Regmes Jamulus i inni, czyli świat slashu [Dorga].doc

(622 KB) Pobierz
Regmes Jamulus i inni, czyli świat slashu

Regmes Jamulus i inni, czyli świat slashu

autor: Dorga

 

To nie jest śmieszne. To nigdy nie będzie śmieszne.

 

 

Prolog

 

Kim był Regmes Jamulus, tego nie wiedział nikt. I nikt przy zdrowych zmysłach wiedzieć nie powinien. A przecież pojawił się i to dwojako. Wsączył się, jadowicie, ale zmysłowo, w obszar słów i znaczeń, pobudzając młode umysły do rozmaitych skojarzeń.

Harry Potter też o nim nic nie wiedział. I, na Merlina, dobrze, bo by się całkowicie załamał. Biedaczek ledwie z trudem ponownie zaakceptował swojego ojca i uznał, że chociaż James i Syriusz nie byli ideałami, to przecież ich kochał, a tu musiałaby, całkiem nieoczekiwanie, przełknąć kolejną sensację. To byłby przysłowiowy gwóźdź do jego blizny.

Nie, Harry Potter to było porządne chłopię, uczciwe, o czystym serduszku. Nie w głowie mu były jakiekolwiek dewiacje i fanaberie. Jakżeby inaczej, nie będąc moralnie nieskalanym, mógł pokonać Lorda Voldemorta?

Ale z rzeczywistością różnie to bywa i czasami potrafi zawinąć, wbrew wszelkiej logice, jakąś skręconą podwójnie helisę w pętlę czasu. Coś zagmatwać w umysłach ludzkich i chromosomach. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić, czy owa alternatywna historia nie jest tylko koszmarnym tworem wyobraźni lub snem.

Harry’emu, gdy miał szesnaście lat właśnie się tak zagmatwało, a zaczęło się zupełnie niewinnie – herbatką u dyrektora.

Potter nie mógł się doczekać pierwszej w roku szkolnym prywatnej lekcji z Albusem Dumbledore’em, był bardzo ciekawy, czego może go nauczać stary mag. W rozmaitych spekulacjach na ten temat prześcigali się Ron i Hermiona, żadne z nich nie miało jednak racji. Chłopiec po pierwszym wieczornym spotkaniu z dyrektorem wyszedł całkowicie skonfundowany i zaskoczony. Nie było nauk skutecznych zaklęć, ani przepisów na to, jak w weekend pokonać Voldemorta, ani prelekcji na temat wyższości dropsów cytrynowych nad miętowymi, ani rozwlekłych i nudnych historii z życia niejakiego Toma Riddle’a. Nie było nawet zachwalania lojalności i użyteczności Severusa Snape’a. Nie było nic, co mógłby przewidzieć lub czego oczekiwać Harry Potter.

Nawet Fawkes siedział jakiś smutny na żerdzi i cichutko kwilił. Drapał się szponiastymi pazurami za miejscem, gdzie feniksy nie mają ucha i spoglądał z pewną nostalgią w przestrzeń rozciągającą się za oknem gabinetu dyrektora.

Herbatka, już po pierwszych łykach wydała się Harry’emu dziwnie niepokojąca. Nie, nie miała żadnych specjalnych dodatków. Niby była normalna, słomkowa, wysoce słodzona, taka, na wspomnienie smaku której prawdziwy amator herbaty doznaje uczucia ledwie hamowanych torsji. Ale Harry taką właśnie lubił, tylko że ta była jakaś dziwna. A może jej smak zmieniły intensywne spojrzenia niebieskich oczu i zagadkowy uśmiech Albusa Dumbledore’a?

W każdym bądź razie Harry popijał coraz bardziej zaniepokojony ową herbatkę i będąc z natury lekko nadpobudliwym ruchowo, wiercił się na krześle. Milczenie przedłużało się i chłopiec przez chwilę pomyślał, że znacznie przyjemniej byłoby mu teraz posiedzieć we własnym dormitorium, pogadać z Ronem i wypolerować trzonek Błyskawicy na jutrzejszy trening quidditcha.

W końcu stary czarodziej odezwał się, a właściwie to zadał Harry’emu jedno, zupełnie nieoczekiwane pytanie. Usłyszawszy je, chłopiec momentalnie zakrztusił się popijaną właśnie herbatką, zakasłał i opluł lepkim płynem stojącą na biurku dyrektora myślodsiewnię. Pływająca w niej mglista materia zafalowała i na jej powierzchnię wypłynęła ziemistoszara twarz Severusa Snape'a. Ten podejrzliwie, a zarazem prowokacyjnie łypnął na Harry’ego, syknął z dezaprobatą i zanurkował w głębinę misy. Cóż, nikt, nawet wspomnienia nie lubią być opluwane.

Widząc całkowite zaskoczenie chłopca, Dumbledore spokojnie ponowił pytanie.

– Harry, jakiej jesteś orientacji seksualnej?

 

---

 

 

 

Rozdział I

 

Urok wspomnień i bardzo niepokojąca herbatka

 

– Eee... Ja? – wydukał chłopiec, dając jak zwykle popis wrodzonej elokwencji. – Ja...

No właśnie, z tym był problem. Harry w ciągu szesnastu lat żywota nie rozstrzygał nigdy kwestii swojej orientacji. Miał na głowie inne, ważniejsze rzeczy, ot choćby tegoroczny skład drużyny quidditcha Gryfonów lub ciągłe, coraz bardziej ryzykowne konfrontacje z Lordem Voldemortem. Głęboka zmarszczka przecięła obsypane młodzieńczym trądzikiem czoło chłopca, uwydatniając, nieco bardziej niż zwykle, zygzakowatą bliznę. Harry myślał.

No, tak w sprawie orientacji, to...

Miał dobrą orientację – przestrzenną. Nawet bardzo dobrą. Gdyby jej nie miał, nie mógłby zostać wyśmienitym szukającym, nie mógłby latać na wyczynowej miotle, nie mógłby skutecznie uciekać, klucząc po różnych zakamarkach, najpierw przed Dudleyem, a teraz przed Czarnym Panem.

Jak się okazało, orientował się również nienajgorzej w materiale programu nauki szkolnej, dzięki temu zaliczył przyzwoicie egzaminy. Ale Harry zdawał sobie sprawę, że nie o taką orientację dyrektorowi chodziło, a objaśniał mu to, zawarty w zadanym pytaniu przymiotnik – seksualny – wyraziście wyartykułowany nienaganną, Albusową dykcją.

W sprawach seksu Harry czuł się uświadomiony. To znaczy mniej lub bardziej się orientował. Analizując dokładniej, to raczej mniej niż bardziej, ale się orientował. Oczywiście nikt z nim nie przeprowadzał pogadanek uświadamiających, bo w domu wujostwa seks był tematem tabu i nawet kiedyś nastoletni Harry zastanawiał się, jakim cudem Dursleyowie spłodzili Dudleya? Ale Harry, chodząc do szkoły i włócząc się jak bezpański pies po dzielnicy, miał okazję nabyć trochę wiedzy. Zatem się orientował. Przez jego umysł szybko przebiegały wspomnienia najbardziej istotnych w tym temacie doświadczeń.

Kiedy miał jakieś siedem lat, odkrył na drzwiach szkolnej toalety bardzo frapujący rysunek i napis. Chłopiec długo nie mógł sprecyzować, o co w nim chodzi, ale w końcu, gdy wszedł nogami na deskę sedesową i obrócił się, namaźgany czerwonym markerem gryzmoł odsłonił przed nim swoje tajemnice. Gorzej było z odcyfrowaniem tekstu, choć Harry w wieku siedmiu lat już dosyć sprawnie opanował sztukę czytania. Niestety chłopiec nie wiedział o tym, że autor klozetowego grafitti zapewne był dyslektykiem. Można tak było sądzić po koślawości zapisu liter i błędach ortograficznych zawartych w kluczowych dla przekazu treści rysunku słowach.

Dalsza edukacja seksualna Harry’ego była już znacznie prostsza. W zdobywaniu wiedzy pomagały mu wyciągane z przydomowych i parkowych śmietników kolorowe czasopisma, zwłaszcza te nie dla dzieci i młodzieży. Harry polubił szczególnie jedno, takie z wesołym obrazkiem eleganckiego króliczka. Później przyszedł czas na lekcje poglądowe zaczerpnięte z rozmaitych programów telewizyjnych i śledzenia wieczorami zakochanych par przesiadujących, i nie tylko przesiadujących, na ławeczkach w parku.

Niemniej otwarcie skierowane i tak sformułowane do niego pytanie dyrektora było sporym zaskoczeniem.

– Eee... Panie dyrektorze ja jestem... Eee... Zorientowany w sprawach związanych z seksem.

Albus uśmiechnął się dobrotliwie.

– Harry, nie o poziom twojego uświadomienia seksualnego chodziło mi w zadanym pytaniu.

Twarz chłopca pokryła się purpurą wstydu.

„Nie o to, więc o co?” – rozmyślał gorączkowo.

Dumbledore pogładził dłonią siwą brodę i Harry’emu wydało się, że dostrzegł nikłe iskierki rozbawienia w błękitnym spojrzeniu dyrektora.

– Pytałem się, jakie masz preferencje seksualne?

„ Preferencje?”– Harry’emu zrobiło się jeszcze bardziej gorąco.

Przecież nie będzie rozmawiał ze stuletnim starcem o tym, jakie dziewczyny mu się podobają. Które są bardziej seksowne: blondynki, brunetki, a może rude? I o tym, jak je podglądał w szatni dla zawodniczek quidditcha. Z Ronem to owszem, ale nie z nim!

– Eee... Podobają mi się fajne dziewczyny.

I nagle Harry’ego olśniło, znalazł brakujące mu od samego początku rozmowy słowo.

– Ja chyba jestem heteroseksualny.

Uśmiech nagle zgasł w oczach dyrektora.

– Tak myślałem, Harry. Tak myślałem. I tego właśnie się obawiałem. Stąd moja propozycja dodatkowych z tobą lekcji i spotkań.

Harry zaniepokoił się usłyszanymi słowami.

– Eee... Panie profesorze, czy to coś...

– Nie, nic złego. Nie zrozum mnie źle, chłopcze, ale mniej miałbyś w życiu problemów i znacznie łatwiej podjąłbyś zmagania z Voldemortem, będąc osobą o homoseksualnych preferencjach.

– Homoseksualnych? – jęknął chłopiec.

– Tak – gorliwie przytaknął Albus Dumbledore. – Odnoszę jednak wrażenie, że dotychczas nie poświęcałeś zbytniej uwagi swojej orientacji seksualnej?

Harry zamyślił się.

Oczywiście, że nie poświęcał. Miał ją i już. Nad czym było się zastanawiać. Sama przyszła. Nie dywagował nad tym, że mogą być jakieś inne. Nie znał nawet osób o homoseksualnych preferencjach. Nigdy ich... Nie! Zaraz, zaraz... Kiedyś spotkał.

To było latem, mniej więcej na rok przed pójściem do Hogwartu. Tego popołudnia ciotka Petunia zleciła mu wyrywanie drobnych trawek ze szpar wyłożonego betonowymi kostkami podjazdu dla samochodu. Harry nienawidził tej żmudnej, niekończącej się roboty i aby nie oszaleć wyobrażał sobie, że kolejna trawka to jeden włos Dudleya, a on kwiczy z bólu za każdym razem, gdy mu Harry ów włosek wyrywa. Chłopiec musiał jakoś odreagowywać, widząc wylizującego już piątą porcję lodów kuzyna, który w tym samym czasie siedział sobie beztrosko na ławce przed domem. I wtedy przyszli oni. Dwóch mężczyzn, w sumie przeciętnych, lecz ubranych w prążkowane, różowe spodnie. Mieli ze sobą plik jakiś formularzy, kartek. Ignorując obu chłopców podeszli do drzwi i zadzwonili. Otworzyła im ciotka i zerknęła podejrzliwie na ich odzienie. Jeden z mężczyzn, wysoki blondyn, uśmiechnął się promiennie i powiedział, że są przedstawicielami stowarzyszenia, jakiego to Harry dokładnie nie usłyszał, i zbierają podpisy pod petycją poparcia dotyczącą równouprawnienia dla mniejszości seksualnych. Chcą zorganizować w najbliższym czasie w wielu miastach parady miłości oraz międzynarodowy kongres gejów i lesbijek. Zajęty pieleniem trawki Harry może by nawet nie zwrócił specjalnej uwagi na rozmówców Petunii, gdyby ta nagle nie przybrała miny jakby miała dostać zawału serca i nie wrzasnęła pełnym desperacji głosem.

– Po moim trupie! Zboczeńcy! Zaraz wezwę policję!

Następnie, niczym tygrysica rzuciła się przed siebie, sprytnie ominęła owych „zboczeńców”, błyskawicznie podbiegła do Dudleya, chwyciła go za rękę, w oka mgnieniu wciągnęła do domu i zatrzasnęła drzwi przed nosem lekko skonsternowanych mężczyzn. Harry’ego oczywiście pozostawiła na zewnątrz, na pastwę tych w różowych spodniach. Ci jednak spokojnie, uśmiechając się ironicznie i zupełnie nie zwracając uwagi na Harry’ego, opuścili posesję Dursleyów i podeszli do kolejnych drzwi w ciągu domków przy ulicy Privet Drive.

Po chwili chłopiec, ukryty za żywopłotem, miał wątpliwą przyjemność usłyszeć znacznie bardziej krwiste inwektywy rzucane przez sąsiadkę, a następnie groźby poszczucia psem od sąsiada z domu pod numerem osiem. Ciotka Petunia zaistniałe zdarzenia obserwowała wychylona z okna kuchni, była tak zbulwersowana całym zajściem, że zapomniała nawet zasłonić się firanką. W sumie ci nieznajomi spodobali się Harry’emu, ponieważ chłopiec darzył sympatią nietypowo ubranych ludzi.

Tak, owo zdarzenie było jedynym doświadczeniem spotkania z osobami o orientacji homoseksualnej. Ale teraz musiał udzielić odpowiedzi Dumbledore’owi.

– Nie, nigdy nie interesowało mnie to specjalnie.

– Więc może nic straconego? Wiążę pewną nadzieję z wahaniem zasygnalizowanym w twojej odpowiedzi. Harry, posłuchaj. Proszę, abyś przez najbliższe dwa tygodnie, do czasu naszego kolejnego spotkania, zastanowił się i jeszcze raz przeanalizował obszary swojej seksualności. To ważne.

Po takich słowach dyrektora Harry poczuł się całkowicie skonfundowany. Dlaczego to było takie ważne?

– Profesorze, czy będę mógł o tym z kimś porozmawiać? Z Ronem i Hermioną.

– Ależ oczywiście chłopcze, tak. Są przecież twoimi przyjaciółmi, lecz poproś ich, aby nie ujawniali nikomu zdobytych informacji. Najpierw jednak poobserwuj uważnie relacje pomiędzy otaczającymi cię kolegami. A teraz... Dopij spokojnie swoją herbatkę...

Chłopiec siorbnął po raz kolejny słodkawego płynu i uzmysłowił sobie, że jego smak stał się jeszcze bardziej niepokojący.

Pięć minut później Harry wyszedł z gabinetu dyrektora całkowicie zaszokowany, zupełnie czego innego oczekiwał po tym spotkaniu, a gdy już odchodził wydawało mu się, że strzegąca wejścia do kwater Dumbledore’a chimera puściła do niego oczko i obrzydliwie obleśnie się uśmiechnęła. I Harry wolał sobie nie zadawać pytania, jakiej płci są chimery?

 

----

 

 

Rozdział II

Na tropie wiedzy, czyli jak rozpoznać geja?

 

Harry’ego Pottera czekało niezwykle trudne zadanie, musiał zmierzyć się z własną orientacją seksualną. Bo tego, że posiada jakąkolwiek orientację w tym obszarze, jeszcze do wczorajszego dnia zupełnie nie podejrzewał. Teraz jednak dowiedział się, że ma i to niewłaściwą, może niewybrakowaną, ale taką, która utrudni mu walkę z Voldemortem. Harry wyjaśnił rozpytującym go o wrażenia po pierwszej lekcji z Dumbledore’em przyjaciołom, że wszystko im dokładnie opowie tylko najpierw sam musi przeanalizować pewne podniesione na spotkaniu sprawy.

Zgodnie z sugestią dyrektora rozpoczął od ukierunkowanego obserwowania zachowań kolegów. Już pierwszego dnia odkrył, że nie ma bladego pojęcia, w jaki sposób ma określić preferencje seksualne chłopców. Przecież nie mógł ich o to otwarcie zapytać. Ci, którzy mieli dziewczyny zostali zakwalifikowani przez Harry’ego do grupy osobników heteroseksualnych, lecz pozostali? Ron chyba też był zainteresowany tylko dziewczynami i Dean, bo chodził, ku skrywanej irytacji Harry’ego, z Ginny. Ale inni? Neville? Seamus? Longbottom sprawiał wrażenie, jakby nie obchodziły go w ogóle dziewczęta, zresztą one również nie zwracały uwagi na lekko gamoniowatego Gryfona. Neville potrafił siedzieć godzinami i z umiłowaniem patrzeć na swoją obrzydliwą, cuchnącą roślinkę, ba nawet mówić do niej. Takie zachowanie nie pasowało Harry’emu do żadnej z analizowanych orientacji. Chłopiec doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie wie, czym w codziennych zachowaniach, sposobie bycia mogą różnić się homoseksualni i heteroseksualni chłopcy. Jedyna wiedza, jaką posiadał pochodziła od zasłyszanych żartów oraz komentarzy Dudleya i jego bandy. Większość z używanych przez nich epitetów nie nadawała się do powtórzenia i Harry nie miał wątpliwości, że jego kuzynek uważa gejów za najgorszą kategorię ludzi, których wszelkimi sposobami należy tępić. W swoich poglądach był chyba nawet bardziej radykalny od wuja Vernona. Według nich geje byli osobami zniewieściałymi, nachalnymi, zboczonymi i zdegenerowanymi do szpiku kości. Stanowili, jak mawiał wuj, zagrożenie dla zdrowej tkanki narodu. O co chodziło z tą tkanką to Harry dokładnie nie wiedział, ale przez te wszystkie lata nauczył się dosyć skutecznie odrzucać wszelkie poglądy Dursleyów, którzy czarodziejów również uznawali za osobników zdziwaczałych i niebezpiecznych.

 

Lekko poirytowany swoją niewiedzą chłopiec siedział przy stole w Wielkiej Sali i gmerał łyżką w owsiance. Hermiona i Ron wymienili porozumiewawcze spojrzenia, domyślali się, że Harry musi rozstrzygać jakiś poważny problem, ale jako oddani przyjaciele czekali cierpliwie, aż sam zacznie mówić.

A tymczasem Potter, z pod przymrużonych powiek, obserwował chłopców, a im dłużej się im przyglądał, tym bardziej mu wszystko nie pasowało. Wedle Dursleyowej kategorii klasyfikacji, jedynym osobnikiem, jakiego Harry mógł uznać za geja, był Malfoy. Gryfon z obrzydzeniem obserwował, jak znienawidzony Ślizgon dystyngowanie odgryza kęsy bułki, sprawnie manipuluje przy konsumpcji posiłku nożem i widelcem, delikatnie wyciera chusteczką usta. Tak Draco Malfoy był jakiś taki inny, wyrafinowany w sposobie bycia. A jego wygląd? Platynowe, ulizane włosy, policzki prześwietlone niepojącym różem, biżuteria, jedwabne koszule... I nagle Harry'ego ogarnęła wściekłość. Jak to? Ten znienawidzony Malfoy miał być orientacji homoseksualnej i mieć kiedyś, według Dumbledore’a, większe predyspozycje do osiągania życiowych celów niż on – Harry? W zielonym spojrzeniu Gryfona zapłonęła niekontrolowana wściekłość i ten pełen nienawiści wzrok dostrzegł popijający sok dyniowy Draco. Ślizgon uśmiechnął się prowokacyjnie, z przyjemnością przypomniał sobie chwilę bliskiego kontaktu z Potterem, gdy mu kopniakiem łamał nos, a następnie w mało arystokratycznym geście pokazał zaskoczonemu Gryfonowi środkowy palec dłoni. W Harrym wszystko zawrzało, miał ochotę zetrzeć ten cyniczny uśmieszek z gęby podłego Ślizgona. Nie, Malfoy był po prostu podłą kreaturą, a nie gejem!

Szarpany rozmaitymi domysłami Harry doszedł do wniosku, że nie pozostaje mu nic innego, jak nieco rzetelniej uzupełnić swoją wiedzę na temat orientacji seksualnych i w tym celu, o zgrozo, udać się do biblioteki.

 

Na szczęście dla Harry’ego jesienny dzień był wyjątkowo słoneczny, toteż większość uczniów wolała spędzać wolne chwile na powietrzu i w bibliotece zastał niewiele osób, w tym sporo zasuszonych, zatopionych w opasłych księgach kujonów - Krukonów. Dzięki wielokrotnym interwencjom Hermiony chłopiec był dosyć dobrze obeznany z rozkładem regałów i działów tematycznych biblioteki. Udał się zatem w rejon półek opisanych literką „H” i rozpoczął ich systematyczną eksplorację. Po półgodzinnej szperaninie zwątpił. Przeszedł przez higienę, hipogryfy, hipochondrię, historie rozmaite, jeszcze obszerniejsze hodowle Merlin wie czego, homeopatię, aż po humor bawarski, ale homoseksualizmu nie znalazł. Poirytowany rozpoczął kolejne, bardziej szczegółowe wertowanie zakurzonych tomów. Pewną nadzieję wzbudził w nim homo erectus, ale szybko zorientował się, że nie o to zagadnienie mu chodzi. Znalazł homogenizację honoru i homerycki homo eruditus, homonimy horoskopów, ale nie to, czego uparcie szukał. Harry zaczął podejrzewać, że owe traktujące o homoseksualizmie dzieła zostały ukryte w dziale ksiąg zakazanych, jedno go tylko zastanawiało, dlaczego? Ale ponieważ pilnie potrzebował wiedzy z zadanego przez Dumbledore’a obszaru, odważył się i podszedł do siedzącej za stosem ksiąg, wetującej pożółkłe biblioteczne karty, pani Pince.

– Poszukuję informacji na temat homoseksualizmu – wyszeptał mocno skrępowany sytuacją Harry.

Bibliotekarka uniosła głowę, łypnęła na chłopca spoza grubych szkieł okularów.

– Na temat czego? – zaskrzeczała głosem ochrypłym zapewne od nawarstwionego latami w drogach oddechowych kurzu.

– Pozycjezdziedzinyhomoseksualizmu – na jednym wdechu wyrzucił Harry.

– Homoseksualizmu? – głośniej dopytała bibliotekarka.

Harry zarumienił się, w panicznym strachu rozejrzał się po czytelni i ku swemu przerażeniu ujrzał intensywnie machającą do niego dłonią i zachęcająco wskazującą miejsce tuż obok siebie Romildę Vane.

Tego mi tylko brakowało – jęknął chłopiec.

W tym czasie pani Pince położyła na stole dwa opasłe tomiska.

– Radzę zacząć od słownika i encyklopedii – zasugerowała. – Usiądź chłopcze, a ja przyniosę ci resztę.

I choć bibliotekarka była uprzejma, to Harry odniósł wrażenie, że minę ma bardziej skrzywioną niż zawsze. A kiedy odchodziła, zanim zniknęła za regałem, wyraźnie usłyszał, jak z dezaprobatą mruczy pod sępim nosem.

– O! Jeszcze jeden, który ubzdurał sobie tęczowej barwy szczęście.

 

Po trzech godzinach wertowania ksiąg Harry zwątpił i to nie tylko w pojemność własnej precepcji umysłowej. Pojął, jak wielki jest obszar jego niewiedzy. Choć jego wrażliwość tudzież inteligencja była bardziej pojemna niż przysłowiowa głębia łyżeczki, dotychczas uświadamiał się w obszarze seksu raczej techniką obrazkową i nie miał zupełnie pojęcia, że temat relacji międzyludzkich i doznań w tym obszarze jest tak zagmatwany. Ku swemu przerażeniu odkrył, że człowiek może mieć płeć rozmaitą: biologiczną, genetyczną, psychiczną, fenotypową, społeczną, kulturową, metrykalną... A on dotychczas myślał, że ma się jedną – żeńską lub męską. Z tym homoseksualizmem też wszystko było niezbyt jasne, nikt nie potrafił jednoznacznie określić, co warunkuje takie, a nie inne preferencje. Co autor, to prezentował odmienną koncepcję. Wskazywano na uwarunkowania genetyczne, homoseksualne doświadczenia w okresie dojrzewania, wpływ hormonów matki na dziecko w okresie okołoporodowym, wpływ środowiska wychowawczego i rówieśniczego, relacje rodzinne. Niektórzy uznawali, że jest to jednostka chorobowa, inni – alternatywna normalność. Pod nawałem nowo przyswajanej wiedzy Harry poczuł, że całkowicie... zbaraniał.

I nadal nie potrafił odpowiedzieć sobie na nurtujące go pytanie. Dlaczego preferencje homoseksualne mogą mu pomóc pokonać Voldemorta?

 

---

 

 

 

Rozdział III

Weasleyowie i pozycje

 

W życiu każdego młodego mężczyzny przychodzi taka chwila, w której musi poważnie porozmawiać o najistotniejszych sprawach z przyjacielem, o ile rzecz jasna takiego posiada. Harry był szczęściarzem, bo miał Rona, a Ron miał Harry’ego, lecz w trochę mniejszym zakresie. Skoro wiedza książkowa nie oświeciła należycie Złotego Chłopca i nie dała gotowych odpowiedzi na zadawane pytania, pozostawali do dyspozycji zawsze oddani przyjaciele. Harry miał tylko nadzieję, że Ron jest trochę bardziej zorientowany od niego samego w sprawach będących meritum rozważań.

Wieczorem, kiedy byli sami w dormitorium, Harry zdecydował się wypytać kolegę. Przez chwilę, przyglądał się Ronowi, gdy ten z wielkim zaaferowaniem przeglądał się w lusterku. Najmłodszy z Weasleyów z trudnością akceptował fakt, że nie jest przystojny, jak Bill, umięśniony, jak Charlie i nie ma nawet zawadiackiego uśmiechu charakterystycznego dla parki bliźniaków. Był nijaki, rudy, ale nijaki. Cieszył go jedynie fakt, że nie musiał nosić kretyńskich okularów, jak Percy. Dużo pracy kosztowało Rona zaakceptowanie zbyt długiego nosa i piegowatej twarzy, ale jednego nie mógł zboleć – pryszczy. A te, nic sobie nie robiąc z frustracji właściciela, właśnie rozsiadły się na jego podbródku i czole. Ronald klnąc po cichu, maltretował swoją biedną fizys, a jego gęba z każdą chwilą wyglądała coraz bardziej jak po ostrym ataku groszopryszczki. Ale tak to bywa, gdy unosi się honorem i nie chce się skorzystać z życzliwej rady Hermiony, sugerującej, aby przecierać codziennie twarz oczyszczającym eliksirem z soku z czyrakobulw. Tak, więc Ron cierpiał psychofizyczne katusze, a Harry również, bo nie wiedział, w jaki sposób ma zagaić rozmowę. Wreszcie się zdecydował.

– Ron?

– Ymhyyy.

– Czy mogę cię o coś ważnego zapytać?

– Ważnego? – Weasley spojrzał na przyjaciela i zaprzestał masakrowania własnej twarzy. – Czy to ma coś wspólnego z twoimi...?

– O tak, wiele, ale moje pytanie może cię zdziwić, a zależy mi na szczerości odpowiedzi.

– No to wal, stary – odpowiedział Ron, z miną świadczącą o tym, że nic go nie może już w życiu zaskoczyć.

– Eee... Czy ty jesteś heteroseksualny?

Ronaldowi Weasleyowi opadła pokryta częściowo wyciśniętymi pryszczami szczęka, ale szybko zmitygował się, uznając, że gotów jest zdobyć się na najwyższą szczerość w stosunku do przyjaciela.

– Ja? No... Niestety tak.

– Niestety?

– Bo wolałbym nie być.

Harry Potter poczuł, że proces baranienia rozpoczęty w bibliotece, a może nawet wcześniej – w gabinecie dyrektora, postępuje nadal.

Ron, widząc skonsternowaną minę kolegi, dopowiedział.

– Jak się jest z rodziny Weasleyów, to wiadomo, że na któregoś z chłopców musi trafić.

– Trafić? Mówisz jakbyś...

– Och... Wcale się tym nie przejmuję, mam ciuchy z lumpeksu, książki po starszych braciach, to mogę też mieć niemodną orientację seksualną. W końcu ktoś z rodziny musi się poświęcić, ożenić się i mieć gromadkę dzieci. Jednak czasami wolałbym nie być heteroseksualny.

Harry’ego oszołomiło wyznanie przyjaciela.

– Ale przecież twoi bracia... Bill się zaręczył z Fleur.

– I dlatego ją lubię. Bo to oznacza, że może pobiorą się i urodzą się im jakieś dzieci, a wtedy ja nie będę musiał mieć sześciorga bachorów, może wystarczy dwójka dzieciaków dla przedłużenia linii rodu. Prawdę mówiąc, nie liczyłem na to, bo Bill jest biseksualny.

– Bii... – zająknął się Harry, ale Ron kontynuował wypowiedź.

– On zawsze był taki wspaniały, przystojny, że leciały na niego i dziewczyny, i chłopcy. W Egipcie mieszkał razem z partnerem, dopiero Fleur mu zawróciła w głowie, ale to zrozumiałe, przecież to półwila, uwiodłaby nawet geja.

Harry analizował zasłyszane informacje. Faktycznie, Bill był cool i to bardzo cool. Te jego długie włosy, ekscentryczny kolczyk w uchu, elegancja, inteligencja i jakaś taka naturalna swoboda bycia, ale inni?

– A Charlie?

– On woli smoki.

– Smoki? – jęknął Harry, przypomniawszy sobie bliskie i jakże emocjonujące spotkanie z pewnym Rogogonem Węgierskim. – Jak można...?

Ron w przeczącym geście gwałtownie zamachał dłońmi.

– Nie, nie w tym sensie! Smoki to jego ogromna, życiowa pasja. Nie pozostawia miejsca na jakiekolwiek inne związki.

Harry odetchnął z ulgą, podwójną ulgą, bo przypomniał sobie, że przecież Percy miał kiedyś dziewczynę. Choć może nie powinien o niego pytać. Ron jednak uprzedził jego wahania.

– Dziwne, że nie zapytasz o Percy’ego. Tak, ten ćwok jest też heteroseksualny. I dobrze mu tak. Jeszcze jak był w szkole, krył się z tym. Dopiero Ginny go wyczaiła. Wstrętny ambicjonalista, obawiał się, że związki emocjonalne staną mu na drodze do kariery i zerwał z Penelopą. Teraz siedzi w ministerstwie i jest sam, jak palec w dupie.

Harry podrapał się po rozczochranej głowie.

– A... Eee... Bliźniacy?

– George i Fred? Nie mów, że nie zauważyłeś? Oni przecież wszystko robią razem.

 

Rozmowa z Ronem trwała jeszcze długo, do czasu aż do dormitorium powrócił Neville i zaczął, jak zwykle, coś namiętnie szeptać do swojej roślinki. Przy nim to wszyscy razem wzięci Weasleyeowie zdawali się być całkiem przeciętni. Harry nabywał przekonania, że w ocenie wielu osób posiadanie homoseksualnych preferencji oznacza mniej więcej to samo, co bycie szczęśliwszym i lepszym. Ale dlaczego?

 

W czasie posiłków Harry nie zaprzestał dyskretnego lustrowania zachowań kolegów. Po rozmowie z Ronem był przekonany, że w jego otoczeniu musi znajdować się paru kochających inaczej chłopców. Zauważył też, że skoro widok trzymających się za rączki i obściskujących się po kątach mieszanych par był powszechny, to dlaczego nie mógł wypatrzeć migdalących się chłopców? Nie usłyszał też nigdzie gejowskich zaczepek i komplementów z wyraźnym podtekstem seksualnym. Harry zaczął się nawet celowo wieczorami przechadzać po odludnych zakątkach zamku i ścieżkach pomiędzy różanymi krzewami. Niczego nie wypatrzył, prócz sklejonych ze sobą w namiętnych uściskach heteroseksualnych parek. Co gorsza on sam został namierzony przez idiotycznie zakochane czwartoklasistki i zanim zdążył się zorientować, już ciągnął za nim ogonek durnowato chichoczących panienek. Na podstawie poczynionych obserwacji Harry doszedł do wniosku, że homoseksualiści są bardziej powściągliwi w publicznym manifestowaniu swoich uczuć.

A może porozumiewają się za pomocą nieznacznych gestów? Harry był szukającym, prędzej czy później musiał coś wypatrzyć. Skrywając pod cieniem długich rzęs intensywne, szperające spojrzenia, przyglądał się chłopcom. Po pewnym czasie zorientował się, że przy jego stole Colin Creevey zachowuje się nieco inaczej od pozostałych chłopaków. Wyglądał na troszkę roztargnionego, ale wścibskiego, wszędobylskiego i oczywiście nigdzie nie ruszał się bez swego ulubionego aparatu. Harry dostrzegł, że młodszy od niego o rok kolega często mu się przygląda i to intensywnie, jakby go oceniał, obmierzał. Zaintrygowany zachowaniem Gryfona zdecydował się go po kolejnym posiłku zagadnąć.

– Hej, jak tam twoja pasja fotografowania, Colin?

Creevey aż pokraśniał z zadowolenia, że sam Potter raczył się zwróć do niego z takim pytaniem.

– Och, robię mnóstwo zdjęć. Są coraz ciekawsze.

–Tak? – Udał zdziwione zainteresowanie Potter. – Nie widziałem twoich najnowszych prac, może byśmy je sobie kiedyś razem obejrzeli?

– Naprawdę? Jesteś nimi zainteresowany. Świetnie! Bo widzisz ja mam do ciebie prośbę, a nawet propozycję, ale wcześniej krępowałem się ją przedstawić – trajkotał coraz bardziej ośmielony Colin. – Chciałbym ci zrobić sesję fotograficzną. Jest bardzo duże zapotrzebowanie na twoje zdjęcia, zwłaszcza teraz, po wydarzeniach w ministerstwie.

Harry lekko zmarszczył czoło.

– To nie potrwa długo. Już sobie obmyśliłem najlepsze ujęcia. Najciekawsze zdjęcia mogą wyjść, gdybyś zechciał mi pozować bez koszulki, półnago.

– Półnago? – jęknął Harry.

– Boso, w samych tylko wytartych jeansach, z rozpiętym guzikiem. Na jakimś lekko przymglonym, ekscytującym tle. O w takiej pozie.

To mówiąc, Colin uniósł do góry rękę i wypchnął w lekko prowokacyjnym geście biodra.

Harry z wrażenia, a może i szoku, zaniemówił.

– I takiej. – Creevey kilkakrotnie zmienił pozycję. – Mówię ci, będą super. Widziałem bardzo podobne ujęcie na plakacie do pewnej mugolskiej sztuki teatralnej. Ten młody aktor obejmował konia i był nawet do ciebie trochę podobny. Gdy dziewczyny zobaczą takie zdjęcia, oszaleją, a ja będę miał u nich dodatkowe fory. Ubzdurały sobie, że masz na klatce piersiowej jakiś ekscentryczny tatuaż...

Harry doszedł do wniosku, że chyba się pomylił w ocenie Colina. Chłopak nie był gejem, ale fotografem, obserwował go jak potencjalny obiekt zdjęć. Już mu miał coś na odczepnego powiedzieć, gdy nagle, ni stąd ni zowąd, pojawił się Malfoy.

Obrzydliwy Ślizgon uśmiechnął się szyderczo i syknął do Colina.

– Co, blondasku? Baleciki ćwiczysz?

 

---

 

 

 

Rozdział IV

Piękna literatura

 

 

Ponieważ termin kolejnego spotkania z Dumbledore’em zbliżał się nieuchronnie, a Harry nie potrafił sobie odpowiedzieć na najistotniejsze pytania, zdecydował się, desperacko, zaraz po treningu quidditcha porozmawiać z Hermioną. Było to dla Harry’ego wysoce krępujące, gdyż trudno rozmawiało się o TYCH sprawach, jeszcze trudniej dyskutowało się o TYCH sprawach z dziewczynami, a Hermiona była dziewczyną. Na szczęście również przyjaciółką i on,Harry, kochał ją jak siostrę. Chociaż, gdyby się dobrze zastanowić, to czy bracia z siostrami-przyjaciółkami rozmawiają o TYCH sprawach, zwłaszcza w aspekcie problematycznych dla Harry’ego zagadnień?

Hermiona siedziała w pokoju wspólnym przy stoliku w wykuszu okna wieży, jak zwykle obłożona księgami, tym razem z numerologii. Zaaferowany Harry przycupnął naprzeciwko niej, opierając o stół dłonie przybrudzone smarem od miotły i rozmazaną gliną. Panna Granger spojrzała na przyjaciela i leciutko zmarszczyła nos. Już chciała coś uszczypliwego powiedzieć, ale chłopiec ubiegł ją.

– Hermiono, muszę z tobą porozmawiać. To ważne.

Dziewczyna lekko przymrużyła oczy i odsunęła podręczniki.

– Czy to ma coś wspólnego ze spotkaniami z Dumbledore’em i twoją rozmową z Ronem? – zapytała kąśliwie.

– Eee... Tak. Wiele. Ale co ci powiedział o naszej rozmowie Ron?

– O to chodzi, że nic nie chciał powiedzieć, sobek jeden. Tylko się zarumienił, podobnie jak ty teraz. Macie przede mną ja...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin