Magia Krwi 53.rtf

(19 KB) Pobierz

53. Materiał dowodowy

 

 

W piątek z samego rana Harry spadł na Ginny w Pokoju Wspólnym.

- Ginny?

- Dzień dobry! – przywitała się.

- Pożyczyłabyś mi wsuwkę do włosów? – spytał Harry.

Dziewczyna zachichotała.

- No pewnie. Jak dużą?

- Hm…- Harry przesunął palcami po włosach, lekko je podnosząc. – Chciałbym, żeby wyglądało w ten sposób.

Rozbawiona panna Weasley malowniczo wywróciła oczami.

- Mężczyźni! – westchnęła, po czym zerwała się z miejsca.

Po kilku minutach wróciła –w towarzystwie Zoë - z wykończoną drewnem wsuwką.

- Spróbuj tej.

- Dzięki. – Harry uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. – Kupię sobie taką w weekend.

- Lepiej kup od razu kilka. Często się gubią.

- Tak zrobię.

 

Draco mrugnął do niego, gdy zajmowali miejsca na eliksirach.

- Twój wygląd wzbudza dziś lekki respekt, Harry.

- Oh, dziękuję – mruknął Potter. – Ćwiczę.

Brwi Draco uniosły się ze zdziwienia.

- Do…?

- Pomyślałem, że mógłbym zostać czarodziejem, jak dorosnę.

Draco zaśmiał się.

- Miejmy nadzieję, że masz rację. – Westchnął, po czym przybrał swą zwyczajną, chłodną pozę. - Znów byłeś sobą na ostatniej kolacji z Weasleyem i Granger – rzucił.

- Tak – przyznał Harry.

- Sądziłem, że już nigdy miałeś się do nich nie odezwać? A przynajmniej tak twierdziłeś w środę.

- Wpadli w niezłe tarapaty, próbując mnie przeprosić.

- Co nie oznacza, że musisz im wybaczyć.

Harry westchnął. Zastanawiał się, czy warto było tłumaczyć, jak ważna była znajomość z nimi.

- Potrzebuję pomocy Hermiony w pracy nad projektem – stwierdził zamiast tego.

- No tak, to rzeczywiście ma sens – stwierdził Draco, bawiąc się końcówką gęsiego pióra. – Chciałbyś znów polatać? Na przykład jutro?

- Wolałbym w niedzielę.

- W porządku. Zatem niedziela. O tej samej porze? – spytał Ślizgon.

- Brzmi dobrze.

 

W drodze na obronę przed czarną magią Draco trzymał Harry’ego na uboczu.

- Jeśli chodzi o ten projekt, do którego potrzebujesz Granger… Czy ja nie mógłbym ci pomóc? – spytał, gdy zostali sami na schodach.

Harry pokręcił stanowczo głową.

– Nie.

- Jestem tak mądry, jak ona! – zaprotestował Draco – I bardziej potężny! Znam więcej zaklęć.

- Ale to na jej lojalności mogę polegać.

- Lojalności?! – powtórzył Ślizgon z niedowierzaniem. – Mówiłeś przecież, że cię szpiegowała.

- Nie chodzi mi o jej lojalność w stosunku do mnie. Miałem na myśli… – Wziął płytki oddech. – Poglądy polityczne.

- Oh. – Usta Malfoya uniosły się w uśmieszku wyższości. – To też rodzaj lojalności, jak sądzę. I gwarantowany w przypadku szlamy.

- Uważaj na słowa – warknął Harry.

- Wciąż ją lubisz – odparł Draco.

Harry westchnął i skinął głową.

- To się już raczej nie zmieni. – Zmarszczył brwi. – Poza tym nawet, gdyby tak nie było, to straszne nazywać kogoś w ten sposób. Nie uważam, żeby czarodzieje pochodzenia mugolskiego byli w jakikolwiek sposób gorsi od reszty.

- Ależ oczywiście – rzucił Draco. – Przecież sam jesteś półkrwi.

- Owszem. I nie uważam się za lepszego od Hermiony.

Draco zrelaksował się i uśmiechnął

- Cóż – stwierdził. – Myślę, że jednak jesteś. Bez względu na krew.

Potter bardzo starał się nie roześmiać.

- Chodź, bo się spóźnimy – stwierdził Draco pogodnie.

 

- Znalazłam to, czego szukaliśmy – stwierdziła Hermiona cicho, gdy wpadła na Rona przy chatce Hagrida. Odciągnęła go od innych uczniów, którzy przyszli na lekcję zbyt wcześnie.

- Co dokładnie?

Zniżyła głos.

- Mam na myśli Zaklęcie Adopcyjne.

- I? – Automatycznie dostosował tembr swojego głosu do jej.

- Rzeczywiście wolno ustępuje; w miarę jak wymienia się krew. Jednak odpowiednio duże zranienie znacznie przyspiesza ten proces.

- Jak to sobotnie?

- Dokładnie.

- Jak bardzo można się zmienić?

- Zaklęcie nie sprawia, że wygląda się dokładnie tak, jak adopcyjny ojciec; jedynie zamienia cechy odziedziczone po biologicznym. Tak więc atrybuty jego matki pozostaną widoczne.

- Zielone oczy.

- Tak, lecz także wiele innych rzeczy.

- Jak długo zajmuje przemiana? – spytał Ron.

- Maksymalnie sześć miesięcy. Więc… skoro urodziny miał w lipcu, to prawdopodobnie powie nam wszystko dopiero w styczniu.

- I wiemy, że nie był to Voldemort.

- To raczej bezpieczne założenie – stwierdziła Hermiona, rozglądając się.

- Coś jeszcze?

- Ciężko powiedzieć. Ciemne włosy są cechą dominującą, więc to na pewno nie blondyn ani rudy. – Hermiona spochmurniała. – Mam wrażenie, że jego włosy ściemniały. Kiedyś mieniły się odcieniami brązowego. Teraz są czarne jak smoła.

- I kompletnie proste, a nie lekko kręcone; jak dawniej.

- I nie są potargane.

- Trochę chyba urósł, prawda? – zauważył Ron.

- Tak, ale James również był wysoki. Chudy, ale wysoki; przynajmniej w czasie, gdy spotykał się z Lily.

- Czy wiemy, w jakim wieku dokładnie urósł?

- Nie. – Ron zmarszczył brwi.

– Może powinniśmy poukładać zdjęcia chronologicznie.

- Nie przebrnęliśmy jeszcze przez wszystkie!

- Wciąż… - Hermiona przygryzła wargę. – To mogłoby pomóc – stwierdziła powoli. Mógłbyś mi w tym pomóc dziś wieczorem?

- Nie, dopóki nie skończę pracy domowej z zaklęć – stwierdził ponuro Ron.

- Mogę zacząć sama… – Hermiona zawahała się. – Albo po prostu poczekajmy do grudnia.

- To też jakiś pomysł.

- Hm… Jednak wciąż nie rozumiem. Dlaczego nie może nam o tym powiedzieć

- To na pewno przez śmierciożerców. To musi być jeden z nich – szepnął Ron. – Albo przynajmniej cała ta adopcja jest związana z czarną magią.

- A co, jeśli jest dokładnie na odwrót? – spytała Hermiona.

- Co masz na myśli?

- Co, jeśli to ktoś, kogo reputacja mogłaby ucierpieć? Jak minister Knot, albo profesor Dumbledore. Ron natychmiast zzieleniał.

- Ron? Hermiona? Dołączcie do klasy!

Przyjaciele drgnęli w poczuciu winy i podbiegli do stojącego nieopodal Hagrida.

- To, moi drodzy – stwierdził pół-olbrzym z dumą, wskazując na pozornie pustą klatkę – jest tebo.

 

Po lekcjach Harry zostawił część książek w dormitorium i - ze znacznie lżejszą torbą - udał się do biblioteki. Miał nadzieję przejrzeć zdjęcia i wybrać z nich te przedstawiające Severusa i Lily, noszącą jego pierścień. Dotarł do archiwum i bez problemu znalazł fotografie, jednak szybko zorientował się, że praca zajmie mu dłużej niż jeden wieczór. Nie dość, że pudełek było więcej niż początkowo sądził, to jeszcze zwykły skan magiczny nie rozwiązywał problemu. Nie było gwarancji, że na zdjęciach nie zawierających podobizny Severusa, nigdy jej nie było.

Po kilku minutach żmudnego skanowania wciąż tych samych zdjęć, Harry wpadł na pomysł. Podzielił fotografie na trzy stosy – najbardziej prawdopodobne (od roku 1974 do 1977), o braku prawdopodobieństwa i nieokreślone. Sądził, że przed ’74 rokiem Severus był zbyt młody, by przypominać siebie samego.

Gdy już podzielił wszystkie zdjęcia, te o braku podobieństwa ułożył w tyle pudełka, nieokreślone zaraz obok, a najbardziej prawdopodobne ułożył w stosik na stole. Następnie skanował je wszystkie przez kilka minut w poszukiwaniu obojga biologicznych rodziców. Przy trzecim zestawie zdjęć zatrzymał się na chwilę na fotografii Draco. Gdy przyjrzał się dokładniej twarzy młodzieńca, zrozumiał, że patrzy na młodego Lucjusza. Otaczało go kilku chłopców i jedna dziewczyna, jednak on wydawał się dominować. Wszyscy spoglądali na niego nie tylko gdy mówił, lecz także, gdy panowała cisza. Harry podskoczył nerwowo, gdy ktoś wszedł do pomieszczenia. Obrócił głowę i ujrzał stojącą w drzwiach Hermionę.

- Szukasz czegoś? – spytała.

- Wolałbym raczej zostać sam, jeśli nie masz nic przeciwko.

Na przekór jego prośbie, Hermiona podeszła i spojrzała mu przez ramię.

- Kto to?

Harry ponownie przyjrzał się zdjęciu.

- Przyszli Śmierciożercy – stwierdził, pamiętając, że James tak ich nazywał. – Widzisz? To Lucjusz Malfoy, a to może być Bellatrix, chyba, że była od nich młodsza. Nie pamiętam.

- Dlaczego tak im się przyglądasz?

Harry zaśmiał się delikatnie.

- Ponieważ zobaczyłem Draco.

- Ale to…

- Tak, wiem. – Ponownie spojrzał na blondyna i poczuł dziwny niepokój, gdy ten pochylił lekko głowę z oczywistym zamiarem powiedzenia czegoś uszczypliwego; gest który tak często widział u jego syna. – To dziwne. Wręcz żenujące.

- Dla mnie to wystarczająco nieprzyjemne, a nawet go nie lubię – zgodziła się Hermiona.

Spojrzała na fotografie, które Harry ułożył w stosik. Potter właśnie otwierał usta, by powiedzieć jej, by wyszła, kiedy drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Ron.

- Cześć – rzucił niezobowiązująco.

- Poczekaj moment, Ron – rzuciła Hermiona. Wskazała dłonią na zdjęcia. – Co przedstawiają te?

- Zdjęcia z czasów szkolnych moich rodziców – odparł szybko Harry. – A teraz, gdybyście byli tak mili…

- Dlaczego je oglądasz?

- Żeby się przekonać, z kim się zadawali.

Hermiona klepnęła się w czoło.

- To dlatego oglądanie każdego zabrało Ronowi tylko tyle czasu!

Ron wyglądał na zakłopotanego. Harry zaśmiał się.

- Spoglądałeś na nie tylko raz?

-Nie pomyślałem o tym!

- No tak.

- Oh! – Hermiona rzuciła się na wystającą ze stosu fotografię. – Spójrz, tutaj jest twoja mama!

Harry zainteresował się zdjęciem. Tak, to była jego mama… z Severusem.

- Mógłbym je zobaczyć? – spytał, starając się brzmieć zwyczajnie.

Wyciągnął rękę po zdjęcie. Przedstawiało uśmiechniętą Lily, przysuwającą się do obejmującego ją od tyłu Severusa.

- Chwileczkę. Już gdzieś widziałam tego chłopca. Profe…?! – Hermiona urwała w nagłym olśnieniu.

Spojrzała na Harry’ego.

- Hermiono, błagam – jęknął w desperacji. – Powinnaś…

- Zdejmij okulary – rozkazała – I rozpuść włosy.

- Musicie iść. Teraz – warknął Potter przez zaciśnięte zęby.

- Zdejmij je.

- Hermiono, proszę!

- Accio okulary!

Harry próbował chwycić wymykające mu się oprawki, lecz bezskutecznie. Po chwili uderzyły w otwartą dłoń Hermiony. Potter patrzył na przyjaciółkę w milczeniu. Zdał sobie sprawę, że w takiej pozie z pewnością wygląda jak syn swego ojca, jednak był pewien, że wygląd i tak nic już nie zmieni. Kontury zamazywały mu się lekko. Wyciągnął dłoń przed siebie.

- Okulary, jeśli łaska – warknął zimno.

Oprawki z łatwością wymsknęły się spomiędzy kciuków dziewczyny. Harry potarł zmęczone oczy.

- Chodź za mną – rozkazał. Odwrócił się, by rzucić okiem na Rona. – Ty też.

Upewniwszy się, że przyjaciele podążają za nim, ruszył w stronę drzwi, wirując powłóczystymi szatami.

Zanim dotarli na piąte piętro, furia Harry’ego osłabła, jednak w obawie przed ponownym załamaniem wciąż nie patrzył na Hermionę. Zdenerwowany, krążył niecierpliwie w tę i z powrotem, marząc o jakimś cichym, bezpiecznym miejscu, gdzie mogliby porozmawiać. Stracił już rachubę własnych kroków, gdy w kamiennej ścianie pojawiły się drzwi. Harry otworzył je z wyraźną ulgą.

- Twój pokój rozkoszy – skomentowała Hermiona, gdy rozejrzała się po małym, ciemnym, mdło oświetlonym pomieszczeniu z kanapami.

Harry rzucił jej ostre spojrzenie, lecz zaniechał wymyślania stosownej riposty. Wskazał różdżką na drzwi i zapieczętował je magicznie tak, by nikt nie mógł ich otworzyć ani żadne dźwięki nie wydostawały się na zewnątrz. Następnie, obracając się powoli, uczynił pomieszczenie dźwiękoszczelnym; od podłogi aż po sufit. W końcu spojrzał ponownie na przyjaciół.

- To, co wam tutaj powiem, nie może być omawiane z nikim innym ani w pokoju mniej bezpiecznym od tego.

- No pewnie, stary – zgodził się Ron, wyglądając na zmaltretowanego.

- Jestem śmiertelnie poważny. Żadnego gadania na ten temat ze mną czy pomiędzy sobą, na korytarzach, czy w rogu pokoju wspólnego… ani nawet w zamkniętym, niechronionym pokoju. Jeśli Voldemort dowie się tego, co zamierzam wam powiedzieć, będzie miał wystarczająco dużo informacji, by rozbroić całą moją ochronę… by mnie zabić. – Odetchnął cicho. – Pomijając oczywisty fakt, że zabiłby Severusa i uniemożliwił całą serię działań Zakonu.

- Severusa? – spytał Ron, zaskoczony.

Stojąca za nim Hermiona kiwnęła ponuro głową i usiadła na kanapie. Ułożyła dłonie na podołku. Ron osunął się na miejsce obok niej.

- Profesor Snape jest moim ojcem.

Przez sekundę wydawało się, że oboje zaakceptowali wieść w ciszy. Jednak zaraz potem Ron wybuchnął niepohamowanym gniewem.

- Zabiję go! – wykrzyknął.

Jego twarz stała się przeraźliwe czerwona. Hermiona trwała w bezruchu, blada jak ściana.

- Co?! - wrzasnął Harry. – Ani się waż go tknąć!

- Nie możesz przecież myśleć, że to jest w porządku!

- Ale jest! Spędziłem z nim cały sierpień i…

- Czyś ty kompletnie ZWARIOWAŁ!

- Ron, jest w porządku – zapewnił Harry. – Cała ta sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż to się może wydawać na pierwszy rzut oka. On dowiedział się wtedy, kiedy ja, dopiero tego lata…

- I to niby sprawia, że wszystko jest w porządku?! Niby czemu? Chcesz mi wmówić, że nic się nie stało, mimo że bydlak zapłodnił twoją mamę?! Wprost wspaniale!

- To wcale tak nie było! Oni…

- I nie łyp na mnie tak, jak on!

- Nic nie mogę na to poradzić! - wrzasnął Harry. – Jesteś moim przyjacielem czy nie?!

Ron zamilkł na moment. Przygryzał dolną wargę w zdenerwowaniu, nie spuszczając wzroku z Harry’ego. Hermiona, uwięziona pomiędzy nimi, wbiła się głębiej w oparcie kanapy w nadziei na uniknięcie walki.

- No pewnie – stwierdził Weasley.

Jego głos był cichy, jednak mimo to cały się trząsł.

- Więc co to za różnica, kto jest moim ojcem?

Ron jęknął.

- To nie o to chodzi! Gówno mnie obchodzi twoje pochodzenie! – Rudzielca ponownie opanowała wściekłość. – Siedziałeś z nim w lochach... To złe! Czemu kumplujesz się z tym oślizgłym wężem?!

- Ponieważ jest moim ojcem!

- No i zgwałcił twoją matkę. To nie…

- Nikt nikogo nie ZGWAŁCIŁ!

- W takim razie użył na niej czarnej magii – warknął Ron wściekle – albo dolał jej czegoś do picia! Mama opowiadała mi o Jamesie i Lily…

- On spytał Jamesa! To był Rytuał Herem!

- To nie jest średniowiecze!

- Moja mama nie miała nic przeciwko; wszystko było przeprowadzone zgodnie z prawem.

- To NIC nie zmienia! – wrzasnął Ron, kopiąc leżący najbliżej niego przedmiot. Była to delikatna poduszka, więc gest nie wyszedł zbyt spektakularnie. - TO PIEPRZONY SKURWYSYN! – Rzucił przez pokój jedną ze swych własnych książek szkolnych. Uderzyła z impetem o ścianę, po czym upadła na ziemię, otoczona chmarą wypadających stron. – NIENAWIDZI GRYFONÓW I DOKŁADNIE TAK SAMO NIENAWICI CIEBIE! Pamiętaj o tym – skończył, prawie błagalnym tonem.

- Ron, prawie nic o nim nie wiesz. To, co widzisz w czasie zajęć…

Ron zaskowyczał.

- Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać! – rzucił wściekle.

Zamachał agresywnie rękoma, gdy zmartwiony Harry zaczął wstawać.

- Nie martw się! Nikomu nie powiem. Wolałbym sobie raczej wyciąć język, niż powtórzyć cokolwiek z tego, co dziś usłyszałem! A kiedy wróci ci rozum, będę na ciebie czekał – przerwał na chwilę, trzymając rękę na klamce. – Wiem, że pragniesz rodziny, Harry, ale nie potrzebujesz tego knowającego, lepkiego, sadystycznego, plugawego, wężowatego Śmierciożercy! – Z tymi słowy wypadł na zewnątrz, trzaskając za sobą potężnymi drzwiami.

Odgłos uderzenia długo rozbrzmiewał w cichym pokoju.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin