16.htm

(11 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 16 .    

Naprzód, obrót

Krew i łzy

Leć w pomiędzy

Hufcu pstry

W górę wzleć

I spadaj w dół

Jeźdźcom smoków tylko trzeba

By przed Nićmi bronić nieba


 

   F'lar zbiegał przejściem ku skalnemu występowi. Teraz dopiero zbierać będą korzyści płynące z nudnych, długich lotów patrolowych ponad wszystkimi posiadłościami i pustkowiami Pernu. Przed oczyma widział już dokładnie Nerat. Potrafił dostrzec kwiaty pnączy, które były bodaj najbardziej charakterystyczną cechą lasów tropikalnych o t porze roku. Ich kwiaty koloru kości słoniowej jarzyły się w pierwszych promieniach słońca jak smocze oczy.

   Podniecony Mnementh unosił się niespokojnie ponad skalnym występem. F'lar wskoczył na jego kark.

   Weyr roił się już od różnokolorowych skrzydeł, rozbrzmiewał okrzykami i komendami. Atmosfera była wprawdzie napięta, jednak F'lar nie wyczuwał paniki w tym uporządkowanym rozgardiaszu. Jeźdźcy wylatywali na swych smokach z otworów w ścianach krateru. Kobiety pędziły na złamanie karku z jednej jaskini niższej do drugiej. Dzieci, które bawiły się nad jeziorem wysłano, aby nazbierały drewna na ognisko. Pary weyrzątek, pod dowództwem starego C'gana, ustawiły się w szeregu przed swoimi barakami. F'lar spojrzał z dumą w górę ku szczytowi, gdzie unosiły się zwarte formacje poszczególnych skrzydeł. W jednym z nich rozpoznał brunatnego Cantha wraz z F'norem na grzbiecie. Wkrótce całe skrzydło zniknęło w pomiędzy.

   Polecił Mnementhowi, aby nabrał wysokości. Wiatr był zimny i nieco wilgotny. Czyżby późny śnieg? Jeśli miałby w ogóle spaść, to najlepiej właśnie teraz.

   Po jego lewej stronie unosiły się w powietrzu skrzydła R'gula i T'bora, a po prawej T'suma i D'nola. Zauważył, że wszystkie smoki są mocno objuczone workami. Przekazał Mnementhowi obraz lasu tropikalnego w Nerat, na chwilę przed świtem, z jarzącymi się kwiatami pnączy, falami morza uderzającymi o skały Wysokiej Rafy...

   Poczuł palące zimno pomiędzy i naraz ogarnęły go wątpliwości. Czy pragnąc uprzedzić Nici w Nerat nie postąpił przypadkiem nieroztropnie? Równie dobrze mógł wysłać ich wszystkich na śmierć pomiędzy czasami?

   Nagle wszyscy znaleźli się w półmroku zwiastującym nadejście dnia. Z lasu unosił się świeży zapach południowych owoców. Poczuli także ciepło, i to było przerażające. F'lar uniósł na moment wzrok ku północy. Złowrogo pulsująca Czerwona Gwiazda opromieniała świt.

   Jeźdźcy wreszcie uświadomili sobie, co się stało. Zaczęli pokrzykiwać ku sobie ze zdziwieniem. Mnementh poinformował F'lara, że smoki są lekko zaskoczone podnieceniem swych jeźdźców.

   - Posłuchajcie mnie, jeźdźcy smoków - zawołał ochryple, aż z wysiłku wyszły mu żyły na czole. Chciał, aby wszyscy go usłyszeli. Poczekał chwilę, aż ludzie zgromadzą się wokół niego tak blisko, jak to tylko możliwe. Powiedział Mnementhowi, aby przekazywał jego słowa wszystkim smokom. Następnie wyjaśnił wszystkim jeźdźcom, czego dokonali i w jaki sposób. Jeźdźcy milczeli, ale ponad poruszającymi się skrzydłami wymieniali nerwowe spojrzenia.

   Zwięźle wydał rozkaz, by utworzyli w powietrzu trójwymiarową szachownicę z zachowaniem odległości pięciu skrzydeł smoka zarówno w pionie, jaki w poziomie.

   Na horyzoncie tymczasem pokazało się słońce.

   Nici, niczym gęstniejąca mgiełka, opadały ukośnie od strony morza - ciche, piękne, niosące śmierć. Szebrnoszare, wędrujące przez przestrzeń kosmiczną zarodniki, podczas przechodzenia przez gorącą atmosferę Pernu przemieniały się z twardych zamarzniętych kulek w grube włókna. Wyrzucane ze swej jałowej planety w kierunku Pernu, opadały morderczym deszczem, który poszukiwał zachłannie niezbędnej mu do rozwoju organicznej materii. Jedna zaledwie Nić, która upadła na żyzną glebę, potrafiła zmienić duży obszar w bezużyteczny czarny pył. Nici zakopywały się bowiem głęboko pod powierzchnię, a następnie błyskawicznie rozmnażały się w ciepłej glebie.

   Południowy kontynent Pernu był już wyjałowiony do cna. Prawdziwymi pasożytami Pernu były Nici, a nie jeźdźcy. Stłumiony ryk wydobył się z gardeł osiemdziesięciu ludzi i smoków. Przeszył poranne powietrze ponad zielonymi wzgórzami Nerat - tak, jakby Nici miały usłyszeć to wyzwanie, zadumał się F'lar.

   Wszystkie smoki zwróciły swe trójkątne głowy ku jeźdźcom, żądając smoczego kamienia. Potężne szczęki z chrzęstem miażdżyły pierwsze kawałki. Smoki szybko je połykały i domagały się wciąż większych jego ilości. Kwasy żołądkowe bestii rozkładały kamień, wytwarzając trującą fosfinę. Miotany przez smoki gaz zamieniał się w powietrzu w strumień ognia, który spalał Nici jeszcze w powietrzu lub niszczył te, które spadły na ziemię.

   Instynkt smoków sprawił, że były już gotowe zanim pierwsze Nici zaczęły opadać ponad brzegami Neratu.

   Podziw F'lara dla jego spiżowego towarzysza rósł w miarę walki. Młócąc powietrze potężnymi uderzeniami, Mnementh wzbił się na spotkanie pędzącego w dół zagrożenia. Duszące, unoszone wiatrem wyziewy uderzyły F'lara prosto w twarz.

   Władca Weyr wpadł zatem na pomysł, aby przykucnąć nisko po osłoniętej stronie spiżowego karku. Smok zaskowyczał nagle, gdy Nić uderzyła go znienacka w czubek skrzydła. Błyskawicznie wskoczyli w zimne pomiędzy. Zmrożona Nić odpadła. W mgnieniu oka byli z powrotem, by zmierzyć się z nadlatującymi wciąż Nićmi. Wokół siebie F'lar widział smoki, które wskakiwały i wyskakiwały z pomiędzy, nurkowały lub nabierały wysokości ziejąc wciąż ogniem. Podczas ataku, gdy przesuwali się w poprzek Neratu, F'lar zauważył, że nieprzypadkowo wszystkie smoki stosują podobną technikę. Instynktownie dostosowały się do sposobu opadania Nici. W przeciwieństwie do tego, czego dowiedział się studiując kroniki, Nici opadały wiązkami. Nie opadały jak deszcz, ciągłymi, nieprzerwanymi strumieniami, ale jak śnieżna zamieć, gromadząc się nagle raz tu, raz tam, wyżej i niżej. Nigdy nie opadały w sposób ciągły, pomimo że tak właśnie sugerowała ich nazwa. Było coś urzekającego w tej walce na śmierć i życie.

   Spostrzegasz wiązkę ponad sobą. Twój smok, zionąc ogniem, wznosi się. Odczuwasz wtedy ogromną radość widząc, jak skupisko zostaje doszczętnie spalone. Niekiedy wiązka opada pomiędzy dwoma smokami. Jeden z nich sygnalizuje wtedy, że rusza w pogoń i nurkując, tryska ogniem i pali Nici. Drugi w tym czasie go ubezpiecza.

   Jeżdźcy smoków stopniowo przesuwali się ponad kusząco zielonymi lasami tropikalnymi; F'lar starał się nie myśleć, co może zrobić z tą żyzną ziemią jedna żywa Nić, która zdoła się w nią zaryć. Po bitwie musi wysłać patrol, który przeleci nisko ponad ziemią, sprawdzając ją metr po metrze. Jedna Nić potrafi zgasić oczy wszystkich, świecących kolorem kości słoniowej kwiatów malowniczych pnączy.

   Na lewej flance, jakiś smok boleśnie zaskowyczał i skoczył błyskawicznie w pomiędzy, zanim F'lar zdołał go rozpoznać. Słyszał wokół także jęki bólu, zarówno ludzi jak i smoków. Starał się tego nie słyszeć i skoncentrować, tak jak to robią smoki, na "tu-i-teraz". Czy Mnementh będzie długo pamiętał te wstrząsające krzyki? F'lar miał nadzieję, że zdoła o nich wkrótce zapomnieć.

   F'lar poczuł się nagle zbyteczny. To przecież smoki toczyły tę bitwę. Pobudzał wprawdzie swą bestię do walki, uspokajał ją, gdy została poparzona przez Nici, ale wszystko zależało od jej instynktu i szybkości...

   Gorący promień przeszył policzek F'lara, wgryzając się jak kwas także w jego ramię... Z ust F'lara wyrwał się okrzyk zdziwienia i bólu. Mnementh zabrał go natychmiast w kojące pomiędzy. Ręce jeźdźca, jak oszalałe, mocowały się z Nićmi. Czuł, jak Nici kruszą się i rozpadają w przeraźliwym zimnie pomiędzy. Z odrazą klepnął palącą ranę. Gdy ponownie pojawili się w wilgotnym powietrzu Neratu, piekący ból zdawał się być lżejszy. Mnementh zamruczał uspokajająco, a potem zionąc ogniem zanurkował ku wiązce.

   F'lar był zdziwiony, że tak bardzo przejmuje się sobą. Pospiesznie zbadał, czy na ramieniu jego wierzchowca nie ma śladów wskazujących na zranienie.

   Wskoczyłem bardzo szybko, przekazał mu Mnementh i skręcił w bok, uskakując przed skupiskiem Nici. Jakiś brunatny smok rzucił się za nim i spalił je na popiół. F'lar stracił poczucie czasu. Upłynęła chwila albo minęły setki godzin.

   Gdy spojrzał w dół, ze zdziwieniem zobaczył oświetlone słońcem morze. Nici wpadały teraz nieszkodliwie w słoną wodę. Nerat, ze swym skalistym, skręcającym ku zachodowi końcem półwyspu, znalazł się po jego prawej stronie.

   F'lar czuł ból we wszystkich mięśniach. W podnieceniu szaleńczej bitwy zapomniał o krwawych szramach na policzku i ramieniu. Teraz, gdy Mnementh szybował wolno, rany mocno mu dokuczały.

   Wznieśli się ku górze i kiedy osiągnęli pożądaną wysokość, zawiśli nieruchomo. Nie było nigdzie widać Nici. Pod nimi krążyły smoki poszukujące jakichkolwiek śladów zarycia się. Przeszukiwały dokładnie przewrócone drzewa i zniszczoną roślinność.

   - Wracamy do Weyr - rozkazał Mnementhowi z. ciężkim westchnieniem ulgi. W momencie gdy spiżowy smok przekazywał rozkaz innym smokom, sami znajdowali się już w pomiędzy. Był tak zmęczony, że nie przekazał smokowi nawet obrazu potrzebnego do powrotu. Liczył, że instynkt Mnementha sprowadzi ich bezpiecznie do domu przez czas i przestrzeń.

następny   

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin