Aztekowie.docx

(713 KB) Pobierz

Historia Azteków


http://www.jukatan.host.sk/aztekowie/tekst/tona.gif
Początki cywilizacji meksykańskiej sięgają kilkunastu tysięcy lat, a najdawniejsze ślady życia ludzkiego odkryte w miejscowości Tlapacoya pochodzą prawdopodobnie sprzed około dwudziestu pięciu tysięcy lat. Ludność miejscowa, z którą zetknęli pierwsi odkrywcy hiszpańscy, pojawiła się na tych terenach przed wieloma tysiącami lat migrując przypuszczalnie z różnych rejonów Azji przez terytoria dzisiejszej Kanady i Stanów Zjednoczonych. Wędrówki tych ludów trwały wiele tysiącleci i powodowane były różnymi przyczynami, takimi jak : zmiany klimatu, klęski żywiołowe, wojny i poszukiwanie nowych przestrzeni życiowych. W czasie migracji dochodziło do mieszania się różnych grup ludności, zaniku i tworzenia się nowych kultur i cywilizacji. Pierwotna ludność terytorium Meksyku trudniła się prawdopodobnie zbieractwem i łowiectwem. Następnym etapem przemian cywilizacyjnych było przejście do osiadłego trybu życia i wprowadzenie uprawy kukurydzy i fasoli. Kukurydza odegrała bardzo ważną rolę w rozwoju cywilizacyjnym Meksyku; prawdopodobnie z tego rejonu uprawa jej rozszerzyła się na północ i południe kontynentu amerykańskiego. Podobnie jak pszenica w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, kukurydza stała się podstawą wyżywienia ludności Meksyku. Jedną z pierwszych kultur, jakie rozwinęły się nad Zatoką Meksykańską, była kultura Olmeków. Na obszarze około 18 tys. kilometrów kwadratowych powstało wiele osiedli olmeckich zlokalizowanych na pograniczu dzisiejszych stanów Veracruz, Tabasco, Oaxaca i Chiapas. Archeolodzy, prowadzący badania siedlisk olmeckich w Tres Zapotes, San Lorenzo, La Venta i Monte Alban, znajdują coraz to nowe ślady kultury materialnej o wysokim stopniu rozwoju.

Druga wielka epoka w starożytnych dziejach Meksyku, zwana w najnowszej historiografii klasyczną, trwała od I do IX wieku n.e. Jej okres początkowy, zdominowany przez kulturę miasta Teotihucan, trwał do połowy VII wieku. W centrum Ameryki Środkowej istniała równolegle kultura Majów, której rozkwit przypadł na okres między IV i IX wiekiem. Teotihucan, pomimo iż był otoczony wrogimi miastami, szybko osiągnął supremację i stał się bezspornie stolicą całego regionu. W ten sposób jego kultura mogła oddziaływać na całą Amerykę Środkową, wchłaniając jednocześnie elementy różnych kultur lokalnych. Miasto było centrum handlowym , religijnym, rzemieślniczym i kulturalnym. Plan architektoniczny wskazuje na wieki rozmach budowniczych i chęć podkreślenia roli metropolii. Centrum z olbrzymim Pałacem Księżyca i Aleją Zmarłych oraz domami dla kapłanów przeznaczone było do ceremonii kultowych. W południowej jego części wznosiła się wspaniała świątynia boga Quetzalcoatla, a przed nią rozciągał się rozległy plac targowy. Wokół strefy centralnej położone były dzielnice mieszkalne. Wyróżnić można wśród nich dzielnice rzemieślników, obcokrajowców, arystokratów, kupców itp. Liczba mieszkańców w okresie rozkwitu wynosiła około 100 tysięcy.

Na przełomie wieków IX i X na płaskowyżu meksykańskim dochodzi do pewnego zamieszania politycznego i gospodarczego. Ustabilizowane dotąd rynki handlowe zaczynają podupadać, a sieć dróg służących do transportu towarów w wymianie międzyplemiennej przestaje być używana. Prawdopodobnie trakty te stały się niebezpieczne i kupcy obawiali się ponoszenia ryzyka przy transporcie towarów, zwłaszcza luksusowych. Szlaki handlowe skracały się powoli, a wymianę prowadzono jedynie między najbliższymi sąsiadami. Stare kultury bez dopływu nowych idei i ożywczych sił zaczęły podupadać. Na płaskowyżu centralnym pojawił się wówczas wojowniczy lud Tolteków, którzy stworzyli imperium ze stolicą w Tuli. Powstało ono dzięki przybyszom spoza rejonu centralnego, którzy zasymilowali miejscową ludność wraz z jej kulturą materialną i duchową. Wytworzyła się mieszanina ludów. Pomieszały się kultury, co szczególnie wyraźnie można zaobserwować w architekturze, określanej przez archeologów jako styl toltecki. Ten konglomerat występuje również w stylu wspaniałych budowli kultowych i wyrobów codziennego użytku, zwłaszcza znajdowanych w wielkim mieście Tolteków Choluli. Upadek miasta Tula w roku 1169 oznacza koniec imperium tolteckiego także w sensie politycznym. Jego kultura trwała i wykazywała żywotność jeszcze dość długo. Działo się tak być może, dlatego że Toltekowie przyjęli z tradycji Teotihucanu tolerancję dla ludów mówiących innymi językami. Ideały tolteckie były wobec tego przekazywane i akceptowane. Upadek potęgi Tolteków tłumaczy się przede wszystkim klęskami żywiołowymi i epidemiami, które zdziesiątkowały ludność doliny Anahuac.

Po upadku imperium Tolteków około roku 650-700 n.e. powstawało wiele większych i mniejszych państw pozostających w stanie ciągłych wojen, aż do początków XV wieku. Znajdował się wśród nich niewiele znaczący lud, błędnie zwany azteckim, podczas gdy poprawna nazwa brzmi Mexica. Przybył wraz z pochodząca z różnych regionów falą emigrantów, którzy zniszczyli imperium Tolteków i osiedlili się na jego ruinach. Około II połowy XIII wieku lud Mexica zajął Valle de Mexico . W rzeczywistości cały obszar zajmowali po części potomkowie dawnych Teotihuakanów, a po części nowi przybysze.

W roku 1276 Aztekowie (Mexicas) osiedlają się w Chapultepec, gdzie zamieszkują aż do przegrania straszliwej bitwy, kiedy to jako jeńcy, pognani zostali do Culhuacan, w którym rządziła dynastia wywodząca się od Tolteków. Zwycięzcy ofiarowali ludowi Mexica ziemie w pobliżu Tizapan, licząc na jego szybkie wymarcie z powodu żyjącej tam ogromnej ilości węży. Okazało się jednak, że Aztekowie, jak podaje kronika, ucieszyli się na widok węży i zjedli je z apetytem.

W  roku 1325 Aztekowie osiedlają się na niewielkiej wyspie, będącej częścią archipelagu na jeziorze Texoco, która z czasem przekształciła się w miasto Tenochtitlan. Fakt ten świadczy o ich trudnej sytuacji, ale jednocześnie ukazuje ich wiarę, męstwo i upór. Ze względu na niewielką atrakcyjność wyspa sporadycznie tylko bywała zamieszkała i nie należała do żadnego z okolicznych królestw. Wydaje się, że Aztekowie byli wasalami najpotężniejszych wówczas Tepaneków z Azcapotzalco.

W roku 1376 Aztekowie mają już swojego władcę w osobie Culhuacana, potomka królewskiego rodu Tolteków. Z czasem ten szczegół okazał się istotny. Za panowania czwartego króla, Itzcoatla, rządzącego w latach 1427-1440, w połączeniu z innymi potęgami zwyciężają Tapaneków. Od tej chwili Aztekowie są naprawdę niepodlegli i wkraczają na drogę mocarstwowości. Faktycznym twórcą imperium jest Moctezuma I, który króluje do roku 1469. Był to człowiek prawdziwie utalentowany. Zwycięskie kampanie zaprowadziły go aż do centrum dzisiejszego stanu Veracruz i na tereny Misteków w Oaxaca. Moctezuma był nie tylko wielkim zdobywcą, lecz także organizatorem nowego państwa, budowniczym i protektorem sztuk. Sprowadził znakomitych architektów z Chalco, aby wybudowali miasto oraz sławnych złotników misteckich, aby wyrabiali wspaniałą biżuterię, która w XVI wieku zadziwiła Europę. Chaty zastąpiono budynkami z kamienia, konstruowanymi już zgodnie z opracowanym planem miasta. Trzech bezpośrednich następców Moctezumy znacznie rozszerzyło imperium, doprowadzając je aż do granicy z dzisiejszą Gwatemala. Moctezuma II został wybrany w roku 1502 cesarzem. Mógł być dumny z sukcesów swego rodu i ludu. W ciągu piętnastu pokoleń to nędzne i porzucone plemię stało się niezwykle potężne. Moctezuma przyjmował, że wszystko było darem wielkiego boga Huitzilopochtli i że spełnia się dawna, ale nie zapomniana przepowiednia, w której bóg powiedział:
"Uczynię was władcami i królami gdziekolwiek bylibyście na świecie. Gdy staniecie się królami, będziecie mieli niezliczonych wasali, którzy będą wam płacić daniny... o tym wszystkim przekonacie się, ponieważ takie jest w rzeczywistości moje zadanie i po to zostałem tu przysłany".

Moctezuma istotnie rządził cesarstwem wielkości nowożytnych Włoch, w skład którego wchodziły różnorodne regiony geograficzne i klimatyczne, a zamieszkujący je ludzie mówili wieloma językami. Penetracja handlu i wpływ ludu Mexica posunęły się jeszcze dalej. Moctezuma miał wystawny dwór, był walecznym wojownikiem i Wielkim Kapłanem boga Huitzilipochtli. Jednak jego wytworność, szczodrość i wiara w przeznaczenie, zrodziły brak zdecydowania i słabość, które ujawnił przed Cortesem. Najwspanialsze cechy okazały się zgubne zarówno dla samego Moctezumy, jak i dla cesarstwa.

Dnia 19 sierpnia 1519 r. mała armia opuściła wybrzeże Mesyku z zamiarem podbicia nowych ziem. Na jej czele stał Hernando Cortes. Z całą pewnością Cortes nie zdawał sobie sprawy, jak potężne i dobrze zorganizowane państwo miał za przeciwnika. Przypuszczał, że przyjdzie mu się zmierzyć z żyjącymi jeszcze w epoce kamiennej dzikusami, a napotkał wysoko ucywilizowany naród. Spodziewał sie ujrzeć nędzne osady i wioski, a tymczasem oglądał potężne, ludne, pełne pałaców i świątyń miasta. Wkrótce zdał sobie sprawę, że jego los zależy nie tyle od siły oręża, ile od dyplomatycznego sprytu. Z politycznym wyrachowaniem podszczuwał przeciwko Aztekom kolejne wasalne ludy; doprowadził nawet do tego, że bitni Tlaskalanie, stawiający Hiszpanom zaciekły opór, stali się ich sojusznikami.


http://www.jukatan.host.sk/aztekowie/tekst/quetz.gif
Po trzech miesiącach marszu, 8 listopada 1519 r. Cortes ze swym oddziałem dotarł do brzegu Jeziora Meksykańskiego. Widok jaki ujrzeli przed sobą ci na ogół nieokrzesani żołdacy, wprawił ich w zachwyt "niektórzy żołnierze pytali czy to, co widzimy nie jest snem" - pisał Bernal Diaz, towarzysz Cortesa. Gród do którego wkraczali był tak ogromny, że w Starym Świecie jedynie niektóre miasta chiński, których oczywiście żaden z członków wyprawy nie miał okazji poznać, przewyższały rozmiarami Tenochtitlan. Miasto, leżące na podłużnej wyspie i połączone z lądem stałymi trzema groblami, mogło wydawać się rajem. Ponad prostokątami domów mieszkalnych wznosiły się, ściete piramidy, dźwigające na swych wierzchołkach potężne świątynie. Bił od nich blask, że wyglądały jak klejnoty w oprawie szkarłatnych ogrodów rozsianych na turkusowej tafli jeziora. Miasto nie potrzebowało dróg, bowiem Aztekowie nie używali koła, toteż jedynymi szlakami komunikacyjnymi były kanały, zatłoczone tysiącami czółen i towarowych barek.
Cortes wkraczając do Tenochtitlanu był zdumiony, ale też przerażony tym co zobaczył. Ta wielka metropolia licząca ponad 200 000 mieszkańców, przewyższała wszystko, co do tej pory widział w Europie. Zdawał sobie sprawę, że wchodzi do pułapki, że w zwartej zabudowie jego maleńki oddział nie ma zbyt wielkich szans w zbrojnej konfrontacji. Ale początki wydawały się obiecujące. Montezuma przyjął Cortesa z honorami należnymi ambasadorowi potężnego władcy.

Hiszpanie, zwiedzający miasto, zdumiewali się co krok. Oglądali łaźnie parowe z doprowadzonymi do nich wodociągami, publiczne toalety; dali się ostrzyc i ogolić w ogólnie dostępnych salonach fryzjerskich. Kosztowali w garkuchniach potrawy z nieznanego im indyka, pili pędzoną z soku agawy i wprawiająca w doskonały nastrój pulque, zachwycali się smakiem chocolatl - napoju sporządzanego z kakaowych ziaren. Podziwiali przepych pałacu Montezumy, zbudowanego na powierzchni dwóch hektarów. Jedynie krwawe obrządki odbywane w mrocznych świątyniach, fetor rozkładających się ciał, szokowały ich i napawały obrzydzeniem. Byli święcie przekonani, że Aztekowie czcili Szatana i powinni zostać nawróceni - jeśli trzeba, nawet siłą.
Na razie biali przybysze zapoznawali się z organizacją tego wielkiego, wieloplemiennego państwa, sposobem zarządzania, prawodawstwem. Prawo azteckie było niezwykle surowe. Do najcieższych przestępstw, karanych śmiercią, zaliczano kradzież, cudzołóstwo, praktyki czarnoksięskie. Równi poważnym wykroczeniem było pijaństwo. Łagodniej traktowano jedynie mężczyzn wiekowych: po siedemdziesiątym roku życia mogli oni bez żadnych konsekwencji wypijać po kilka czarek pulque. Oszczercom obcinano wargi i uszy. Obok tych surowych norm, przewidywano też humanitarne odstępstwa. Dla przykładu: dziecko zrodzone ze związku wolnego człowieka z niewolnicą musiało być adoptowane przez ojca i uzyskiwało wolność. Jeśli zamożny mężczyzna zmarł, pozostawiając młodą i chętną do używania życia wdowę, ta mogła obdarzyć wybranego niewolnika wolnością w zamian za obietnicę małżeństwa. Zabranie z pola kukurydzy przez podróżnego dla zaspokojenia głodu nie było uważane za kradzież.

Montezuma, okazując serdeczną gościnność wysłannikom (jak sądził) wielkiego Quetzalcoatla, nie przeczuwał, jak wysoką przyjdzie mu zapłacić cenę za swoją naiwność i brak przezorności. najpierw, natknąwszy się przypadkowo na ogromny skarbiec królewski wypełniony drogocennymi sprzętami, klejnotami, wyrobami złotniczymi, stosami złota i srebra, Hiszpanie zawłaszczyli go sobie. Potem uprowadzili nieszczęsnego władcę, poddając go psychologicznemu "praniu mózgu", aż stał się bezwolną kukła w ich rękach. Ale wkrótce Hiszpanie popełnili błąd, jakże brzemienny w skutkach. Pełni religijnego fanatyzmu konkwistadorzy nie uświadamiali sobie tego, że zetknęli się z ludem, który znosić będzie upokorzenia tylko do pewnej granicy - dopóki nie obrazi się ich religijnych wierzeń. Uchodziły Hiszpanom bezkarnie wszystkie bestialstwa i gwałty z wyjątkiem jednego - bezczeszczenia azteckich bogów. A właśnie to uczynili. Najpierw z jednej ze świątyń wyrzucili stojący tam posąg bóstwa, ustawiając na jego miejscu krzyż. Potem dokonali rzeczy niewytłumaczalnej w ich sytuacji: w czasie dorocznego święta palenia kadzideł na cześć boga huitzilopochtli dokonali masakry kapłanów i uczestników uroczystości. To przesądziło o dalszym rozwoju wydarzeń. Nic już nie było w stanie powstrzymać podburzonego prze kapłanów ludu. Próbował to zrobić król, ale z tłumu posypały się kamienie, powodując śmierć Montezumy - według innej wersji Montezumę zabili Hiszpanie mając nadzieję, że to zatrzyma napastników. Władca Azteków zmarł 30 czerwca 1520 r.
Pod osłoną nocy Hiszpanie próbowali wydostać się z ogarniętego buntem miasta. Stracili czterystu ludzi, wszystkie działa, większość koni i zdobyte skarby. Żadnemu nie udało się przeżyć tej nocy bez szwanku. poranieni, bez broni i żywności, przez osiem dni wymykali się oddziałom Cuitlahuaca - następcy Montezumy . Aż wreszcie wydało się, że los ich został przesądzony. pod Otumbą wyczerpanym Hiszpanom zagrodziła drogę dwustutysięczna armia aztecka. I oto stał się cud. jedna indywidualna akcja Cortesa przesądziła o wyniku bitwy. Wódz Hiszpanów wiedział, że Aztekowie uważają bitwę za przegraną, kiedy ich chorągiew dostanie się w ce przeciwnika. Dostrzegłszy więc stojącego na wzniesieniu wodza Azteków Cihuacatzina z przytwierdzonym do pleców sztandarem, piął konia i w towarzystwie Juana de Salamanca i kilku innych rycerzy rzucił się do desperackiej szarży. Udało im się dopaść Azteka i po krótkiej walce chorągiew znalazła się w rękach Cortesa. Widząc to, azteccy wojownicy zaprzestali walki. Zaczęli się wycofywać, uznając, że Cortesa-Quetzalcoatla nie można zwyciężyć, a wszelki opór jest beznadziejny. Od chwili gdy Hernado Cortes wzniósł zdobyty sztandar nad głową, państwo Azteków było zgubione.

Po roku Cortes wrócił ponownie do Tenochtitlanu. Prowadził ze sobą tysiąc żołnierzy hiszpańskich, 20 000 tlaskalańskich wojowników i kilkadziesiąt tysięcy wojowników innych sprzymierzonych plemion. Ciężar obrony spadł na barki młodego Cuauhtemoca, bratanka zmarłego na ospę Cuitlahuaca. Miasto broniło się przez 75 dni, a w ciężkich, krwawych walkach śmierć poniosło 200 000 Azteków - tyle samo ile ofiar wybuchu bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki.
Ostatni władca Azteków Cuauhtemoc wpadł również w ręce Hiszpanów, co wzbudziło w nich nadzieję na odnalezienie skarbu Montezumy utraconego w czasie panicznej nocnej ucieczki z Tenochtitlanu. Ale pomimo okrutnych tortur król pozostał niewzruszony i do końca nie zdradził kryjówki. Potwornie zmaltretowany Cuauhtemoc przeżył w niewoli jeszcze cztery lata, po czym oskarżony o spiskowanie przeciw Hiszpanom, został powieszony 28 stycznia 1525 r. na ceibie świętym drzewie Majów.

Władcy Azteccy

 

Imię :

Data panowania :

Tenoch

???

Acamapichtli

(ok. 1370 - 1396)

Huitzilhuitl

(1396 - 1417)

Chimalpopoc

(1417 - 1427)

Itzcoatl

(1427 - 1440)

Moctezuma Ilhuicamin

(1440 - 1469)

Axayacatl

(1486 - 1502)

Tizoc

(1481 - 1486)

Ahuitzotl

(1486 - 1502)

Moctezuma Xocoyotzin

(1502-1520)

Cuitalahuac

(1520)

Cuauhtemoc

(1520 - 1521)

 

Przyczyny klęski cywilizacji Azteków

 


http://www.jukatan.host.sk/aztekowie/tekst/xolotl.gif
Przyczyn klęski Azteków, a zarazem katastrofy cywilizacji środkowoamerykańskiej, było wiele. Częściowo wynikały one ze spóźnienia w rozwoju tej kultury, częściowo z samego kierunku jej rozwoju. Wyższość kultury białych występowała wyraźnie w uzbrojeniu. Aztekowie znali obróbkę tylko trzech metali: złota, srebra i miedzi, nie używali ich jednak do uzbrojenia, poza wyrabianymi ze złota ozdobami tarcz. Wobec tego zatem pancerzom Hiszpanów, ich stalowym mieczom, lancom i halabardom, ich broni palnej, armatom, arkebuzom i muszkietom Azteccy wojownicy przeciwstawić mogli tylko swoją broń: drewniane tarcze, miecze o ostrzach z obsydianu, łuki i oszczepy. Hiszpańskim dużym statkom żaglowym, uzbrojonym w działa, nie mogły stawić czoła małe łodzie azteckie, popychane wiosłami. Dlatego też Hiszpanom w czerwcu 1521 r. Udało się opanować wielkie jezioro Texcoco i odciąć Tenochtitlan od lądu i od źródeł słodkiej wody. Wreszcie kultury środkowoamerykańskie nie znały zupełnie hodowli większych zwierząt domowych, nie znały koła ani wozu. Dlatego też na Aztekach ogromne wrażenie robiły konie i wielkie psy Hiszpanów. Ponadto posiadanie koni umożliwiało Hiszpanom szybkość manewru i koncentracji sił, czym górowali oni niezmiernie nad wojownikami azteckimi, poruszającymi się tylko pieszo.

Zacofanie w rozwoju techniki wojennej nie było jednak najgorszą stroną opóźnienia kultury środkowoamerykańskiej. Groźniejsze było zacofanie w dziedzinie kultury społecznej, czyli to, że kultura środkowoamerykańska nie wyszła nigdy poza koncepcję miasta-państwa, które powstało po osiedleniu się plemienia. Ludy cywilizacji środkowoamerykańskiej nie miały aż do przybycia Hiszpanów poważniejszych wrogów, nie wytworzyło się wśród nich poczucie solidarności i jedności, którego źródłem jest wspólnie prowadzona walka obronna. Ponadto kraje cywilizacji środkowoamerykańskiej były na początku XVI w. Istną mozaiką terytoriów zajętych przez różne ludy mówiące językami, które nie miały nic wspólnego. Wędrówki małych grup plemiennych koczowników doprowadzały do coraz większego rozbicia etnicznego kraju. Praca zmierzająca do wprowadzenia jedności politycznej i językowej podjęta przez Texcoco i Tenochtitlan, prowadzona była dopiero od 90 lat, nie mogła więc jeszcze dać poważniejszych wyników. W chwili przybycia Hiszpanów system polityczny Azteków nie opierał się na poczuciu jakiejś jedności, lecz na strachu przed przewagą militarną Meksyku. Ponadto pamiętano też, że Tenochtitlan jest ze wszystkich miast najmłodszy, że nie ma jeszcze dwustu lat od jego założenia, a dziewięćdziesięciu od wyzwolenia się z zależności. Szczególnie więc ludy należące do starszej warstwy kulturowej kraju, jak Totonacy, Otomi, Zapotecy, nienawidzili świeżo powstałej potęgi azteckich przybyszów.

Ponadto wśród samych Azteków, nie było głębszego poczucia jedności. Każdy widział tylko swoje miasto, którego sojusz z innymi miastami uważał jedynie za sprawę chwilowej koniunktury politycznej. Przy tym niektóre miast azteckie jak Tlaxcala, były w stałej wojnie z Tenochtitlan.

Przede wszystkim fatalny wpływ na przebieg wojny wywarła legenda o Quetzalcoatlu, bogu-królu Tolteków z Tollan. Ponieważ był on bogiem białej magii, przeto wyobrażano go sobie jako białego, gdy więc przybyli biali Hiszpanie uznano powszechnie ich wodza Cortesa za Quetzalcoatla. Wskazywały na to i inne szczegóły legendy. Quetzalcoatl wypędzony chytrymi sztuczkami swego wroga, boga czarnej magii Tezcatlipoke udał się na wschód, do raju ziemskiego, i stamtąd kiedyś powróci by odzyskać swój tron. Otóż Cortes przybył właśnie ze wschodu, jest więc Quetzalcoatlem, któremu należy się panowanie. Miało to olbrzymie znaczenie, bo królowie Meksyku opierali swe prawa do panowania nad całym krajem właśnie na tym, że są potomkami Quetzalcoatla, a tu właśnie zjawia się sam boski założyciel dynastii!

Kolejnym powodem klęski jest taki, że głównym zadaniem państwa azteckiego było podtrzymanie normalnego biegu wszechświata poprzez zabijanie na ołtarzach bogów setek jeńców wojennych. Wojna zmieniała się w nieustanną ceremonię religijną. Nie mogła się skończyć, bo wtedy brakłoby jeńców niezbędnych na ofiary bogom. Religijna koncepcja walki miała jeszcze inne fatalne skutki. Bitwa była sądem bożym, którego nie można zafałszować poprzez zaskoczenie przeciwnika, co niezmiernie utrudniało, a częściowo uniemożliwiało wszelkie manewry wojskowe. Dozwolone było tylko uderzenie frontalne na przygotowanego i zawiadomionego przeciwnika. Ponadto koncepcja bitwy jako sądu bożego powodowała częstokroć gwałtowne załamanie się ducha wojowników. Wystarczało zabicie jakiegoś znacznego wodza, upadek sztandaru, ukazanie się komety czy meteorytu by Aztekowie, biorąc to za dowód gniewu bogów, stracili odwagę. Wreszcie wymagania religijne miały niekorzystny wpływ na taktykę Azteków. W czasie bitwy unikano o ile to było możliwe zabijania wrogów, lecz każdy z wojowników azteckich na własną rękę starał się schwytać w pojedynku żywcem przeciwnika i odprowadzić do swoich jako jeńca, przeznaczonego na ofiarę dla bogów. Tracono w ten sposób mnóstwo drogiego czasu, rozpraszano siły, co wobec znacznie lepiej uzbrojonego przeciwnika, jakim byli Hiszpanie, musiało prowadzić do klęski.

 

Ofiary z ludzi


http://www.jukatan.host.sk/aztekowie/ofiara.gif
Azteccy bogowie byli krwiożerczy i okrutni. Pragnęli krwi i to wyłącznie krwi ludzkiej. Pierwotnie zadowalali się ofiarami z kwiatów i owoców. Ale nadszedł dzień, kiedy uznano takie ofiary za nie dość skuteczne. Święte sagi Azteków mówią, że nastąpiło to wtedy, gdy Słońce stanęło w swym biegu i przez trzy dni było niewidoczne, tocząc walkę na śmierć i życie o powrót na nieboskłon. Obowiązkiem rodu ludzkiego było pomóc mu w tej walce. A cóż jest cenniejszego od krwi? Jeśli więc posąg boga napoić krwią, jeśli złożyć mu w ofierze dopiero co wyrwane z żywego ciała drgające serce, to witalność tkwiąca w ofiarach przejdzie na boską istotę. Przodkowie Azteków wierzyli, że przez spożycie mięsa i krwi jeńców można wzmocnić własne siły. Taki sam "posiłek" winien przysporzyć mocy bogom w sposób proporcjonalny do ilości złożonych ofiar. Dlatego Aztekowie toczyli nieustanne wojny, a ich jeńcy trafiali na ofiarne ołtarze. Kiedy pokój trwał zbyt długo, organizowano "Kwietne Wojny". Na polu walki spotykały się dwie armie, by stoczyć bitwę w której strony nie żywiły do siebie wrogich uczuć. Starcie było praktycznie wojenną grą, a przegranych brano żywcem do niewoli dla spragnionych krwi bóstw. Z tej metafizycznej trwogi o los bogów zrodziło się azteckie imperium, w którym wojownicy zdobywali sławę nie według ilości wrogów zabitych, lecz wziętych do niewoli, a czas pokoju, z powodu niewystarczającej ilości serc ofiarnych, oznaczał okres największego zagrożenia.

Człowieka wyznaczonego na ofiarę, kiedy zbliżał się czas jego śmierci, ozdabiano odpowiednimi insygniami i oprowadzano w uroczystej procesji po ulicach, aby w końcu poddać go szeregowi skomplikowanych zabiegów, stanowiących preludium do ostatniej drogi w górę po schodach świątyni. Tam czterech kapłanów chwytało nieszczęśnika za kończyny i rzucało plecami na kamień ofiarny, piąty zaś rozpruwał mu pierś obsydianowym nożem i wydobywał wciąż jeszcze bijące serce, wznosząc je w górę, ku Słońcu. Ciało toczyło się bezwładnie w dół po stopniach piramidy, gdzie zwłoki ćwiartowano i rozdzielano wśród obecnych do spożycia. I wszyscy cieszyli się, że znów ocalili świat od zagłady. Trudno dziś wyrokować, czy radowały się też ofiary, ale dla Azteków oddanie życia na ołtarzu było równoznaczne z pobożnym uczynkiem, zaszczytem, bo tylko dusze ludzi ofiarowanych bogom mogły wejść do najwyższego raju.

Inny był los jeńców wysokiego rodu lub cieszących się sławą wielkich wojowników. Mogli walczyć o życie na kamieniu o średnicy półtora metra, zwanym przez Hiszpanów "gladiatorskim". Ofiara, przywiązana krótkim sznurem do kamienia, musiała stoczyć cztery pojedynki z najlepszymi wojownikami azteckimi, których zadaniem było nie zabić, lecz swymi uzbrojonymi w krzemienne ostrza maczugami w sposób zręczny i delikatny nacinać skórę skazańca tak, by cała spłynęła krwią. Kiedy żywcem krajany człowiek załamywał się z wyczerpania i upływu krwi, czekała go już tylko śmierć na kamieniu ofiarnym. Serce spalano w orlim naczyniu (kamienna misa umieszczona na grzbiecie figury jaguar, przeznaczona na krew i serce ofiary ludzkiej), a ciało po odjęciu głowy i tykwę z krwią wręczano zdobywcy owego jeńca. Musiał on przenieść tykwę przez miasto, mażąc po drodze jej zawartością usta kamiennych bóstw we wszystkich sanktuariach. Następnie wracał do swej dzielnicowej świątyni, aby obedrzeć ze skóry, poćwiartować i podzielić ciało. Potem przyglądał się, ubrany w skórę pokonanego, jak rodzina i przyjaciele spożywają rytualny posiłek z papki kukurydzianej i mięsa ofiary, płacząc nad podobnym losem, który mógłby spotkać i jego. Jeśli jeniec-gladiator pokonał wszystkich kolejnych przeciwników, a sam nie został przy tym nawet draśnięty, mógł odzyskać wolność. Taki niecodzienny przypadek przydarzył się jednemu z tlaskalańskich sławnych wojowników, ale pomimo to wybrał on śmierć na kamieniu ofiarnym. Wierzono bowiem, że pokonani w tym pojedynku dostawali się do specjalnego raju, zarezerwowanego dla najdzielniejszych.

Jeszcze okrutniejszych ofiar wymagał bóg deszczu - Tlaloc. Wybrane przez kapłanów dopiero co narodzone dzieci przynoszono do świątyń i podrzynano im gardła. Łzy niemowląt miały bowiem sprowadzić deszcz. Łez na pewno było więcej, bo smutku rodziców tracących dziecko nie mogła ukoić świadomość, że po śmieci trafi ono do raju Tlaloca.

Inny rodzaj ofiary związany był ze świętem zwanym Toxcatl. Wybrany z wyselekcjonowanej grupy piękny i bez "skazy cielesnej" młodzieniec, przez cały rok odgrywał rolę boga Tezcatlipoki. Czas ten spędzał żyjąc w przepychu w otoczeniu własnego dworu i haremu, przyjmując hołdy mieszkańców. Przez ostatnie pięć dni swego panowania tańczył, śpiewał i ucztował w najświętszych miejscach, stając się rzeczywistym władcą miasta. Ostatniego dnia "bóg" żegnał się ze swoją świtą i odpływał na niewielką wysepkę, gdzie w świątyni czekały na niego noże kapłanów. W momencie, gdy "staremu Tezcatlipoce" wydzierano serce, ulicami miasta kroczył już orszak wybranego na następną roczną kadencję "nowego boga".

Różni kronikarze rozmaicie szacują wielkość tych ofiar. Biskup Zumarraga, jeden z pierwszych dostojników kościelnych w Meksyku podaje, że przed wizerunkami azteckich bóstw ginęło rocznie około 20 000 ludzi. Hiszpanie po zdobyciu Tenochtitlanu naliczyli tylko w głównej świątyni 130 000 ludzkich czaszek. 

 

Kalendarz


http://www.jukatan.host.sk/aztekowie/tekst/tlaloc.gif
Aztekowie, przy każdej sposobności zwracali się do tonalamatl (kalendarz wróżbiarski). Był to olbrzymi mechanizm oparty na obserwacjach astronomicznych, ujęty w matematyczny system, a służący wróżbiarstwu. Miesiąc Azteków miał dwadzieścia dni. Nosiły one odrębne nazwy (jak nasze dni tygodnia), a mianowicie: aligator, wiatr, dom, jaszczurka, wąż, trupia czaszka, sarna, królik, woda, pies, małpa, trawa, trzcina, jaguar, orzeł, sęp, trzęsienie ziemi, nóż krzemienny, deszcz, kwiat. Miesiąc o 20 dniach mających odrębne nazwy, był jedyną podstawą kalendarza Azteków, drugą zaś był tydzień o 13 dniach, nie posiadających nazw, lecz ponumerowanych od 1 do 13. Podobnie wiec jak mamy: "poniedziałek 1 stycznia", "wtorek 2 stycznia" itd., tak u Azteków następowały dnie: 1 aligator, 2 wiatr itd. Aż do 13 trzcina, po czym następował 1 jaguar, 2 orzeł aż do 7 kwiat itd. Dzień określano przez skombinowanie numeru dnia w obrębie tygodnia i nazwy dnia miesiąca. Kombinacja tej samej cyfry z tą samą nazwą dnia powracała dopiero po 260 dniach (260 = 20 * 13), a okres ten był rokiem wróżbiarskim. Prócz niego jednak Aztekowie wyróżniali rok słoneczny o 365 dniach, obejmujący 18 miesięcy po 20 dni, a ponadto okres 5 dni "daremnych". Miesiące roku słonecznego miały swe nazwy, a dnie w ich obrębie oznaczano cyframi. Nazwy miesięcy roku były następujące:

  1. przechowywanie wody (12 II - 3 III) - Atl Cahualo
  2. obdzierania ludzi ze skóry (4 III - 23 III) - Tlacaxipehualiztli
  3. krótkiego postu (24 III - 12 IV) - Tocoztontli
  4. długiego postu (13 IV - 2 V) - Huey Tocoztli
  5. suszy (3 V - 22 V) - Toxcatl
  6. jedzenia papki z fasoli (23 V - 11 VI) - Etzalcualiztli
  7. małego święta panów (12 VI - 1 VII) - Tecuilhuitontli
  8. wielkiego święta panów (2 VII - 21 VII) - Huey Tecuilhuitl
  9. narodzin kwiatów (22 VII - 10 VIII) - Tlaxochimaco
10. spadania owoców (11 VIII - 30 VIII) - Xocotl Huetzi
11. zamiecionych dróg (31 VIII - 19 IX) - Ochpaniztli
12. przyjścia bogów (20 IX - 9 X) - Teotleco
13. święta gór (10 X - 29 X) - Tepeilhuitl
14. czapli (30 X - 18 XI) - Quecholli
15. podniesienia sztandaru (19 XI - 8 XII) - Panquetzaliztli
16. spłynięcia wód (9 XII - 28 XII) - Atemoztli
17. surowej pogody (29 XII - 17 I) - Tititl
18. zmartwychwstania (18 I - 6II) - Izcalli

Po czym następowało pięć dni "daremnych" (7 II - 11 II) - Nemontemi
Oba sposoby liczenia czasu tj. rok wróżbiarski i rok słoneczny, były od siebie niezależne, tak że każdy dzień był oznaczony w obrębie tych dwóch systemów np. 8 aligator 3 suszy, to jest 8 dzień trzynastodniowego tygodnia, dzień o nazwie aligator, a zarazem 3 dzień miesiąca suszy roku słonecznego. Nazwy dni miesiąca wróżbiarskiego ciągnęły się nieprzerwanie poprzez dnie "daremne" roku słonecznego, wskutek czego każdy następny rok słoneczny wskazywał inny stosunek do kalendarza wróżbiarskiego niż rok poprzedni. Jeżeli np. pierwszy dzień roku słonecznego nazywał się dom, to wszystkie pierwsze dnie dwudziestodniowych miesięcy tego roku nosiły nazwę dom i tę nazwę nosił także pierwszy dzień "daremny" ; wówczas następne cztery dni "daremne" nazywały się jaszczurka, wąż, trupia czaszka, sarna, wobec czego pierwszy dzień następnego roku nosił nazwę królik. A zatem pierwszy dzień każdego następnego roku przesunięty był o pięć dni naprzód w obrębie serii dwudziestodniowych, a ponieważ 20 : 5 = 4, przeto tylko cztery nazwy dni mogły się powtarzać na początku roku słonecznego, a mianowicie dom, królik, trzcina, nóż krzemienny. Jedna z tych nazw poprzedzona cyfrą serii od 1 do 13 stanowiła nazwę roku. Po roku zatem 1 dom następowały lata 2 królik, 3 trzcina, 4 nóż, 5 dom itd. Ta sam kombinacja liczby i nazwy powtarzała się dopiero po 52 latach (52 = 4 * 13), a ten okres był dla kalendarza czymś podobnym jak dla nas wiek.
Dwadzieścia nazw dni kalendarza wróżbiarskiego podzielona na cztery grupy po pięć nazw, przy czym każda z tych czterech grup poddana była wpływom jednej z czterech stron świata. Wpływ wschodu oznaczał urodzajność, obfitość i bogactwo, północy na odwrót - jałowość, suszę i głód, wpływ zachodu był raczej zgubny, południa zaś mógł być dobry lub zły. Te cztery rodzaje wpływów układały się hierarchicznie zależnie od tego czy panował nad dniem, tygodniem (zależnie od jego pierwszego dnia) czy rokiem, co stanowiło dla kapłanów - wróżbitów wskazówkę do określenia przeznaczenia dziecka na podstawie dnia jego urodzenia, albo też do wybrania szczęśliwego dnia dla zawarcia małżeństwa, czy też przedsięwzięcia wyprawy kupieckiej lub wojskowej.

Poniżej przedstawione są wszystkie miesiące z kalendarza Azteckiego, wraz z charakterystyką pór roku, głównymi uroczystościami i patronującymi bogami.

I Atl Coualco ("przechowywanie wody"), przerwa w deszczach (12 luty - 3 marzec). Chalchiuhticue i Tlaloc. Obrzędy dla wywołania deszczu; ofiary z dzieci; ofiary z jeńców uzbrojonych w tępą broń na cześć boga Xipe Totec.

II Tlacaxipeualiztli ("obdzieranie ludzi"), czas zasiewów (4 marzec - 23 marzec). Bóg Xipe Totec. Personifikowanie boga Xipe Totec przez kapłanów przybranych w skórę ściągniętą z jeńców; tańce w wykonaniu kapłanów przybranych w ludzką skórę; tańce rolnicze

III Tozoztontli ("krótki post"), wyczekiwanie deszczu (24 marzec -12 kwiecień). Coatlicue i Tlaloc. Składanie ofiar z dzieci bogu Tlalocowi dla sprowadzenia deszczu; zakończenie trwających nieraz dłużej niż miesiąc obrzędów na cześć boga Xipe

IV Huei Tozoztli ("długi post"), uczczenie młodej kukurydzy (13 kwiecień - 2 maj). Centeotl i Chicomecoatl. Obrzędowe puszczanie krwi; ozdabianie ołtarzy domowych pędami kukurydzy; uroczystość młodych dziewcząt połączona z poświęceniem nasion kukurydzy

V Toxcatl ("susza"), początek pory deszczowej (3 maj - 22 maj). Tezcatlipoca i Huitzilopochtlł; uroczystość personifikacji jednego lub obu wielkich bogów; ofiara z dzieci

VI Etzalcualiztli ("jedzenie papki z fasoli"), wyczekiwanie deszczu (23 maj - 11 czerwiec). Synowie Tlaloca. Obrzędowe kradzieże; obrzędy dla sprowadzenia deszczu i urodzajów, polegające na zatopieniu
dziewczyny i chłopca w łodzi wypełnionej sercami zabitych ofiar

VII Tecuhilhuitontli ("małe święto panów"), oczekiwanie deszczu (12 czerwiec-l lipiec). Huixtocihuatl; uroczystość robotników, którzy wydobywają sól z wody jeziora; taniec kobiet połączony ze złożeniem ofiary z kapłanki, personifikującej boginię

VIII Hueitecuhilhuitl ("wielkie święto panów"); adoracja dojrzewającej kukurydzy (2 lipiec - 21 lipiec). Xilonen. Święto bogini młodej kukurydzy; święto trwające osiem dni; kobiety noszą włosy luźno opadające, jako znak magiczny; złożenie w ofierze dziewczyny - niewolnicy uosobiającej boginię; po spełnieniu ofiary ludność może spożywać nową kukurydzę

IX Tlaxochimaco ("narodziny kwiatów"), pierwsze kwitnienie (22 lipiec -10 sierpień). Huitzilopochtli. Święto indyków i placków z mąki kukurydzianej na cześć boga; wielki taniec kobiet i mężczyzn, w którym mężczyznom wolno nawet dotykać kobiet; święto kupców oddających cześć ich patronowi, bogowi Yacatecuhtli

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin