Atrament i pióro.rtf

(93 KB) Pobierz

tłum. Morien

snarry

 

Opowiadanie jest kontynuacją "Czegoś do pisania" .

 

Atrament i pióro

 

- Hedwigo! - wymamrotał zirytowany Harry, wymachując ramionami w celu odgonienia dziobiącej go w głowę sowy. Albo przynajmniej próbując wymachiwać, ponieważ nie był w stanie unieść rąk wystarczająco wysoko, nie odczuwając przy tym bolesnych protestów mięśni. Czuł się, jakby przejechała go ciężarówka.

 

Z trudem otworzył oczy i spróbował sięgnąć po okulary, ale nie był w stanie zmusić swojego ramienia do opuszczenia materaca. Poddał się, znów opuszczając powieki. Spodziewał się, że po szlabanie ze Snape'em nie będzie mógł poruszać się bez trudu, ale miał nadzieję, że ból będzie pozostałością po długiej nocy, wypełnionej słodką torturą, podczas której spełnią się jego marzenia i obudzi się zesztywniały, ale usatysfakcjonowany.

 

Teraz był po prostu zesztywniały.

 

Jęki dobiegające z otaczających go łóżek sugerowały, że jego przyjaciele nie mieli się wcale lepiej. Harry nie słyszał żadnego z nich, gdy wracali ostatniej nocy. Po szlabanie udał się od razu do łóżka. Zasnął po kilku chwilach spędzonych sam na sam ze swoją ręką, wyczerpany wnoszeniem niezliczonych paczek ciężkiego pergaminu jako kary za bycie... no, cóż, za bycie.

 

- No dalej, wstawajcie! Tylko się pospieszcie, bo przegapicie pociąg! - zapiszczał wysoki, żeński głos.

 

Bardzo cichy, słaby szept doleciał w odpowiedzi z łóżka Seamusa.

 

- Hermiono, czy słowa "Avada Kedavra" nic dla ciebie nie znaczą?

 

Hermiona prychnęła i zatrzasnęła z powrotem drzwi. Dormitorium wypełniło się natychmiast narzekaniem. Nawet Neville'owi wymknęło się przekleństwo, choć był jednym z niewielu Gryfonów, którzy mogli znieść (teraz byłą) prefekcicę, jako pierwszą rzecz po obudzeniu.

 

- Ron, twoja dziewczyna jest jędzą- wymamrotał Seamus.

 

Harry spróbował się uśmiechnąć, gdy Ron mruknął z aprobatą, ale nawet to bolało. Słyszał, jak jego przyjaciele stopniowo i ostrożnie wstają z łóżek i zaczynają przygotowywać się do podróży do domu. Jak tylko powziął zamiar by zamieszkać w Hogsmeade, zdecydował się odłożyć przeprowadzkę do czasu, gdy jego koledzy będą gotowi do wyjścia. Leżał więc spokojnie w łóżku, a jego myśli wędrowały w stronę snu, z którego został przed chwilą brutalnie wyrwany... Pamiętał rozwijający się na kamiennej podłodze pergamin... Był rozciągany na nim... Coś z piórem... i groźne spojrzenie.

 

Do licha z Hedwigą, że go obudziła.

 

Ale chwileczkę. Dlaczego Hedwiga była poza sowiarnią? Harry ponownie otworzył oczy i rozejrzał się. W nogach jego łóżka nadal siedział sowa, tylko że szkolna, brunatna. Wcale nie Hedwiga. Ptak, trochę rozdrażniony sposobem, w jaki przed chwilą został potraktowany, zaczął teraz podskakiwać w jego kierunku, wlokąc za sobą owiniętą w brązowy papier paczuszkę. Harry zebrał wszystkie swoje siły, by podciągnąć się i oprzeć na łokciach.

 

- Przepraszam za wcześniej - wymamrotał, odwiązując przesyłkę od sowiej łapki. Ptak, gdy tylko został uwolniony, odleciał, nie zaszczycając chłopaka nawet huknięciem. Szkolne sowy zawsze były takie powściągliwe.

 

Harry rozerwał brązowy papier, by odkryć znajomy zielony dziennik. Zmarszczył nos z zawstydzenia. Nagle spostrzegł, że do książki była przywiązana mniejsza paczuszka i liścik. Trzęsącymi się dłońmi, Harry wyciągnął arkusik papieru z niepodpisanej koperty.

 

Rozważałem sprzedanie tego "Czarownicy". Podejrzewam, że sekretne pragnienia Chłopca, Który Przeżył osiągnęłyby niezłą cenę. Chłopak z Twoją popularnością nie powinien tak nieostrożnie obchodzić się ze swoim dziennikiem eliksirów.

 

Harry opadł z powrotem na poduszkę, rozdarty między upokorzeniem a podnieceniem. Zapomniał zabrać dziennika z klasy Snape'a, wracając w pośpiechu do dormitorium i rozmyślając o szlabanie, na jaki chciałby zasłużyć. Ponownie przeczytał liścik. Mógł zobaczyć złośliwy uśmieszek ukryty w tym ostrym, kanciastym piśmie mężczyzny. Groźne spojrzenie w interpunkcji. Westchnął i przyłożył pergamin do swojej klatki piersiowej. Nienawidził tego człowieka... każdym calem swojego ciała.

 

Przypominając sobie o, nierozpakowanej jeszcze, mniejszej paczuszce, Harry zaczął znowu podnosić się, żałując zbyt pośpiesznej decyzji o zatopieniu się w poduszce. Nieważne. Każde ukłucie bólu, każdy protest ze strony nadwerężonych mięśni, przypominał mu o mściwości Snape'a i podniecał go z tego powodu bezlitośnie. Harry poprawił twarde wybrzuszenie w spodniach od pidżamy, zanim zabrał się za rozpakowywanie pakunku.

 

O. Mój. Boże!

 

Harry pospiesznie nabrał powietrza, upuszczając w tym samym momencie paczuszkę. W środku, w długim, cienkim, pokrytym plastikiem opakowaniu był pióro. To pióro. To samo pióro, które obserwował przez cały rok, jak pieści szczękę profesora, muska jego usta, brodę. To samo pióro, które zostawiało krwawe ślady kąśliwych uwag na wypracowaniach Harry'ego. To pióro, które znało miękki dotyk tych długich, zwinnych palców, chłodną gładkość kciuka u dłoni Snape'a. Harry wpatrywał się z upojeniem w przedmiot, nie ważąc się nawet go dotknąć. Jeszcze nie teraz.

 

Och, Snape był okrutnym człowiekiem. Harry przełknął jęk i zamknął oczy, by przywołać wspomnienie profesora, przesuwającego miękką chorągiewkę wzdłuż jego policzka, łaskoczącego ucho, drażniącego szyję. A potem ostra końcówka, wlokąca się z niezbyt mocnym naciskiem po jego skórze. Harry przygryzł wargi, żeby nie zakwilić. Dlaczego Snape wtedy nie kontynuował? Dlaczego ten mężczyzna musiał być taki zły?

 

Ale właśnie to nakręcało Harry'ego. Podłość Snape'a. Mężczyzna bawił się nim. Podarunek - pióro z słodko-gorzkich snów chłopaka - tak na prawdę nie był podarunkiem. Był torturą. Harry uśmiechnął się z aprobatą.

 

- Hej, Harry! Schodzisz na dół, by nas pożegnać, czy nie?

 

Wzdychając, Harry wyślizgnął się z łóżka i zamknął w kufrze zarówno pióro jak i swój dziennik, zanim zaczął się ubierać. Nigdy nie był tak wdzięczny za bycie czarodziejem. Różdżka umożliwiała ograniczenie ruchów do minimum. Smaganie i podrywanie było wystarczająco bolesne.

 

***

 

Po łzawych pożegnaniach, obietnicach, że będą w kontakcie, że będą się spotykać, że nigdy się nie zmienią i innych nonsensach, które towarzyszą końcu ery, Harry spakował swój kufer, zmniejszył go do rozmiaru kieszonkowego i wyruszył do Hogsmeade. Musiał przyznać, że czuł się lekko rozczarowany tym, że nie zobaczył rano Snape'a. Chciał mu osobiście podziękować za podarunek, ale Mistrz Eliksirów okazał się nieuchwytny. Poddając się, Harry napisał krótki liścik i dał go Hedwidze, by go doręczyła. Pomyślał, że może warto by wspomnieć, że będzie w pobliżu Hogsmeade, gdyby Snape był zainteresowany, ale nie mógł znaleźć sposobu, by poszerzyć zaproszenie, bez robienia z siebie głupca. Poprzestał więc na: "Szanowny Profesorze Snape, dziękuję, uszanowania, Harry". Kiedy Hedwiga odleciała, zdał sobie sprawę, że i to było kiepskie.

 

Wydawało mu się odpowiednim, że te ostatnie słowa skierowane do Snape'a mogły po prostu posłużyć do dalszego upokorzenia Harry'ego.

 

Dotarł do Trzech Mioteł, gdzie już wcześniej zdecydował się podjąć letnią pracę. Nie, żeby jej potrzebował. Nadal miał kupę pieniędzy po rodzicach, które w połączeniu z fortuną odziedziczoną po Syriuszu wystarczyłyby, by zapewnić mu dostatnie życie przez przynajmniej następną dekadę. Potrzebował po prostu jakiegoś zajęcia, którym mógłby wypełnić czas między końcem roku szkolnego a zaczynającym się na jesieni treningiem aurorskim. Kiedy zdecydował się na mieszkanie nad Trzema Miotłami, pomyślał, że praca barmana mogłaby być dobrym wprowadzeniem w dorosły świat (jak to nazywał pan Weasley).

 

Harry wziął głęboki oddech, zanim wsunął klucz do otworu w drzwiach do swojego nowego mieszkania. Serce waliło mu z podekscytowania. Koniec z Dursleyami. Koniec ze współlokatorami budzącymi go swoim chrapaniem. Koniec z Filchem wpakowującym go w tarapaty, kiedy tylko opuści łóżko. Koniec ze skrzatami domowymi przestawiającymi jego rzeczy. Poczuł się wolny. Przekręcił klucz i usłyszał kliknięcie zamka. Otworzył drzwi i wkroczył do środka.

 

Mieszkanko składało się z jednego pokoju, wyposażonego w aneks kuchenny i kominek. Wystarczająco miejsca na łóżko i, być może, kanapę. Podsumowując: było zbyt ciemne, zbyt małe i zbyt zakurzone. Innymi słowy: doskonałe. Przynajmniej zdaniem Harry'ego. Uśmiechając się zaczął przemierzać pokój, by otworzyć jedyne, małe okienko, kiedy nagle zderzył się z czymś. Sądząc po odgłosie, było zrobione ze szkła. Zaczęło się toczyć. Harry kucnął, by bliżej się temu przyjrzeć.

 

- Lumos - wymamrotał wyciągając różdżkę. Podniósł małą buteleczkę czegoś, co zdawało się być atramentem. Czerwonym atramentem. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach żołądka, jak tylko przypomniał sobie swoją fantazję ze Snape'em, piszącym po jego ciele atramentem, którego profesor używał do obrażania jego inteligencji podczas sprawdzania prac domowych. Wziął uspakajający oddech. To niemożliwe, żeby... Snape nie wiedział, gdzie Harry zamieszkał. Chłopak pomyślał, że to musi być zbieg okoliczności. Bardzo interesujący zbieg okoliczności, jeśli wziąć pod uwagę, że tego samego ranka otrzymał pióro.

 

Po zdecydowanie zbyt długiej chwili, spędzonej na wpatrywaniu się rozmarzonym wzrokiem w etykietkę, Harry postawił buteleczkę na półce nad kominkiem. Musiał się pospieszyć, jeśli zamierzał zdążyć z niezbędnymi zakupami przed rozpoczęciem pracy o piątej. Rzucając ostatnie zdziwione spojrzenie na atrament, Harry opuścił mieszkanie.

 

***

 

- Cześć, madame Rosmerto! - chłopak powitał właścicielkę gospody nieśmiałym uśmiechem.

 

- Madame? - łuki brwiowe Rosmerty uniosły się w górę. Zaśmiała się głośno i potrząsnęła głową. - Harry, naprawdę. Rosmerta wystarczy. Ale jeśli nazwiesz mnie Rosy, rzucę na ciebie urok - dodała z udawaną powagą. - No, więc zaczynamy?

 

Harry skinął głową, a potem podążał za Rosmertą przez najbliższą godzinę, próbując nadążać z przyswajaniem informacji, które mu podawała. Zanim skończyła go oprowadzać, Harry wiedział, że piwo kremowe podaje się w butelkach, nazwa "Chwyt Czarownicy" nie powinna wywoływać na jego twarzy rumieńców i że lód był przechowywany gdzieś tam. Ilość klientów wzrastała stopniowo i - według Rosmerty - miała zwielokrotnić się przed dziesiątą. Widząc przerażenie na twarzy chłopaka, zaśmiała się serdecznie i nalała mu kolejkę Ognistej Whisky.

 

- Nie martw się. Większość z nich pije Ognistą, albo ciemne piwo. Jeśli ktoś będzie chciał coś specjalnego, niech ci powie, z czego to się składa, a ty zmniejsz procenty o połowę.

 

Noc nadeszła szybko - zbyt szybko i Harry dawał z siebie wszystko, by sprostać swoim obowiązkom. Nigdy nie zgadłby, że podawanie drinków może być takie ciężkie. Klienci byli jednakże bardzo cierpliwi i przyjaźnie nastawieni, na co wpływ miał fakt, że byli obsługiwani przez sławnego Harry'ego Pottera. Chłopak był niemalże wdzięczny za to, że pub został wypełniony po brzegi, bo dało mu to dobrą wymówkę od słuchania długich historii na ulubiony temat wielu gości: "co ja robiłem w noc, kiedy Czarny Pan upadł". Jako, że Czarny Pan upadał dwukrotnie, opowiadania miały zwykle swoje kontynuacje.

 

Zanim pub został zamknięty, Harry wielokrotnie myślał, że padnie z wyczerpania. Jego mięśnie, chociaż rozgrzane od ciągłego ruchu, nadal bolały z nadwerężenia. Chłopak pomyślał z utęsknieniem o łazience prefektów w Hogwarcie. Kąpiel. Oddałby za nią wszystko, co posiadał. Teraz pozostało mu tylko pluć sobie w brodę za wynajęcie mieszkania, które nie posiadało wanny.

 

Uprzątnąwszy pub, Harry zamierzał udać się na górę i wyciągnąć się na swoim nowym materacu, kiedy został zatrzymany przez Rosmertę.

 

- Harry. Znalazłam to na jednym ze stolików.

 

Chłopak spojrzał na kopertę, a potem na swoją szefową.

 

- Dla mnie?

 

Wzruszyła ramionami.

 

- No cóż, jesteś jedynym H. Potterem, jakiego znam.

 

Harry wziął kopertę. Jego oczy powędrowały po kanciastym piśmie jego byłego profesora. Harry nie zauważył go w pubie, ale przecież był zajęty. Czy Snape pojawił się tu przypadkiem, czy przyszedł specjalnie, by zobaczyć się z Harrym? Przez łomot w sowoich uszach słyszał, jak Rosmerta życzy mu dobrej nocy. Wydukał swoje pożegnanie i pobiegł w górę schodów do swojego mieszkania. Otworzył drzwi i wpadł do kawalerki. Jak tylko zapalił lampy, usiadł i rozerwał kopertę.

 

W środku znalazł dwa kawałki pergaminu. Mniejszy poinstruował Harry'ego, że ma być odczytany jako pierwszy, czemu chłopak się podporządkował.

 

Co się dzieje, Potter? Wersje wydarzeń przeciętnych ludzi Cię nie interesują? Jak długo będziesz się upokarzał, zanim Twoja arogancja przekona Cię, że ta posada jest poniżej godności Chłopca, Który Ocalił Świat? Piedestał, na którym siedzisz, został zbudowany przez tych, których ignorujesz.

 

Harry pozwolił liścikowi wyślizgnąć się z jego dłoni i opaść na podłogę. Wewnątrz gotował się z wściekłości i gniewu. Nigdy nie prosił, by go stawiać na piedestale. Nie miał czasu, by wysłuchać opowiadania każdej czarownicy i każdego czarodzieja. Pracował! I nie był arogancki. Nie wybrał swojego losu! Jak Snape śmiał go osądzać?

 

Im więcej myślał o oskarżeniach Snape'a, tym bardziej był rozgniewany. A im bardziej był rozgniewany - tym twardszy stawał się jego członek - co irytowało go jeszcze mocniej. Do czasu, gdy przypomniał sobie, że ma jeszcze do przeczytania drugi, dłuższy liścik, był już gotowy zabić i zerżnąć Snape'a. Niekoniecznie w tej kolejności.

 

Zaciskając szczęki, spojrzał ze wściekłością na, wyrażającą złośliwy uśmieszek, kursywę pisma mężczyzny.

 

Do jakiego stopnia potrafisz być posłuszny? Weź pióro i atrament i rozbierz się. Nie czytaj dalej, zanim nie wykonasz polecenia.

 

Harry oparł się pokusie złamania zakazu. Na swój dziwny sposób Snape zdawał się wiedzieć pewne rzeczy. Chłopak nie chciał zaprzepaścić tego, co miało się stać, czymkolwiek miało to być. Nadal był zły, ale w stosunku do Snape'a to było normalne. Nie było czasu na dumę. Wyciągnął pióro, spoczywające nadal w swojej plastikowej okrywie na dnie kufra. Podnosząc atrament z półeczki nad kominkiem, zastanawiał się, jak Mistrz Eliksirów dowiedział się, gdzie Harry teraz mieszkał i jakim sposobem dostał się do jego apartamentu. Zdecydował, że pewne sprawy, takie jak jego duma, przestały być w tej chwili ważne. Był zbyt ciekawy. I bardzo podniecony.

 

Ściągnął szaty, zastanawiając się, czy aby nie powinien wziąć prysznica przed kontynuowaniem gry. Miał nadzieję, że się ubrudzi. W tym szczęśliwym przypadku, prysznic mógłby równie dobrze wziąć na końcu. Jak już był całkiem nagi, usiadł z powrotem na materacu i wziął do ręki list.

 

Jestem pod wrażeniem, Potter. Nie myślałem, że jesteś zdolny do posłuszeństwa.

 

Harry zastanawiał się, skąd profesor wiedział, że on posłucha. Słowa Snape'a brzmiałyby raczej śmiesznie, gdyby chłopak kontynuował czytanie wbrew instrukcji. Pozwolił sobie na złośliwy uśmieszek, zanim powrócił do pergaminu.

 

Weź pióro. Teraz.

 

Harry spojrzał na wspomniany przedmiot. Był nim zafascynowany przez tak długi czas, że dotykanie go zdawało mu się teraz świętokradztwem. Przygryzł dolną wargę, zanim odważył się zdjąć plastik. Przejechał wskazującym palcem wzdłuż stosiny. Zadrżał.

 

Biorąc uspakajający wdech, Harry podniósł pióro, trzymając je pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. Mógłby przysiąc, że poczuł, jak elektryczne ciepło penetruje jego skórę, rozchodzi się wewnątrz dłoni, wędruje wzdłuż przedramienia, aż całe ciało zdawało się buzować gorącą energią. Oddech chłopaka uciekł w cichy jęk. Nie mogąc się oprzeć, Harry przeciągnął czubkiem chorągiewki wzdłuż swoich ust, dokładnie tak, jak to robił Snape podczas tych kilku zapierających dech w piersiach momentów. Dotyk cudownie lekki, niczym szept, zostawił uczucie mrowienia na ustach Harry'ego. Chłopak zlizał je z warg i wrócił do listu. Jego oczy poszerzyły się, a szczęka opadła, gdy przeczytał:

 

Zrobisz to, co Ci karzę. Ni mniej, ni więcej. Jeśli będziesz nalegał na bycie nieustępliwym, Potter, ta mała gra się skończy. Jasne?

 

- Tak, sir -odpowiedział Harry, niemal natychmiast czując się śmiesznym z tego powodu.

 

Jak Snape to robił? Po prostu zgadł, jak Harry się zachowa? Czy może pergamin był w jakiś sposób zaczarowany? Chłopak chciał przeczytać całość, by dowiedzieć się, co jeszcze zostało napisane, ale bał się, że Snape rzeczywiście przestanie. Nie mógł ryzykować. Po rozejrzeniu się wokoło, by jeszcze raz upewnić się, że jest naprawdę sam, Harry wrócił do pergaminu. Głos w jego głowie, jednakże przypominał mu coś, co kiedyś pan Weasley powiedział Ginny: "nigdy nie ufaj niczemu, co potrafi myśleć samodzielnie, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg". Harry nigdy nie należał do przestrzegających ostrzeżenia. Nie zamierzał teraz zaczynać.

 

Dobrze. Może nie jesteś w końcu aż tak beznadziejny. Połóż się i chorągiewką pióra pokonaj drogę od szczytu swojego czoła aż do pępka - powoli i lekko, z zamkniętymi oczami. Zrób to teraz.

 

Harry nie mógł powstrzymać myśli, że wolałby, żeby Snape wykonywał swoje polecenia własnoręcznie, odepchnął ją jednak szybko, z niemal paranoidalnym strachem, że profesor mógłby dowiedzieć się o niej. Kładąc się na materacu, Harry dotknął czubkiem pióra swojego czoła.

 

Nie był pewny, co się działo. Z miejsca, w którym chorągiewka zetknęła się ze skórą, ciepła fala zdawała się rozlewać i rozchodzić po całym jego czole. Harry wstrzymał oddech i ześlizgnął pióro wzdłuż grzbietu swojego nosa, przez górną, potem dolną wargę, brodę. Doznanie zakręciło mu w głowie. Wyraźnie czuł linię, którą narysował i od której śpieszyło przyjemne, mrowiące ciepło, które pokrywało całą jego twarz, podczas, gdy chorągiewka kontynuowała swój spacer wzdłuż podbródka Harry'ego. Wypuścił wstrzymywane powietrze i zatrzymał się na moment.

 

Czy powinien się bać? Po okrucieństwie, jakiego doświadczył ze strony Snape'a poprzedniego wieczora, czy powinien ślepo pozwalać prowadzić się przez coś, co mogło okazać się kolejną sztuczką, mającą na celu upokorzenie go? Pióro było bez wątpienia zaczarowane, a list zdecydowanie dziwny. Co Snape planował? - Harry zastanawiał się z, pełnym obaw, ale i podniecenia drżeniem.

 

Jedynym sposobem, by się przekonać, było kontynuowanie gry. Mimo że z obiektywnego punktu widzenia było to głupie, chłopak zdecydował się porzucić ostrożność. W końcu, co mogło zdarzyć się w najgorszym wypadku?

 

Harry napiął mięśnie, by powstrzymać drżenie, kiedy wrócił do przesuwania pióra wzdłuż przepisanej ścieżki. Jego zakończenia nerwowe mrowiły ze szczęścia, jak doznanie, rozpływające się z jej środka wzmocniły się. Sutki Harry'ego stwardniały i chłopak mógłby przysiąc, że tysiące niewidzialnych piór łaskotało płaty jego skóry po obu stronach linii, którą tworzył. Zanim dotarł do pępka, cała górna połowa jego ciała była pobudzona i jakby naelektryzowana. Jęczał nieprzerwanie, ciężko walcząc, by oprzeć się pragnieniu, by kontynuować w dół, do tych części, które tak tęskniły za dotykiem.

 

Trzęsący się i zadyszany, Harry jeszcze raz wziął do ręki list.

 

Podobało Ci się? Chcesz więcej?

 

Harry tylko jęknął w odpowiedzi.

 

Zanurz pióro w atramencie. Zaczynając od góry Twojej prawej kości biodrowej, narysuj prostą linię wzdłuż podbrzusza, zaraz pod pępkiem. Teraz.

 

Harry usiadł i chwycił buteleczkę. Otwierając ją, zanurzył koniec pióra w gęstym, krwistoczerwonym atramencie. W pośpiechu splamił kroplą swoją nową pościel, ale nie martwił się tym za bardzo. W przebłysku zdrowego rozsądku przypomniał sobie, że powinien zdjąć przykrycie, zanim położył się na łokciach.

 

Koniuszek pióra wbił się w niego, jak przeciągał do wzdłuż przepisanej ścieżki, plamiąc jasne ciało. Harry pomyślał, że stalówka jest dziwnie ostra, nieważne, jak starał się regulować siłę nacisku, nie mógł zelżyć bolesnego drapania. Był pewny, że część tej lśniącej, czerwonej substancji musiała należeć do niego.

 

Kiedy wreszcie przemierzył niewielką odległość między swoimi kośćmi biodrowymi, pozwolił sobie na chwilkę odpoczynku, by złapać oddech. Widok jego członka, zbliżającego się do krwistego nacięcia, zwiększył jego podniecenie jeszcze bardziej. Linia lekko szczypała, podczas gdy atrament wsiąkał w płytkie zadrapanie. Harry znowu zaczął zastanawiać się nad motywacjami Snape'a. Ale mimo że wiedział, że mężczyzna jest złośliwym draniem, był pewny, że nie zrobiłby nic, by go naprawdę skrzywdzić. Mógł mu zaufać. Snape ryzykował życie, próbując chronić Harry'ego. Chłopak wrócił do listu.

 

Dobra robota, Potter. Piecze, czyż nie? Oczywiście chcesz, żeby bolało, nieprawdaż? Narysuj drugą linię, zaczynając od początku pierwszej i prowadząc skośnie w kierunku tego apetycznego paseczka ciemnych włosów na środku Twojego podbrzusza. Kreska powinna się skończyć u podstawy Twojego członka. Jeśli zrobisz to poprawnie, otrzymasz niekompletny, odwrócony trójkąt. Zrób to teraz.

 

Przeczytanie słowa "członek", napisanego ręką Snape'a i wyobrażenie sobie, jak brzmiałoby w jego ustach, wysłało nową serię dreszczy wzdłuż ciała Harry'ego. Zastosował się do polecenia z ochotą. Ostatkiem sił powstrzymywał się przed pogłaskaniem swojego ciągle zaniedbywanego penisa czubkiem chorągiewki pióra. Jednakże, by wypełnić instrukcje Snape'a, musiał się dotknąć. Z wymuszoną, medyczną obojętnością, Harry podniósł swoją erekcję, z miejsca, gdzie leżała w oczekiwaniu na jego brzuchu. Prawą ręką poprowadził pióro w wyznaczonym kierunku. Przygryzł wargi, gdy wrażliwe ciało zostało otwarte, a atrament zaczął powoli wsiąkać w świeże nacięcie. Ukłucia bólu, pochodzące z dwóch krwawych linii, były równoważone przez niemal ekstatyczne fale doznań nadal rozchodzące się po jego torsie. Ten kontrast doprowadzał go do szału.

 

Kiedy skończył kreślić linię, które była, niestety, bardziej nierówna, niżby tego chciał, Harry opadł na plecy, próbując jednocześnie odzyskać kontrolę nad swoim ciałem - na próżno. Błogie skurcze przebiegły przez mięśnie jego brzucha. Jego twarz wykrzywiła się w niekontrolowanym grymasie pod atakiem niewidzialnych pocałunków.

 

Z każdą mijającą sekundą, mrowienie w górnych częściach jego ciała stawało się bardziej intensywne, aż Harry pomyślał, że jego ciało musi wyglądać jak zaśnieżony ekran telewizora. Elektryczność i chaos. Nie mógł oddychać. Nie mógł przestać oddychać.

 

Podnosząc list jeszcze raz miał nadzieję, że to wszystko zaraz się skończy. Nie był pewny, czy w przeciwnym przypadku miałby siłę kontynuować.

 

Co z Tobą, Potter? Czy to dla Ciebie zbyt wiele? Chcesz ulgi? Mam przestać?

 

Harry jęknął. Był rozdarty pomiędzy impulsem by roześmiać się i krzyczeć. Zbliżał się do szaleństwa. Jeśli to się nie skończy, to rzeczywiście postrada zmysły.

 

Chorągiewką pióra dokończ trójkąt od podstawy do wierzchołka. Teraz.

 

Ręka Harry'ego tylko z lekkim oporem poddała się jego woli. Zmuszając swoje oczy do pozostania otwartymi, dysząc, Harry dotknął lewego końca pierwszej linii. Zacisnął zęby i napiął mięśnie ramienia, by móc je kontrolować. Pióro łaskotało go bezlitośnie, a ciepło, które zebrało się w górnych częściach jego ciała, teraz rozprzestrzeniło się w jego podbrzuszu.

 

- Och... Boże... pieprzyć... - Harry przeklinał, gdy powoli, celowo dochodził do momentu spotkania się linii. Gorąco, którym emanowało pióro, gromadziło się na granicach ścieżki, którą prowadziło. Trójkąt, będąc już prawie ukończonym, wypełnił się niewidocznymi, ekstatycznymi płomieniami, liżącymi skórę wewnątrz jego boków. Harry ledwie mógł kontynuować. Biorąc głęboki wdech, chłopak zebrał ostatnie resztki woli i zamknął figurę jednym szybkim pociągnięciem pióra.

 

Natychmiast, gdy tylko trójkąt został ukończony, wszystkie doznania, cała elektryczność, która torturowała górne części jego ciała, spłynęła w dół, do jego wnętrza, mieszając się z gorącem, znajdującym się w nim i przelała się do jąder chłopaka, zanim wytrysnęła z jego członka z taką szybkością i natężeniem, że aż krzyknął. Doszedł gwałtownie i nagle. Nigdy nie doświadczył czegoś tak boleśnie cudownego w całym swoim życiu. Siła odrzuciła go z powrotem na plecy i wgniotła w materac. Nie był zdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu przez kilka następnych minut. Leżał, dysząc, a jego ciało próbowało przystosować się do bycia spłukanym z uczuć. Umysł chłopaka próbował ustalić, co się właściwie, do cholery, stało. Powoli powracając do rzeczywistości, Harry zdołał jeszcze raz spojrzeć na list Snape'a.

 

Dobranoc, głuptasie.

 

Harry uśmiechnął się szyderczo i pozwolił listowi wyślizgnąć się z jego dłoni i opaść, zanim stracił przytomność.

 

***

 

- Harry?

 

Harry podniósł głowę znad poduszki i otworzył jedno zaspane oko, by zobaczyć swojego najlepszego, aktualnie wgapiającego się w niego, przyjaciela. Powoli zdał sobie sprawę, że obiecał Ronowi, że wybiorą się razem na Pokątną tego popołudnia. Zaraz po tym, zauważył, że leżał na brzuchu z twarzą zatopioną w poduszce, nagi, jak go Pan Bóg stworzył, ciągle trzymając w prawej ręce gęsie pióro. To mogło wyjaśnić zdezorientowany wyraz twarzy Rona.

 

- Ee... - zaczął Harry.

 

- Myślę, że raczej wolę nie wiedzieć - Ron potrząsnął głową. Harry poczuł dla niego wdzięczność, jako, że był pewny, iż przy obecnym stanie swojego umysłu nie potrafiłby wymyślić jakiegoś dobrego kłamstwa. - Może powinieneś po prostu się ubrać? - Ron podniósł z podłogi bokserki Harry'ego i rzucił je na łóżko, po czym odwrócił się, by chłopak mógł się w spokoju ubrać. Harry wciągnął je na siebie i wstał.

 

- Idę pod prysznic. - powiedział, ziewając i rozciągając swoje zmęczone mięśnie. Ron odwrócił się w jego stronę, a jego szczęka opadła w szoku.

 

- Co? - Harry spojrzał w dół, by dowiedzieć się, co tak zaskoczyło jego przyjaciela. Jego żołądek opadł. Cały tors Harry'ego pokryty był czerwonym pismem. Pomimo zamazanego obrazu widział, że charakter bez wątpienia należał do Snape'a.

 

- Harry? Czy to. to nie jest... O, Bogowie... - oczy Rona zwróciły się w kierunku leżącego na łóżku pióra Harry'ego. Spojrzał na przyjaciela z przerażeniem. - To pióro Snape'a. I jego pismo... co?

 

Harry usiadł z powrotem na łóżku i zaczął robić, co tylko mógł, by zakryć napisy. Po kilku chwilach intensywnego myślenia nad wyjaśnieniem sytuacji, poddał się. Jego mózg był zbyt zaspany i zszokowany, by być odkrywczym. Poprzestał, więc na pełnym irytacji jęku.

 

- Co tu jest napisane? - spytał, pokonany. Cholera, Snape był zły. Gorszy niż zły. Harry chwycił poduszkę, by ukryć upokorzenie, które narastało w jego bokserkach. Pomyślał, że później rzeczywiście powinien rozważyć poszukanie profesjonalnej pomocy. Teraz był zbyt ciekawy, co jego quasi-kochanek napisał na jego torsie.

 

Ron oczyścił gardło, a Harry rozłożył ramiona, by ułatwić mu odcyfrowanie pisma.

 

- Harry, czy ty zamierzasz mi to wyjaśnić?

 

- Później, po prostu powiedz mi, co tu jest napisane.

 

- Dobra... "Ostatnia noc posłużyła, by udowodnić raz na zawsze, że nie poznałbyś mrocznego uroku, nawet, gdyby był wymalowany wzdłuż Twojej klatki piersiowej czerwonym atramentem" - Ron parsknął. - " Jak podejrzewałem, tylko dzięki głupiemu szczęściu zdołałeś utrzymać się przy życiu przez ostatnie lata. Powinieneś być mi wdzięczny, że nie pragnę Cię zniszczyć, jako, że jestem pewny, że mógłbym doprowadzić do Twojej śmierci. Chwila przyjemności nie jest warta, by za nią umierać. Ty bezmyślny, mały zboczeńcu".

 

Po pierwszym zdaniu Harry ukrył twarz w dłoniach, zachowując wszystkie jęki upokorzenia na koniec. Teraz pozwolił im uciec, odwracając się na brzuch i zakopując swoją zarumienioną twarz w pościeli. Napięta cisza, które zapadła po słowach Rona, pozwoliła Harry'emu skutecznie pozbyć się zawstydzającej erekcji. Co, do cholery, było z nim nie tak? Dlaczego nie mógł sobie znaleźć normalnego fetysza - jak choćby stopy czy mundury?

 

- Dobra. Schodzę na dół, by zacząć się upijać, a ty w tym czasie weź prysznic. Kiedy skończysz, dołącz do mnie. Może do tego czasu zdecyduję, czy chcę wiedzieć, dlaczego masz pismo Snape'a na całym swoim ciele.

 

Harry nie musiał spoglądać znad swojej poduszki, by wiedzieć, jak wygląda twarz Rona. Mógł to sobie wyobrazić. Jego zdaniem musiała wyglądać całkiem podobnie, jak wtedy, na szóstym roku, kiedy natknął się na Harry'ego, dogadzającego Draconowi w męskiej toalecie na trzecim piętrze. Zielonooki był zaskoczony, jak dobrze Ron zniósł tamto odkrycie. Chociaż, jeśli spojrzeć na jego burzliwy związek z Hermioną, łatwiej mu było zrozumieć. Ostatnie spojrzenie na ciemną stronę Harry'ego mogło być jednakże trochę za ciężkie do przełknięcia.

 

Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za Ronem, Harry przewrócił się z powrotem na plecy, i zaczął intensywnie wpatrywać się w sufit, jednocześnie rozważając przesłanie Snape'a. Mężczyzna miał rację. Harry był głupi. Choć prawdą było, że nie musiał się już obawiać Czarnego Pana, nadal posiadał licznych wrogów, których największym pragnieniem było zabić chłopca, który sprzątnął ich mistrza. Harry nie miał żadnego dowodu na to, że list pochodził od Snape'a. Charakter pisma można było podrobić.

 

Kiedy myśli Harry'ego powróciły do listu, ogarnęła go nagła potrzeba, by przeczytać go ponownie. Siadając na łóżku i rozglądając się po pomiętej pościeli, znalazł swoje okulary, trochę pogięte, jako, że pewnie się na nich położył i butelkę czerwonego atramentu, ale żadnego listu. Przepadł.

 

Pokonany, Harry poszedł pod prysznic. Słowa wypisane na jego klatce piersiowej nie dały się zmyć, nieważne, jak mocno je szorował. Nie rozczarowało go to jednak tak bardzo, jak myślał, że powinno. Po wysuszeniu się, ubraniu i jeszcze jednych, daremnych poszukiwaniach listu, Harry zszedł po schodach do pubu, przygotowując się na przesłuchanie.

 

- Wyjaśnij - powiedział Ron po przełknięciu czegoś, co wyglądało na jego czwartą Ognistą. Harry usiadł naprzeciwko przyjaciela, biorąc łyk piwa kremowego.

 

Wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać o dzienniku, piórze i w końcu o liście. Starał się zawierać tylko niezbędne szczegóły, ale Ron i tak musiał go szturchnąć, kiedy utknął w swojej opowieści na kwestii pióra. Twarz rudzielca wyrażała jedynie lekkie zdegustowanie.

 

- No cóż, resztę już znasz - Harry skończył z westchnieniem. - Przepraszam, że musiałeś to zobaczyć - czarnowłosy przypomniał sobi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin