Magiczny
naszyjnik
Londyn, Anglia Czerwiec 1806
T
o prawdziwy wstyd. - Kornelia Thorne, lady Brookfield stała pośrodku sali balowej. -Spójrz tylko na niego, jak tańczy... całkowicie znudzony. On książę i ona, taka szara myszka. Założę się, że się go boi.
Księżna Sheffield, Miriam Saunders uniosła lor-gnon i zerknęła na swego syna Rafaela, księcia Sheffield. Miriam i jej siostra Kornelia brały udział w balu charytatywnym wraz z Rafaelem i jego narzeczoną, lady Mary Rosę Montague. Tego wieczoru bawiono się we wspaniałej sali balowej hotelu Chesterfield, a dochód miał zostać przeznaczony dla londyńskiego Towarzystwa Wdów i Sierot.
- Ta dziewczyna jest dość urocza. - Księżna stanęła w obronie narzeczonej księcia. - Blondynka, takadrobna, może trochę nieśmiała, to wszystko. W przeciwieństwie do jej syna, który był wysokim, smagłymczłowiekiem o jasnoniebieskich oczach.
W istocie Rafael był silnym, niesłychanie przystojnym mężczyzną, a jego osobowość przyćmiewała młodą kobietę, którą wybrał sobie na żonę.
- Jest ładna, przyznaję - rzekła Kornelia. - Alew taki niepozorny sposób. Mimo to, szkoda.
5
- Rafael w końcu postanowił wypełnić swój obowiązek. Dawno już powinien był wybrać sobie żonę. Być może nie pasują do siebie tak idealnie jakbym tego pragnęła, ale dziewczyna jest młoda i silna, i urodzi mu zdrowych synów. - A mimo to, jak rzekła jej siostra, Miriam nie mogła nie dostrzec bezbarwnego, znudzonego wyrazu twarzy syna.
- Rafael zawsze był taki przebojowy - rzekła w zamyśleniu Kornelia. - Pamiętasz, jaki był przedtem? Pełen ognia, chwytający życie garściami, a teraz... cóż, zachowuje się z taką rezerwą, brakuje mi tego żywiołowego chłopca, jakim niegdyś był.
- Ludzie się zmieniają, Kornelio. Rafael nauczył się na własnej skórze, dokąd mogą prowadzić takie emocje.
Kornelia jęknęła.
- Masz na myśli skandal. - Szczupła, o szarychwłosach kobieta była starsza od siostry o prawiesześć lat. - Jakże można by zapomnieć Danielle...?Przynajmniej była kobietą równą Rafaelowi. Szkoda,że okazała się takim rozczarowaniem.
Księżna zerknęła na siostrę, nie chcąc wspominać okropnego skandalu, przez jaki musiały przejść za sprawą dawnej narzeczonej Rafaela, Danielle Duval.
Taniec dobiegł końca i pary zaczęły znikać z parkietu.
- Cicho - ostrzegła Miriam. - Idą Rafael i MaryRosę.
Dziewczyna była o półtorej głowy niższa od księcia. Stanowiła doskonałe uosobienie angielskiej kobiecości; jasnowłosa, o niebieskich oczach i jasnej cerze. Była córką hrabiego i posiadała pokaźny posag. Miriam modliła się, aby jej syn odnalazł u boku tej dziewczyny choć odrobinę szczęścia.
Rafael ukłonił się uprzejmie.
6
- Dobry wieczór, matko, dobry wieczór, ciociuKornelio.
Miriam się uśmiechnęła.
- Oboje wyglądacie dziś cudownie.
Była to prawda. Rafael miał na sobie bryczesy w gołębim kolorze, granatowy frak, który podkreślał niebieską barwę jego oczu, a Mary Rosę ubrana była w suknię z białego jedwabiu wykończoną delikatnymi różyczkami.
- Dziękuję, wasza wysokość - odparła dziewczyna i dygnęła grzecznie.
Twarz Miriam wyrażała niezadowolenie. Czy jej spoczywająca na ramieniu Rafaela dłoń drżała? Dobry Boże, to dziecko niedługo stanie się księżną. Miriam modliła się, aby w ciągu najbliższych miesięcy udało jej się wpoić Mary Rosę nieco pewności siebie.
- Czy chciałabyś zatańczyć, matko? - spytałgrzecznie Rafael.
- Może później.
- Ciociu Kornelio?
Ale Kornelia wpatrywała się w drzwi, zaś myślami była daleko. Miriam, Rafael i jego narzeczona podążyli spojrzeniami za jej wzrokiem.
- O wilku mowa... - wyszeptała w zdumieniu Kornelia.
Oczy Miriam zrobiły się olbrzymie niczym spodki, a serce zaczęło gwałtownie łomotać. Rozpoznała pulchną, niską kobietę, która weszła do pomieszczenia. Flora Chamberlain, księżna wdowa Wycombe. Rozpoznała także wysoką, rudowłosą kobietę, która była jej siostrzenicą. Usta Miriam zacisnęły się w wąską linijkę. Na twarzy jej syna wyraz zdumienia przeobraził się w złość, objawiającą się zaciśnięciem szczęk.
Kornelia nie odwróciła wzroku.
- Ależ tupet!
7
Na twarzy Rafaela zadrgały mięśnie, ale nie rzekł ani słowa.
- Kto to jest? - spytała Mary Rosę.
Rafael ją zignorował. Wzrok miał utkwiony na eleganckiej postaci, która pojawiła się w sali balowej. Danielle Duval przez ostatnie pięć lat mieszkała na wsi. Po skandalu została wygnana i wstydziła się zamieszkać w mieście. Ponieważ jej ojciec nie żył, a matka wydziedziczyła ją za to, co zrobiła, Danielle wprowadziła się do ciotki Flory Duval Chamberlain. Do tego wieczoru przebywała na wsi.
Księżna nie mogła wyobrazić sobie, co Danielle zamierzała robić w Londynie, ani co ją opętało, by pojawiać się w miejscu, gdzie najwyraźniej nie była mile widziana.
- Rafael...? - Lady Mary Rosę spojrzała na niegoz zatroskanym wyrazem twarzy. - O co chodzi?
Wzrok Rafaela ani drgnął. W jego niebieskich oczach pojawił się błysk, coś gorącego i dzikiego, czego Miriam nie widziała od niemal pięciu lat. Złość. Wciągnął głęboko powietrze i usiłował zachować resztki opanowania. Spojrzał na Mary Rosę i zdobył się na uśmiech.
- Nic, czym warto by się przejmować, skarbie. Zupełnie nic. - Wziął jej odzianą w rękawiczkę dłońi ponownie położył na swoim ramieniu. - Grają chyba rondelle, zatańczymy?
I nie czekając na odpowiedź, poprowadził ją na parkiet. Miriam wyobraziła sobie, że zawsze tak będzie; Rafael wydający rozkazy i Mary Rosę spełniająca je niczym grzeczna dziewczynka.
Księżna odwróciła wzrok w stronę Danielle Du-val, patrzyła, jak idzie obok swej korpulentnej ciotki o siwych włosach, jak trzyma wysoko głowę, ignoru-
8
jąc szepty i przemieszczając się z gracją godną księżniczki.
Dzięki Bogu, że jej prawdziwa natura wyszła na jaw, zanim Rafael zdążył się ożenić.
Zanim jeszcze bardziej się zakochał.
Księżna ponownie zerknęła na drobną Mary Rosę; pomyślała o posłusznej żonie, jaką będzie, w odróżnieniu od Danielle, i nagle poczuła się wdzięczna losowi za narzeczoną swego syna.
Z ozdobnego sufitu sali balowej zwieszały się kryształowe żyrandole, rzucając miękką poświatę na wypolerowany parkiet. Pod ścianami poustawiano wielkie wazony żółtych róż i białych chryzantem. Przybyła sama śmietanka Londynu i wszyscy tańczyli w rytm muzyki dziesięcioosobowej orkiestry ubranej w jasnoniebieskie uniformy.
W pewnym oddaleniu, obserwując wirujące pary, stali Cord Easton, hrabia Brant oraz Ethafi Sharpe, markiz Bedford wraz z żonami Wiktorią i Grace.
- Czy widzisz to, co ja? - wycedził Cord, odwracając wzrok od tańczących ku dwóm kobietom idącym wzdłuż ściany. - Przysiągłbym, że wzrok mnie myli. -Cord był potężnie zbudowanym mężczyzną, o ciemnobrązowych włosach i złocistomiodowych oczach. Razem z Ethanem byli najlepszymi przyjaciółmi księcia.
- Komu się z takim zainteresowaniem przyglądasz? - Jego żona Wiktoria podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
- Danielle Duval - odparł zaskoczony Ethan. -Nie mogę uwierzyć, że miała czelność tutaj przyjść.
9
Ethan był równie wysoki jak książę, szczupły i barczysty, miał czarne włosy i jasnoniebieskie oczy.
- Ależ ona jest piękna... - Grace wpatrywała się w osłupieniu w wysoką, szczupłą, rudowłosą postać. - Nic dziwnego, że Rafael się w niej zakochał.
- Mary Rosę też jest piękna - stanęła w obronie dziewczyny Wiktoria.
- Oczywiście, że jest. Ale w pannie Duval jest coś takiego...nie widzisz?
- Tak, coś w niej jest - warknął Cord. - To mała zdrajczyni o sercu węża i bez krzty sumienia. Połowa Londynu wie, co zrobiła Rafaelowi. Mówię wam, że nie jest tu mile widziana.
Cord odszukał wzrokiem księcia, który skupiony był na drobnej blondynce z zainteresowaniem, jakiego nigdy wcześniej jej nie okazywał.
- Rafael musiał ją dostrzec. Do diabła, dlaczego Danielle wróciła do Londynu?
- Jak sądzisz, co zrobi Rafael? - spytała Wiktoria.
- Zignoruje ją. Rafael nie zniży się do jej poziomu. Jest na to zbyt opanowany.
Danielle Duval utkwiła wzrok w punkcie przed sobą i szła nadal u boku swej ciotki. Kierowały się na tyły pomieszczenia, gdzie Danielle mogłaby przez dłuższy czas pozostać niezauważona.
Kątem oka dostrzegła jakąś kobietę odwracającą się od niej raptownie plecami. Słyszała szepty, rozmowy o skandalu. Dobry Boże, dlaczego dała się ciotce namówić, by tu przyjść?
Ale Flora Duval Chamberlain miała swoje sposoby na przekonywanie ludzi.
10
- Ten bal dobroczynny wiele dla mnie znaczy, moja droga - powiedziała. - Byłaś bardzo pomocna i nie usłyszałaś nawet jednego słowa podziękowania. Nie pójdę bez ciebie. Proszę, powiedz, że zgadzasz się wyświadczyć cioci jedną małą przysługę.
- Wiesz, jak się tam będę czuła, ciociu Floro. Nikt się do mnie nie odezwie. Będą gadali za moimi plecami. Nie dam chyba rady znowu przez to przechodzić.
- Prędzej czy później będziesz musiała wyjśćz ukrycia. Minęło już prawie pięć lat! Nigdy nie zasłużyłaś sobie niczym na takie traktowanie. Najwyższa pora odzyskać swoje miejsce.
Wiedząc, ile bal znaczył dla ciotki, Danielle zgodziła się z ociąganiem. Poza tym, ciocia Flora miała rację. Czas, by już wyszła z ukrycia i odzyskała możliwość normalnego życia. Będzie w Londynie tylko przez kilka tygodni. Potem popłynie do Ameryki, zacząć nowe życie.
Danielle przyjęła oświadczyny mężczyzny imieniem Richard Clemens, którego spotkała na wsi, bogatego przedsiębiorcy amerykańskiego, wdowca z dwójką dzieci. Jako żona Richarda, będzie miała męża i rodzinę, na którą nadzieję dawno już pogrzebała. Miała w perspektywie nowe życie, więc przystanie na prośbę ciotki, by przyjść na bal, wydawało się jej proste niczym spacer po parku w letnie popołudnie. Kiedy jednak już się tam znalazła, zaprag...
lidzet81