jednoznacznie to potwierdzały. Dlatego
naukowcy tworzą nowe hipotezy wyjaśniające naszą skłonność do uczuleń. Jedną z najbardziej intrygujących jest hipoteza higieniczna. Głosi ona, że staliśmy się zbyt czyści. Układ odpornościowy człowieka ma za zadanie walczyć z pasożytami, wirusami i bakteriami chorobotwórczymi. Czysta woda, antybiotyki i szczepionki niemal całkowicie je wyeliminowały. Zgodnie z tą hipotezą układ odpornościowy bierze się do walki z agresorem wyimaginowanym, na przykład jajkami lub pszenicą, gdy nie ma prawdziwego wroga.
Z badań wynika także, że dzieci urodzone przez cesarskie cięcie (których liczba wzrosła o 40 proc. w ubiegłym dziesięcioleciu) są obarczone większym ryzykiem alergii niż przychodzące na świat w sposób naturalny. Prawdopodobnie jest tak dlatego, że nie miały one kontaktu z pożytecznymi drobnoustrojami zasiedlającymi drogi rodne kobiety.

Zdradliwa czystość
Intrygujące wyniki najnowszych badań zdają się potwierdzać hipotezę higieniczną. Okazuje się na przykład, że u dzieci wychowanych w gospodarstwach rolnych, które nieustannie stykają się z brudem i zwierzętami gospodarskimi, uczulenia występują rzadziej. Kanadyjscy uczeni, którzy wyniki swoich badań ogłosili w listopadzie tego roku, wykazali, że wiejskie dzieci są też mniej narażone na astmę.
Naukowcy z Uniwersytetu Duke'a badali to zjawisko na poziomie molekularnym: porównywali układy odpornościowe dzikich szczurów, narażonych na nieustanny kontakt z pasożytami i zarazkami, oraz szczurów laboratoryjnych, hodowanych w sterylnych warunkach. Komórki układu odpornościowego zwierząt poddano działaniu białka roślinnego i sprawdzano ich reakcję. Z badań, które opublikowano w ubiegłym roku, wynika, że komórki układu odpornościowego szczurów laboratoryjnych reagują na ten alergen znacznie silniej niż komórki dzikich krewniaków. Ich układ odpornościowy jest nadgorliwy.

Inaczej jest u szczurów dzikich. Ich komórki odpornościowe nie zareagowały na alergen. Jednocześnie miały większe stężenie przeciwciał we krwi. To wskazuje, że system immunologiczny prowadził już boje z groźniejszymi przeciwnikami i takim drobiazgiem jak alergen nie musi się przejmować. - Uważamy, że dzikie szczury nie dostałyby uczulenia, bo ich układ odpornościowy nie ma czasu zawracać sobie głowy pyłkiem trawy, gdy musi zwalczać groźne płazińce czy inne pasożyty - mówi William Parker, prowadzący badania.
Jego zdaniem to właśnie pasożyty pomogą uczonym znaleźć lekarstwo na alergię. Z badań wynika, że stan osób cierpiących na zespół jelita drażliwego, schorzenie układu pokarmowego na tle immunologicznym, poprawia się, jeśli zetkną się z pasożytem, włosogłówką. Parker ma nadzieję, że kontaktując dzieci cierpiące na alergie z pasożytem (w jaki sposób to się ma odbywać, nie wyjaśnia), uda się pobudzić ich układ odpornościowy. Nikt takich badań jeszcze nie przeprowadził, ale przynajmniej teoretycznie podejście to budzi nadzieje u alergików.
Na razie uczeni ustalili, jak zachowuje się organizm chorych przy zetknięciu z alergenem. Okazuje się, że reaguje jak na zagrożenie i uruchamia pierwszą linię obrony: wytwarza przeciwciała zwane immunoglobuliną E. Cząsteczki tego związku przyczepiają się do komórek tucznych (mastocytów), wyściełających płuca, przewód pokarmowy, błony śluzowe ust, nosa i zatok, obecnych także w skórze. Gdy uczulona osoba zetknie się ponownie z alergenem, komórki tuczne są już gotowe do wojny i wytwarzają silnie działające substancje, histaminy, które wywołują dobrze znane nieprzyjemne objawy alergii: świszczący oddech, kurcze żołądka, swędzenie, duszności, obrzęki i wysypki.


Odczulanie na jajka i mleko
W rzadkich przypadkach, gdy reakcja na alergen jest nagła i bardzo silna, może dojść do całkowitego zatkania dróg oddechowych i gwałtownego wzrostu ciśnienia tętniczego, czyli wstrząsu anafilaktycznego. Jeśli nie poda się natychmiast adrenaliny, hormonu sprzyjającego otwarciu dróg oddechowych i regulacji akcji serca, chory może umrzeć. Tak silne bywają niekiedy uczulenia na orzeszki, jajka czy mleko. Dlatego wiele amerykańskich dzieci nosi ze sobą epipeny, automatyczne strzykawki z adrenaliną na wypadek ciężkiej reakcji uczuleniowej. W Polsce nie są one jednak tak łatwo dostępne jak w Ameryce. Autostrzykawka kosztuje ponad 200 zł (w USA ok. 40 dolarów) i nie jest refundowana, mimo że ratuje życie.
Choć naukowcy rozgryźli już podstawowe mechanizmy powstawania alergii, nadal nie ma leków, które usuwałyby przyczyny choroby. Dostępne preparaty znoszą tylko jej objawy lub je łagodzą. Najlepsze, co mogą robić rodzice i dzieci, to unikanie sprawców uczulenia. W ostatnich latach udało się jednak naukowcom poczynić pewien postęp. Przyjęli radykalne podejście: podają składniki wywołujące uczulenia dzieciom w jak najmłodszym wieku. Chcą w ten sposób przekształcić układ odpornościowy, by ten nauczył się bezbłędnie i za każdym razem odróżniać, co złe, a co dobre. Mają nadzieję, że uda im się zmniejszyć wrażliwość systemu immunologicznego, by chore dzieci w większym stopniu tolerowały pokarmy, na które są uczulone.
Takie podejście, zwane odczulaniem, jest już dzisiaj powszechną praktyką w przypadku sezonowych alergii, takich jak katar sienny. Chorzy otrzymują zastrzyki przeciwalergiczne, zawierające niewielkie, ale rosnące dawki substancji powodującej uczulenie, na przykład pyłku traw lub drzew. Dzięki temu układ odpornościowy powoli przyzwyczaja się do alergenów.
Naukowcy próbowali potraktować podobnie uczulonych na pokarmy, ale okazało się to niebezpieczne.
U chorych pojawiała się pokrzywka i inne niepokojące objawy. Obecnie zespół badaczy z Uniwersytetu Duke'a pod kierunkiem dr. Wesleya Burksa testuje odczulanie drogą doustną, bez zastrzyków. Pierwsze wyniki tych badań są obiecujące.
W doniesieniu na temat niewielkiego badania, ogłoszonego w styczniu w czasopiśmie "Journal of Allergy and Clinical Immunology", dr Burks wraz z dr Stacie Jones ze szpitala dziecięcego stanu Arkansas piszą, że odczulanie dzieci z alergią na jajka przyniosło złagodzenie objawów. Po dwóch latach podawania im niewielkich, ale rosnących dawek proszku jajecznego większość badanych mogła zjeść bez niepożądanych reakcji ilość substancji odpowiadającej dwu jajkom. W podobnym badaniu, którego wyniki ogłoszono w listopadzie w czasopiśmie "Allergy", również udało się wytworzyć u dzieci tolerancję na jajka, choć niestety efekt zniknął, gdy przestano im podawać proszek jajeczny.

 

Leczenie mąką fistaszkową
Dr Burks prowadzi podobne badania nad uczuleniem na orzeszki ziemne: podaje alergicznym dzieciom rosnące dawki mąki fistaszkowej. Pierwsza dawka odpowiada 1/1000 orzeszka; powoli dzieci dochodzą do jednego orzeszka dziennie. Na początku badania jego uczestnik, siedmioletni Noah Schaffer, wymiotował po spożyciu zaledwie 25 miligramów białka fistaszkowego, co odpowiada 1/12 orzeszka. Ale w maju tego roku zjadł równoważnik 13 orzeszków i nie miał żadnych przykrych dolegliwości. Dr Burks zastrzega - te wyniki nie oznaczają, że teraz Noah może objadać się snickersami, ale nowo wytworzona tolerancja może go uratować, gdyby przypadkowo zjadł kawałek batona.

Mąka fistaszkowa dr. Burksa może się okazać prekursorem szczepionki przeciwalergicznej. Doktorzy Burks i Sampson opracowali substancję, która wygląda jak produkt z orzeszków ziemnych, ale zawiera białko spreparowane w taki sposób, by nie wywoływało silnych reakcji alergicznych. Dotychczas z powodzeniem testowano ją na myszach. - Jeśli okaże się, że działa u ludzi, mamy nadzieję zlikwidować reakcję alergiczną - mówi Sampson.
Pozostaje tajemnicą, jak alergie powstają i dlaczego niekiedy przechodzą. Weźmy na przykład Zuzię, pacjentkę dr Agnieszki Krauze. Kiedy miała dwa lata, była tak silnie uczulona na jajko, że nie mogła nawet wziąć do ręki ciastka. Kiedyś jej siostra jadła bezę. Dziewczynka chwyciła ją, ale nie wzięła do ust. Reakcja była natychmiastowa - ręka spuchła, a dziecko dostało pokrzywki. Teraz Zuzia ma 6 lat i alergia jej całkiem przeszła. Może jeść na śniadanie nawet jajecznicę.
Naukowcy ze Szpitala Mount Sinai próbują rozwikłać zagadkę samoistnego ustępowania alergii. Na razie szukają jednak dopiero niemowląt do badań. Dzieci uczulone na mleko lub jajka będą obserwowane przez pięć lat w celu sprawdzenia, u ilu z nich rozwiną się alergie na orzeszki ziemne, a ile wyrośnie z uczulenia na mleko i jajka. Celem badań jest poznanie mechanizmów molekularnych odpowiedzialnych za pojawienie się alergii i jej przemijanie. Ta wiedza powinna doprowadzić do opracowania skutecznej kuracji.
Na razie jednak wszyscy marzą o tym, by przede wszystkim znaleźć skuteczną metodę zapobiegania alergii. Prof. Gideon Lack z londyńskiego King's College rozpoczął badania ponad 200 niemowląt z wypryskiem lub uczuleniem na jajka, ale nie wykazujących alergii na orzeszki. Połowie dzieci będzie podawał pokarmy zawierające orzeszki, druga połowa ma ich unikać. Uczony zamierza obserwować dzieci do piątego roku życia, by sprawdzić, czy udało mu się zapobiec powstawaniu alergii na orzeszki ziemne. - Chcemy podjąć interwencję w pierwszym roku życia, gdy jest szansa wpłynąć na układ odpornościowy, bo wtedy on się dopiero kształtuje - wyjaśnia. Jeśli uda mu się
z orzeszkami, będzie można spróbować
z innymi składnikami pożywienia.
Profesor Lack ostrzega jednak, że wciąż nie wiadomo, która metoda - unikanie czy przeciwnie, wczesny kontakt - okaże się najlepsza. - Nie chciałbym, by ktoś odniósł wrażenie, że karmienie niemowląt fistaszkami to metoda zapobiegania alergii na orzeszki ziemne. Tak naprawdę jeszcze tego nie wiemy - tłumaczy. - Jeśli rodzice zaczną na własną rękę wprowadzać w żywieniu dziecka orzeszki, skutki mogą być groźne. Jeśli jednak jego badanie przyniesie spodziewane wyniki, spowoduje zmianę o 180 stopni w zaleceniach lekarskich.
Skoro o alergiach tyle się mówi, niektórzy zastanawiają się, czy to przypadkiem nie przesada. Liczba dzieci cierpiących na uczulenia pokarmowe jest spora, ale odsetek cierpiących w USA na alergię na orzeszki w grupie do 5 lat nie przekracza 1 proc. Rodzice - pod wpływem nadmiernie ostrożnych pediatrów, którzy powtarzają im, by trzymali dzieci z dala od orzechów i jajek - wpadają w panikę, czasem niepotrzebnie. Boją się wprowadzić nowy pokarm, histeryzują przy pierwszej wysypce, rozwolnieniu czy wymiotach. - Około jednej czwartej rodziców uważa, że ich dzieci mają uczulenie na jakieś pożywienie, a tymczasem z badań alergologicznych wynika, że jest ich nie więcej niż 8 procent - mówi dr David Fleischer z placówki badawczej National Jewish Medical and Research Center w Denver.

Ciastko dla każdego dziecka
Nawet jeśli dziecko w wieku szkolnym nie cierpi na alergię, rodzice mają nieustanne powody do zmartwienia - boją się wywołać niechcący atak alergiczny u któregoś z kolegów czy koleżanek swojej pociechy. Dlatego dzisiaj w USA królują bezmleczne torty, a przyjęcia odbywają się bez orzeszków.

 

Mylą się jednak nie tylko rodzice. W błąd mogą wprowadzać nawet badania. Uczuleniowe testy skórne są nadmiernie czułe: w 60 procentach przypadków wykrywają alergię tam, gdzie jej nie ma. Bardziej wiarygodne jest badanie krwi w połączeniu ze skrupulatnie udokumentowaną historią objawów - na podstawie ilości przeciwciał na dany alergen pokarmowy we krwi lekarz może ustalić, jakie jest zagrożenie dziecka alergią pokarmową. Niemniej jedynym pewnym sposobem rozpoznania uczulenia jest wystawienie pacjenta na działanie podejrzanego pokarmu. Podaje się mu niewielkie, stopniowo zwiększane dawki jajka, pszenicy czy owoców morza pod bacznym okiem lekarza, a następnie obserwuje reakcję organizmu. - Jest to najpewniejszy sposób potwierdzania albo wykluczania alergii pokarmowej - podkreśla dr Agnieszka Krauze.
Los alergików spoczywa w rękach naukowców. Jeśli uda się im znaleźć skuteczny środek na alergie, życie uczulonych dzieci będzie mogło wrócić do normy. W ubiegłym roku uczeni z National Jewish ogłosili, że zidentyfikowali gen, który chroni myszy przed rozwojem ciężkich alergicznych reakcji skórnych. W Szpitalu Mount Sinai naukowcom udało się u myszy blokować reakcję alergiczną przez sześć miesięcy (czyli przez jedną czwartą całego życia). Podawali zwierzętom preparat ziołowy. Teraz chcą ten środek wypróbować na ludziach. W przyszłości - przewiduje Sampson - będzie można przewertować geny dziecka, określić, czy jest zagrożone alergią, i podjąć działania zaradcze jeszcze przed pierwszą swędzącą wysypką czy atakiem kaszlu.
Na razie to jednak tylko obiecanki. Ale być może spełnią się marzenia uczulonych dzieci, które chciałyby wreszcie rozkoszować się słodyczami. Mieć ciastko i zjeść ciastko - każdy na to zasługuje.

Współpraca: Jolanta Chyłkiewicz, Karen Springen, Joan Raymond, Mary Carmichael, Shaker Heights


Zakazane czerwone pomidory
Katarzyna Ostrowska, 22 lata: - Jeśli jakiś produkt mi nie pasuje, dostaję wysypki, ale na szczęście nie duszę się jak inni.

Kiedy miałam pięć lat, babcia karmiła mnie pomidorami prosto z krzaka, bo takie są najzdrowsze. Efektem były swędzące plamy na rękach, przegubach
i pod łokciami. Na dłoniach miałam wysypkę, a dokładnie pęcherzyki wypełnione płynem. Wyglądało to okropnie. Było mi głupio, kiedy miałam się z kimś przywitać. Ludzie różnie reagowali. Nawet gdy uprzedzałam, że to alergia, i tak patrzyli na moje dłonie z obrzydzeniem. Niektórzy nawet nie chcieli podać mi ręki. Rodzice zaprowadzili mnie do lekarza medycyny niekonwencjo- nalnej. Zalecił mi ziołowe krople.
Były superdrogie (400 zł za sześć buteleczek) i skomplikowane w stosowaniu (różna dawka kropli z kilku buteleczek o różnych porach dnia). Ale to leczenie nic nie dało. Trafiłam więc do Centrum Zdrowia Dziecka. Powtórka z badań, krople lekarz
zastąpił zyrtekiem. Plus dieta.
Nie umiałam jednak odmówić sobie batona, kiedy słodycze jadły inne dzieci. Przeciwko diecie buntowałam się jeszcze w liceum. Na szczęście po okresie dojrzewania objawy alergii trochę ustąpiły. Nadal jednak nie mogę jeść wszystkiego. Poprzedniego lata często zaglądałam do McDonald'sa, co skończyło się powrotem wysypki. Wtedy poszłam na badania. Testy wykluczyły alergię kontaktową. Kiedy upomniałam się o badanie na alergeny pokarmowe, usłyszałam, że w tej przychodni takich się nie robi. Sama więc zaczęłam obserwować, co mi szkodzi, a co nie. I tak od roku stosuję dietę.
Kiedy skuszę się na colę, zaraz wypijam wapno. Cena za pizzę to tydzień uczulenia w okolicach szyi. Kiedy idę do knajpy, zamawiam np. sałatkę bez pomidorów, rezygnuję z alkoholu. Kupując produkty, wczytuję się w to, co piszą na etykietach. Staram się unikać konserwantów, ale nie jest to proste. Nieraz wysypało mnie po tzw. zdrowej żywności. I tak jestem w lepszej sytuacji niż wielu alergików - po trefnych produktach dostaję wysypki, ale nie duszę się jak inni. Dlatego mimo skłonności do uczuleń mogę czerpać radość z jedzenia.

 

Uczulone na wszystko
Edyta Wróblewska, mama 5-letniej Mai i 3-letniego Igora: - Przy alergii niezbędne są surowa dieta i dyscyplina. Dlatego od nas, rodziców, zależy zdrowie dzieci.

Maja skończyła 3 miesiące, kiedy pojawiła się u niej pierwsza wysypka. Miała też mocno czerwone, chropowate policzki, pęknięcia skóry w zgięciach rąk, pod kolanami i za uszami. Do tego kłopoty żołądkowe. Mimo że objawy były typowe, pediatra nie rozpoznał uczulenia pokarmowego. Byliśmy jeszcze u kilku lekarzy, ale żaden z nich nie umiał jej pomóc. Gdy Maja miała 9 miesięcy,
trafiliśmy do dr Anny Zawadzkiej, znakomitej alergolog. Przepisane przez nią leki w tydzień zlikwidowały objawy, z którymi nie mogliśmy
dać sobie rady przez pół roku. Dr Zawadzka uświadomiła też nam, że nieleczona alergia pokarmowa może przerodzić się w astmę oskrzelową. I że od naszego postępowania będzie zależało zdrowie Mai.
Najważniejsza była ostra dieta. Każdy nowy dla dziecka pokarm
należało wprowadzać stopniowo - zaczynać od jednej, dwóch łyżeczek dziennie, a potem zwiększać dawki. W tym czasie uważnie obserwowaliśmy z mężem, czy nie pojawiają się niepokojące objawy. Gdy u Mai zaczynały się bóle brzucha albo na policzkach pojawiał się charakterystyczny rumieniec, był to sygnał, by nowy pokarm odstawić. Szybko okazało się, że Maja najbardziej jest uczulona na białko mleka krowiego, ale także mnóstwo innych produktów. Szkodziły jej nawet zwykłe bułki. Nie było mowy
o wędlinach kupowanych w supermarkecie. Zabroniono nam podawania jej produtków uznanych za mocno alergizujące, czyli cytrusów, malin, truskawek, orzechów, miodu, kakao, a także zawierających spulchniacze, sztuczne barwniki i konserwanty.
Na początku nie wyobrażałam
sobie, jak można karmić dziecko uczulone prawie na wszystko.
Jednak z czasem radziliśmy sobie z mężem coraz lepiej. W sklepie
dokładnie studiowaliśmy etykiety każdego produktu. Ziemniaki
i warzywa kupowaliśmy ze sprawdzonego źródła - z gospodarstwa ekologicznego, prawie prosto z pola. Moi rodzice, którzy mieszkają poza Warszawą, zamrażali latem owoce z działki, żeby wystarczyły na cały rok. Robili też z nich przetwory, które Maja mogła jeść. Moja mama opracowała recepturę ciasta bez jajka, mleka, śmietany i drożdży, bo na te wszystkie składniki Maja była uczulona. Piekła jej torty z mąki, cukru i wody, a krem robiła z kaszy manny. Nauczyliśmy się piec domowy chleb, robić wędliny, gotować dla Mai bezpieczne zupy.
Całkowicie zmieniliśmy wystrój domu. Zlikwidowaliśmy wszystko, w czym może gromadzić się kurz - dywany, zasłony i narzuty. Trzeba było wymienić materace, dokupić antyalergiczne pokrowce itp.
Ze względu na Maję nie mogliśmy stosować tradycyjnych środków czystości. Do mycia podłogi do tej pory używam szamponu dziecięcego. Wszystkie kosmetyki dla córki kupowaliśmy w aptece. Nierozważne posmarowanie jej ciała popularnym kremem czy choćby użycie mokrych chusteczek dla niemowląt podrażniało jej skórę.
Przez dwa lata bardzo restrykcyjnie przestrzegaliśmy wszystkich
zasad, dzięki czemu stan Mai zdecydowanie się poprawił.
Gdy urodził się jej brat, Igor, szybko dostrzegliśmy u niego objawy uczulenia. Przez pierwszy rok karmiłam syna piersią. Wystarczyło jednak,
że zjadłam cokolwiek, co zawierało mleko, a na jego skórze pojawiały się znane mi objawy. Ponieważ o alergii pokarmowej wiedziałam znacznie więcej niż przy małej Mai, więc stosowałam drakońską
dietę, by nie dostarczać mojemu synkowi niebezpiecznych dla niego składników. Pamiętam, że śniły mi się cukierki czekoladowe i mandarynki, które, tak jak mnóstwo innych produktów, były dla mnie bezwzględnie zakazane do czasu,
aż skończę karmić piersią.
Gdy robiliśmy Igorowi pierwsze
próby stałych pokarmów, okazało się, że z owoców nie uczulają go jedynie winogrona i śliwki, a z warzyw mógł jeść ziemniaki, cukinię, brokuły i kalafior. Wszystko inne było zakazane. Mimo że raz już to wszystko przerabiałam, trudno było mi dostosować dietę do jego wymagań. Zdarzało się, że gotowaliśmy osobne dania dla Mai, Igora i dla nas. Przy wyborze przedszkola chciałam mieć gwarancję, że dzieci będą jadły tylko takie potrawy, które ich nie uczulają. Gdy w końcu znalazłam takie, które zapewniało w pełni kontrolowaną dietę,
zrobiłam bardzo szczegółowe listy produktów, które dzieci mogą jeść, oraz zakazanych. Dałam przepisy na bezpieczne potrawy.
Z wyjściem do rodziny czy restauracji wiążą się spore komplikacje. Kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje i jedliśmy poza domem, zamawialiśmy dla dzieci np. mięso upieczone bez przypraw. Kelner faktycznie przynosił pieczeń bez przypraw, ale za to polaną sosem miodowym. Nie wynikało to oczywiście z jego złośliwości, raczej z powszechnej niewiedzy osób, których problem alergii nie dotyczy.
Ludzie, którzy nigdy nie mieli do czynienia z alergią, dziwią się, że trzymamy nasze dzieci na tak restrykcyjnej diecie. Nawet bliskim znajomym trudno jest czasem pojąć, że kilkuletnie dziecko nigdy nie jadło ciastka czekoladowego ani rosołu z kury. Alergie pokarmowe wymagają niesłychanej dyscypliny nie tylko od nas, ale także od dzieci. Nasza pięcioletnia Maja i trzyletni Igor dokładnie wiedzą, co mogą jeść, a czego nie. Niedawno zrobiliśmy Mai testy uczuleniowe. Jej IgE, czyli wskaźnik ogólnego uczulenia dziecka na różne produkty, 25-krotnie przekracza maksimum dla dzieci w jej wieku. Niedługo córka ma być odczulana. Szczepionkę trzeba będzie jej podawać co kilka dni przez parę lat. Mam jednak nadzieję, że leczenie przyniesie dobre efekty. Igor jest jeszcze za mały na odczulanie. Czasem myślę, jak trudne jest życie dzieci z alergią. Pocieszam się jednak, że na szczęście to choroba, na którą najlepszym lekiem jest dyscyplina. A tej można się nauczyć.
Wysłuchała Agnieszka Trojan


Minęło jak ręką odjął
Agnieszka Śniegucka, mama 12-letniej Magdy: - W dzieciństwie córka była uczulona prawie na wszystko. Gluten, cytrusy, jajka - lista szkodzących jej składników była bardzo długa. Na szczęście wyrosła z alergii przed ukończeniem pięciu lat.

Gdy Magda miała rok, przestałam karmić ją piersią, a miesiąc później pojawiły się objawy alergii pokarmowej. Najpierw sądziliśmy, że jest uczulona tylko na mleko. Niestety, nie tylko ono powodowało u niej dolegliwości. Wtedy zaczęliśmy odstawiać różne produkty i sprawdzać, co się dzieje. Kiedy Magda miała 2,5 roku, zrobiliśmy jej badania - okazało się, że jest uczulona prawie na wszystko.
Gluten, cytrusy, jajka. Kiedyś nie było wielu sklepów z produktami dla dzieci alergicznych. Dwa razy w tygodniu jeździłam więc do jednego ze sklepów w centrum miasta po chleb bezglutenowy. Kupowałam też makaron bezglutenowy i mięso królika (Magda nie mogła jeść wieprzowiny czy kurczaka). Na szczęście nie szkodziły jej warzywa.
Przywykliśmy do diety w domu. Trudno było jednak pójść do przyjaciół czy rodziny, bo wszyscy czymś częstowali, a my musieliśmy odmawiać. Nie mogli zrozumieć, dlaczego nie pozwalam dziecku na spróbowanie jakiejś potrawy. Kiedyś w święta Magda bardzo chciała zjeść skórkę od chleba. Dwie babcie nie mogły zrozumieć, że dziecku może zaszkodzić mały kawałek skórki. Ale ja - chociaż miałabym być uważana za uparciucha
- nie mogłam pozwolić, aby Magda jej spróbowała. Trzymałam córkę na diecie, a jednocześnie szukałam pomocy. Alergolodzy byli bezradni, więc próbowałam leczyć Magdę mniej konwencjonalnymi metodami.
Niestety, i one nie pomagały. W końcu alergia sama ustąpiła. Po prostu zniknęła, kiedy Magda miała 4,5 roku. Byliśmy wtedy w górach. W pensjonacie mieliśmy wykupione posiłki. Co prawda zabrałam trochę jedzenia dla Magdy, ale w końcu zadecydowałam - niech je posiłki jak wszyscy - co będzie, to będzie. I, o dziwo, nic się nie wydarzyło. Magda zaczęła jeść normalnie także w domu i objawy alergii już się nie pojawiły.
Wysłuchała Agnieszka Trojan



Czy to już choroba
- Diagnozowanie alergii to trudne śledztwo - mówi dr Agnieszka Krauze, alergolog
z Kliniki Pneumonologii i Chorób Alergicznych Wieku Dziecięcego AM w Warszawie.

Szorstka skóra, swędzenie, wysypka, nudności, złe samopoczucie. Takie objawy mogą świadczyć o alergii, choć nie muszą. Lepiej jednak sprawdzić, czy dziecko jest uczulone na jakieś składniki diety. Jak?

 

1 Jeśli rodzice zaczynają podejrzewać, że dziecko ma alergię pokarmową, muszą cierpliwie obserwować, kiedy pojawiają się u niego przykre dolegliwości. Częste wśród maluchów są uczulenia na mleko i jajka, ale to produkty zbyt ważne w diecie, aby z powodu podejrzeń rodzice sami wykluczali je z diety dziecka. Taką decyzję może podjąć tylko lekarz. Po odstawieniu podejrzanych produktów dolegliwości powinny ustąpić. Potem wprowadza się kolejno niewielkie ilości pokarmów zawierających białko mleczne czy jajko, obserwując, czy po ich podaniu nie pojawiają się jakieś niepokojące objawy. To dość trudne zadanie, bo reakcja nie zawsze jest natychmiastowa. Nieraz wysypka czy dolegliwości żołądkowe pojawiają się po godzinie, czasem jednak dopiero po upływie doby lub nawet kilku dni.

2Znalezienie alergenu nie jest łatwe nawet dla specjalisty. Jeśli wywiad nie wystarcza,
lekarze proszą rodziców o prowadzenie dziennika dietetycznego, w którym zapisywany jest każdy kęs pokarmu dziecka. Dopiero na podstawie takich dokładnych zapisków lekarz może wpaść na trop uczulającego produktu. Nieraz - choć podejrzane jest jajko czy mleko - okazuje się, że winne alergii są kolorowe żelki czy cukierki. Barwniki dodawane do słodyczy i napojów, które dzieci bardzo lubią, należą bowiem do najczęściej uczulających alergenów. Nieraz w wyniku badania okazuje się, że dziecko jest uczulone nie na pokarm, lecz np. na szampony czy żele do mycia, które powodują zmiany skórne podobne do tych, jakie występują przy uczuleniach pokarmowych.

3Jeśli istnieje podejrzenie, że przyczyną dolegliwości mogą być nie tylko alergeny pokarmowe, ale też na przykład kurz czy pleśnie, przeprowadza się skórne testy alergiczne.
Lekarz nakłuwa skórę specjalną igłą i wprowadza w to miejsce antygeny. Po ok. 20 minutach sprawdza, czy wywołały one zaczerwienienie, świadczące o reakcji alergicznej. W przypadku alergii pokarmowej wykonuje się nie tylko testy skórne, ale także z krwi oraz inne badania.

4Diagnoza, że dziecko jest uczulone na mleko, jajko czy inny składnik pokarmu, zawsze oznacza zmianę diety. Podstawą leczenia jest bowiem wyeliminowanie alergenu. Jeśli jest nim na przykład mleko, dziecku nie wolno jeść żadnych produktów zawierających krowie białko. Na czarnej liście są nie tylko zupy mleczne, sery czy jogurty, ale także ciasta, lody czy masło. W przypadku dzieci uczulonych na kilka produktów oznacza to duże ograniczenia. Ich matkom łatwiej jest wtedy wymienić to, co maluchy jeść mogą, niż to, czego jeść nie mogą.

5Leki to tylko dodatek do odpowiedniej diety i rzadko się je stosuje. Jeśli alergia pokarmowa powoduje wysypki i swędzenie, lekarze zalecają leki antyhistaminowe, zapobiegające tym dolegli- wościom. Dzieci powinny być pod stałą kontrolą lekarską, chociaż wizyty u alergologa nie muszą być częste - na początku leczenia co trzy-cztery miesiące, potem wystarczy co pół roku, nawet co rok. Optymistyczne jest to, że większość dzieci wyrasta z alergii pokarmowej i to dość szybko, około 5-6 roku życia. Takim happy endem kończy się aż u 80 proc. dzieci jedna z najpowszechniejszych u nas alergii - na mleko.

Wysłuchała Jolanta Chyłkiewicz

Gdzie leczyć alergie pokarmowe?
- Oddział Przewlekłych Chorób Płuc i Alergii Specjalistyczny ZOZ nad Matką i Dzieckiem
Gdańsk, ul. Polanki 119
- Zakład Alergologii Klinicznej Pomorskiej AM, Szczecin, al. Powstańców Wielkopolskich 72
- Klinika Alergologii, Gastroenterologii i Żywienia Dzieci UM, Łódź ul. Sporna 36/52
- Klinika Alergologii i Pneumonologii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc, Oddział Terenowy, Rabka, ul. prof. Jana Rudnika 3B
- Klinika Pneumonologii i Chorób Alergicznych Wieku Dziecięcego AM Warszawa, ul. Działdowska 1/3
- III Klinika Chorób Dzieci AM Białystok, ul. Waszyngtona 17

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin