UNIA EUROPEJSKA CZWARTA RZESZA NIEMIECKA.doc

(458 KB) Pobierz
« Kto się boi święconej wody

 

 

« Kto się boi święconej wody?

Rewolucja Tuska »

Unia Europejska = Czwarta Rzesza?

Posted by Marucha w dniu 2009-05-11 (poniedziałek)

Adam LeborBrytyjski pisarz i dziennikarz Adam Lebor, rezydujący w Budapeszcie (www.adamlebor.com) zbierał materiały do książki, której fabuła miała być oparta na fantastycznym pomyśle, iż czołowi naziści pod koniec II Wojny postanowili na miejsce konającej już Trzeciej Rzeszy stworzyć w konspiracji podstawy do narodzin Czwartej Rzeszy pod przykrywką tworu zwanego Unią Europejską.

Ku swemu zaskoczeniu Lebor odkrył dokumenty, które wskazują, iż tak właśnie było: mianowicie w jego ręce dostał się raport wywiadu amerykańskiego (US Military Intelligence) oznaczony symbolem EW-Pa 128, znany również jako The Red House Report. Lebor ogłosił publicznie swe odkrycie w gazecie Daily Mail.

Raport EW-Pa 128 szczegółowo opisuje tajne spotkanie wysoko postawionych nazistów w hotelu Maison Rouge w Strasburgu 10 sierpnia 1944 roku. Wiedząc, iż wojna jest już praktycznie przegrana, panowie ci opracowali główne zasady stworzenia Czwartej Rzeszy – paneuropejskiego imperium gospodarczego opartego nie na czym innym, ale na europejskim wspólnym rynku.

SS Obergruppenführer dr Scheid polecił czołowym niemieckim przedsiębiorcom zakładanie za granicą firm, które miały być bazą do odtworzenia w przyszłości partii nazistowskiej – przy jednoczesnym pozowaniu na demokratów celem łatwiejszej penetracji ekonomicznej danego kraju.

Trzecia Rzesza została pokonana militarnie, lecz mający nazistowskie korzenie potężni bankierzy, przemysłowcy i urzędnicy państwowi, przepoczwarzeni na „demokratów”, bardzo szybko zaczęli ponownie prosperować w nowych Niemczech Zachodnich. Pracowali dla nowej sprawy: europejskiej integracji gospodarczej i politycznej – pisze Lebor w swym artykule.

Wśród przedsiębiorstw, które dołączyły się do zadania budowy paneuropejskiego imperium, należy wymienić koncern Kruppa, Friedricha Flicka,  BMW, Siemensa i Volkswagena.

Historyk dr Michael Pinto-Duschinsky:

Dla wielu czołowych przemysłowców bliskich nazistowskiemu reżymowi, [wspólna] Europa stała się przykrywką do forsowania niemieckich interesów narodowych po pokonaniu Hitlera (…) Niektórzy z liderów nazistowskiej gospodarki stali się liderami budowy Unii Europejskiej.

Lebor podaje ciekawy przypadek potężnego bankiera  o nazwisku Hermann Abs, który wszedł do zarządu Deutsche Bank za czasów nazistów, zarazem będąc członkiem Rady Nadzorczej firmy I.G. Farben, znanej z produkcji zabójczego gazu Cyklon B. Herman Abs został po wojnie osobą odpowiedzialną za dysponowanie środkami płynącymi z planu Marshalla, mającymi służyć odbudowie niemieckiego przemysłu. W 1948 roku to on praktycznie zarządzał rekonstrukcją powojennej gospodarki w swym kraju. Abs został również członkiem Europejskiej Ligi Współpracy Gospodarczej (European League for Economic Co-operation), elitarnej grupy wywierającej intelektualny nacisk na wzmocnienie tejże współpracy – czyli mówiąc prościej: grupy lobbystów na rzecz stworzenia wszecheuropejskiego imperium gospodarczego.  Zasady integracji europejskiej, jakie Liga wypracowała, są niemal kalką tego, co wcześniej głosili naziści. Organizacja ta, która powstała w 1946 roku, istnieje zresztą do dziś, a na jej czele stoi Anton van Rossum z Holandii.

Rodney Atkins w swej książce „Europe’s Full Circle” przytacza listę nazw proponowanych przez nazistów i ich uderzające podobieństwo do obecnego nazewnictwa Unii Europejskiej, na przykład:

·         Europaische Wirtshaftsgemeinschaft -> European Economic Community

·         European Currency System -> European Exchange Rate Mechanism

·         Europabank (Berlin) -> European Central Bank (Frankfurt)

·         European Regional Principle -> Committee of the Regions

·         Common Labour Policy -> Social Chapter

Czy to możliwe, że Czwarta Rzesza, przewidziana przez niemieckich przemysłowców z okresu nazizmu, realizuje się, przynajmniej częściowo, na naszych oczach? – pyta Lebor. Te trzy napisane na maszynie kartki [chodzi o raport EW-Pa 128 - admin] zwracają nam uwagę, jak bardzo współczesne dążenia do stworzenia z Europy federalnego państwa są powiązane z planami niemieckich przemysłowców i SS stworzenia Czwartej Rzeszy.

TriumphNie ulega wątpliwości, iż nazizm i EU wykazują niepokojące podobieństwa – gdyż korzenie Unii Europejskiej tkwią właśnie w nazizmie.

Współczesne podstawy budowy Unii Europejskiej oraz wprowadzenia wspólnej waluty zostały sformułowane przez nie lubiącą rozgłosu Grupę Bilderberga w połowie lat 1950-tych, co wynika z dokumentów, jakie przeciekły na zewnątrz tej organizacji. Jednym z głównych założycieli Grupy Bilderberga był książę Bernhard z Holandii, były oficer SS. Ale ideologię Unii Europejskiej można wyśledzić jeszcze wcześniej: już w latach 1940-tych czołowi niemieccy ekonomiści naszkicowali plan budowy wspólnoty gospodarczej w Europie – plan, który starannie wykonywano po zakończeniu II Wojny.

Walter Funk, minister gospodarki nazistowskich Niemiec i przestępca wojenny, w wydanej w 1940 roku książce pisał o konieczności powołania „Centralnej Unii Europejskiej” i „Europejskiego Obszaru Gospodarczego” oraz podporządkowaniu własnych interesów narodowych interesom Unii.

Gustav König stwierdził, iż „mamy przed sobą zadanie zbudowania prawdziwej Wspólnoty Europejskiej… Jestem przekonany, iż wysiłki w tym kierunku nie skończą się po wojnie”.

Wśród innych nazistów, nawołujących do stworzenia federalnego superpaństwa, należy wymienić Ribbentropa, Quislinga i Seyss-Inquarta, który stwierdził, iż w Europie pozbawionej granic szybko wzrośnie zamożność społeczeństwa. Co widać dziś jak na dłoni.

Wreszcie sam Joseph Goebbels, mistrz i nauczyciel europropagandzistów, w 1940 roku nakazał ekonomiczną unifikację Europy na wielką skalę, twierdząc iż za 50 lat ludzie nie będą już myśleli w kategoriach własnego państwa lub narodu. Minęło 53 lata – i Unia Europejska w swej obecnej formie została powołana do życia.

Czyż wypowiedzi nazistów nie mogły by w niezmienionej formie paść obecnie w Grupie Bilderberga, Komisji Trójstronnej czy Radzie Stosunków Zagranicznych?

Naziści zabijali tych, którzy głosili rzeczy sprzeczne z ich ideologią. Unia Europejska nie zabija fizycznie: zabija prawo do wolności słowa. Ostatnio pewien holenderski parlamentarzysta nie został wpuszczony do Wielkiej Brytanii, gdyż jego poglądy uznano za niedopuszczalne według praw obowiązujących w Unii. Europejski Parlament wielokrotnie usiłował ocenzurować Internet, szczególnie zaś „niebezpieczną i nieuregulowaną” przestrzeń blogów. Według wyroku Europejskiego Sądu Sprawiedliwości  (rok 1999, sprawa 274/99) krytykowanie Unii Europejskiej jest nielegalne. Unia również stara się również o wprowadzenie zakazu istnienia jakichkolwiek krajowych partii politycznych, które wyrażają wobec niej sceptycyzm.

Irlandia, której naród odrzucił Traktat Lizboński w referendum, została zmuszona do jego powtórzenia. Szwecja, która nie chciała (sporą większością głosów) wprowadzenia u siebie wspólnej waluty euro, jest obecnie poddawana naciskom i najprawdopodobniej dojdzie i tam do powtórzenia referendum za parę lat. Europejsata demokracja bowiem oczekuje z góry założonych wyników głosowań, a jeśli nie zgadzają się one z oczekiwaniami, po prostu je unieważnia.

Nie twierdzimy, iż osoby które piastują czołowe stanowiska w UE są nazistami. Można nawet z uprzejmości założyć, iż niektórzy z nich działają w dobrej wierze, co skądinąd świadczyło by o ich głupocie i niezdolności obserwowania rzeczywistości. Pozostaje faktem, iż Unia Europejska ze swej natury jest tworem totalitarnym, gdyż stara się odebrać władze narodowym rządom wybieranym przez społeczeństwa i przekazać ją w ręce ponadnarodowych tworów, które rządzą bez żadnego mandatu ze strony wyborców, które mianują same siebie do pełnienia swych funkcji i które ponoszą odpowiedzialność wyłącznie same przed sobą. Ponadto Unia robi wszystko, aby odebrać wolność słowa każdemu, kto ma jakiekolwiek wpływy w społeczeństwie i ośmiela się ją krytykować.

Eurofaszyzm w natarciu

Za pomysł do napisania niniejszego artykułu dziękuję dyskutantowi o ksywce „RomanK”, który podsunął link:

http://www.prisonplanet.com/top-nazis-planned-eu-style-fourth-reich.html

·         Share this:

·         Email

·          

Ten wpis został dodany w 2009-05-11 (poniedziałek) @ 21:40:48 i znajduje się w kategorii Polityka. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0 kanał. możesz napisz odpowiedź, lub trackback z Twojej własnej witryny.

Odpowiedzi: 63 to “Unia Europejska = Czwarta Rzesza?”

1.     

wet3 powiedział/a

2009-05-12 (wtorek) @ 00:21:18

Dlaczego nie jestem zdziwiony?! Przeciez juz od dawna mowimy o Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. Ich rzadowi wolno subsydiowac stocznie, a nam nie wolno i stocznie nasze na sile sie zamyka. Ogranicza sie nasza produkcje gdzie tylko sie da, a oni maja spokoj. Traktat Lizboski to nic innego jak proszwabskie scierwo. Panienka Angela Magiel wscieka sie, ze nie wszyscy ten proszwabski twor zaakceptowali oraz grozi odmowieniem podania reki tym, ktorzy tego nie uczynia. Ot, typowo szwabski sposob reagowania. Mam nadzieje, ze do zgody tu nie dojdzie chocby nawet pani kanclerz wkrecila sobie biust w magiel! Niestety, ale u nas rzadzi partia szwabolubnych z rudym – glownym wasalem Merkel na czele i dlatego mozna spodziewac sie najgorszego.

2.     

Cham Wiejski powiedział/a

2009-05-12 (wtorek) @ 04:30:09

Zdziwiony i ja nie jestem, bo przecież gołym okiem widać, czym jest Unia Europejska – nie widzą tego tylko zasr…. polskie yntelygenciki z wielkich miast, znające oczywiście języki obce i oczywiście mające „wykrztałcenie” [oryginalna pisownia z Onetu zachowana].

Warto jednak było uzyskać potwierdzenie tego w konkretnych dokumentach.

Niestety, wszyscy ten posthitlerowski twór akceptują, nawet Czesi (ku rozczarowaniu prezydenta Klausa) poparli talmudyczną Konstytucję Europejską. Irlandia też zaakceptuje.

3.     

RomanK powiedział/a

2009-05-12 (wtorek) @ 04:44:50

Dziekuje panu Gajoweu za udostepnienie tego w pieknej polszczyznie.
Uzupelnieniem byloby przeczytanie ksiazki, ostatniej ksiazki napisanej przez znanego pisarza Jima Marrs -The Rise of the Fourth Reich: The Secret Societies.
Porownanie tego co dzieje sie w USA i Europie prowadzi do budowy globalonej IV Rzeszy opartej o faszystowski model gospodarczy..hybryde panstwowo- corporacyjna.
Jedna z metod jest powolywanie nowych partii politycznych quasi narodowych, zbijanych paradoxalnie w miedzynarodowki i quasi usilujace walczyc z globalizmem,,,poprzez globalizacje.
POrosze obserwowac paradoxalny ruch Libertas..w Europie i zabiegi do powolania nowej formacji w USA pod egida tzw ruchow odsrodkowych tzw nacjonalistycznej prawicy demokratycznej z takimi postaciami- jak Ron Paul.

4.     

Ja powiedział/a

2009-05-12 (wtorek) @ 07:11:47

KOMISJA EUROPEJSKA A POLSKIE STOCZNIE PRODUKCYJNE
ODPOWIEDŹ NA ARTYKUŁ „NEELiE KROES SPEŁNIA DOBRĄ ROLĘ!” Dziennik Bałtycki 28.04.2009 r.)
„Fakty są święte. interpretacja ich bywa całkowicie dowolna” W. Churchil”

Dziennik Bałtycki w dziale opinie, w dniu 28.04.2009r. opublikował artykuł, jak określono: publicysty morskiego, kapitana żeglugi wielkiej Pana Marka Błuś odnoszący się do komentarza Pana Artura Kiełbasińskiego zamieszczonego w „Polsce Dzienniku Bałtyckim” pod tytułem „Czemu jesteśmy skazani na dyktat pani Kroes?
w sprawie likwidacji polskiego przemysłu okrętowego.

Jest znamienne, że artykuł Pana Marka Błuś został opublikowany w przeddzień zapowiedzianej przez Komisję Międzyzakładową NSZZ SOLIDARNOŚĆ Stoczni Gdańsk demonstracji w Warszawie, w sprawie obrony miejsc pracy w Stoczni Gdańsk S..A.

Niestety, wszystkie cztery tezy zaprezentowane przez Pana Marka Błuś są demagogiczne, zostały przedstawione w celu obrony stanowiska tych sił politycznych, które zmierzają do likwidacji miejsc pracy i źródła aktywności gospodarczej jakimi są polskie stocznie produkcyjne, a w konsekwencji również, w zakładach kooperujących ze stoczniami. Intencje tych sił politycznych są dla pracowników przemysłu okrętowego niezrozumiałe i jako pozbawione uzasadnienia nie do zaakceptowania.

Uważam, że problem polskich stoczni produkcyjnych jest wielowątkowy i wymaga uczciwego oraz szczegółowego wyjaśnienia, ponieważ geneza powstałych w tych stoczniach problemów ekonomicznych jest w każdej z tych trzech stoczni inna.

Wspólnym problemem stoczni jest, przeciąganie przez polskie władze podejmowania decyzji w sprawie restrukturyzacji zobowiązań powstałych w latach ubiegłych (2002 – 2005) tj. z okresu schładzania gospodarki, gdy szczególnie dotkliwe straty ponosiły stocznie, z powodu przewartościowania złotówki. W przypadku stoczni odsetki naliczane co miesiąc od istniejących zobowiązań z lat ubiegłych obciążały i obciążają jej wynik finansowy, czyniąc ich działalność nierentowną, mimo olbrzymich wysiłków załóg, żeby to nadrobić. Potęgowało to kryzys finansowy w stoczniach – znane jest powiedzenie „gdy coś trwa długo, to drogo kosztuje”. Dodatkowo negatywne i w pełni nieuzasadnione opinie o stoczniach prezentowane w prasie polskiej uniemożliwiały pozyskanie w bankach pieniędzy do ich dyspozycji, oraz generowały żądanie przez dostawców przedpłat na poczet przyszłych dostaw do budowy statków, co dodatkowo powiększało koszty finansowe stoczni. Tych problemów nie mają stocznie niemieckie i francuskie, gdyż tam reakcje władz państwowych i regionalnych na kryzys, który dotyka stocznie jest kompetentny i błyskawiczny (łącznie do nacjonalizacji stoczni we Francji).

Jak wspomniałem na wstępie, nie zgadzam się z tezami podanymi przez kapitana Marka Błusia.

Odnośnie tezy pierwszej – Pan Marek Błuś nie musi bronić urzędu Pani Komisarz Neelie Kroes, gdyż urząd ten ma swojego rzecznika prasowego. Rzecznik ten wielokrotnie wyjaśniał, że partnerem do rozmów z Komisją Europejską są polskie władze i to one odpowiadają za prawidłowe opracowanie i obronę planów restrukturyzacji poszczególnych stoczni przed Komisją Europejską. To strona polska dopuściła do tego, że:

• Pani Komisarz Neelie Kroes stosuje różne miary do poszczególnych państw członkowskich UE,
• Chodzi tutaj o stocznie w innych państwach UE, w szczególności w Niemczech i Francji.
• Dlaczego pani Komisarz domagała się prywatyzacji polskich stoczni w Szczecinie i w Gdyni, gdy np. Francuzi czynią odwrotnie tzn. nacjonalizują swój przemysł stoczniowy?
• Dlaczego polski rząd oddaje walkowerem polskie stocznie produkcyjne z Gdyni i Szczecina oraz wprost panicznie boi się jak „ognia” pani Komisarz ds. Konkurencji N. Kroes, że aż gotów jest dodatkowo, wbić Stoczni Gdańsk przysłowiowy „gwóźdź do trumny”?

W przeciwieństwie do naszego rządu; prezydent Francji N. Sarkozy oraz pani Kanclerz Niemiec A. Merkel, udzielają olbrzymiej pomocy swoim gospodarkom. Pani A. Merkel nie przejmuje się wypowiedziami pani Komisarz i ratuje niemiecką gospodarkę kilkudziesięcioma miliardami euro, w tym przekazuje na przemysł stoczniowy -1,1 miliarda euro. Podobnie robi prezydent Francji, który bezzwłocznie, chcąc ratować francuski przemysł stoczniowy, nacjonalizuje go przekazując na ten cel ok. 750 milionów euro i co najważniejsze, cytat za J. Brudzińskim (PiS) – „wyraźnie dał do zrozumienia pani Komisarz N. Kroes, gdzie może schować swoje uwagi dotyczące interwencjonizmu podejmowanego we francuskim przemyśle stoczniowym. (…)
(Źródło: „ Kapitulacja rządu”- Nasz Dziennik 07.12.2008r.)

• Dlaczego dopuszczono do tego, że polskie stocznie zgodnie z zapisanym traktatem KE musiały i muszą
być zamykane oraz dyskredytowane?

• Jednym z koronnych argumentów podnoszonych przez Unię Europejską jest kwestia wydajności, tyle że nie mówi się tego, w jaki sposób ta wydajność jest liczona. Nie ujawnia się także faktu, że produkcja jest rozkooperowana, tzn. gdy sekcje kadłubowe oraz całe kadłuby wykonywane są np. w bułgarskich, rumuńskich czy też polskich stoczniach (kiepsko płatna tzw. czarna robota) – to po dostawie ich do zachodnich armatorów, przy minimalnym własnym nakładzie pracy, wyposażano je do końca, uzyskując w ten sposób dużą wartość skumulowaną. Wartość ta odniesiona do niskiego nakładu pracy daje duży wskaźnik wydajności, rzekomo świadczący o lepszej wydajności pracy zatrudnionych tam pracowników (często polskich stoczniowców).

• Takie kraje UE jak Niemcy, Włochy i Malta pomagają swoim stoczniom. W Niemczech istnieje nawet
grupa banków tzw. KG zajmująca się dofinansowaniem stoczni. Osoby fizyczne, kupując długi oraz
akcje zadłużonych stoczni, dzięki temu uzyskują ulgi i umorzenia podatkowe. We Włoszech dopłaca się do budowy lokalnych promów pasażerskich. Nawet Malta uzyskała na 12 lat zgodę UE na dofinansowanie swoich stoczni. Polsce tego przywileju nie dano, czyli dla wszystkich jest zielone światło a tylko dla Polski czerwone.

• Innym przykładem interwencjonizmu UE (tak potępianego przez Unię w odniesieniu do Polski),
tym razem w branży lotniczej, jest pomoc finansowa, jakiej kilka lat temu udzielono największemu
francuskiemu koncernowi lotniczemu produkującemu samoloty AIRBUS, gdy firmie groziła upadłość,
a tysiącom pracowników groziło znalezienie się „na bruku”. Należy tu przypomnieć sprawę wielu
niefrasobliwych banków rozdających bez zabezpieczeń kredyty, które doprowadziły do
ogólnoświatowego kryzysu i po wpompowaniu w nie przez zachodnie rządy kilkuset miliardów euro,
i co najgorsze znowu nie wyciągnęły z tego żadnej nauczki.

Czy pani Komisarz ds. konkurencji, dr ekonomii N. Kroes w trosce o rentowność prywatnej firmy Stoczni Gdańsk, dobrze zna żelazne, niepodważalne reguły ekonomii, wie o tym, że istnieją granice, przy których produkcja przestaje być opłacalna (chodzi tu o likwidację kolejnych dwóch z trzech pochylni w Stoczni Gdańsk – było ich 6)? Widocznie wg pani Komisarz z jedną pochylnią stocznia będzie rentowniejsza?
Czy pani dr ekonomii Komisarz N. Kroes wie że: zmuszenie inwestora Stoczni Gdańsk S.A. do
dodatkowych wydatków inwestycyjnych na budowę alternatywnego urządzenia do wodowania ( koszt
jego ok. 250 mln.zł.), gdy istnieją sprawne pochylnie, jest dodatkowym obciążaniem nieuzasadnionym
ekonomicznie? Ale, niestety polskie władze z jakichś powodów zgadzają się na ten absurd.

Ponadto Pan Marek Błuś twierdzi, że Stocznię Gdańsk S.A. nie sprywatyzowano „porządnie” gdyż sprzedano ją inwestorowi spoza branży”. Zapomniał poinformować opinię publiczną, że aktualny inwestor Stoczni Gdańsk
S.A. posiada odpowiednie środki finansowe, jego działania w stoczni od stycznia 2008r zostały spowolnione w oczekiwaniu na decyzje Komisji Europejskiej.

Ad. teza druga Pana Marka Błuś, cytat. „Nasze stocznie wcale nie były potężne. Ta „potęga” to tylko około 0,9 proc. produkcji światowej w 2007r” a więc w domyśle można je likwidować.
Nie bierze on pod uwagę tego, że po likwidacji stoczni gdyńskiej, gdańskiej i szczecińskiej całe nasze Wybrzeże stanie się regionem wybitnie dotkniętym bezrobociem. Czy dopiero wtedy, tj. po likwidacji stoczni, państwo polskie będzie mogło udzielić pomocy publicznej temu obszarowi?

Dalej twierdzi on, cytat: „ta „potęga” do tego została rozbita między kilka firm (państwowe stocznie hiszpańskie, włoskie i chorwackie działają od zawsze jako jednolite korporacje)” koniec cytatu. Zapomniał poinformować, że polskie stocznie są konsolidowane przez Korporację Polskie Stocznie S.A. – która „działa” do dnia dzisiejszego – należy przemilczeć jak działa.
Do tego również istnieje Agencja Rozwoju Przemysłu S.A. – jak działa, nie można powiedzieć, że tak jak wskazuje na to jej nazwa.

(…)Przemysł okrętowy jest skomplikowanym organizmem i opiera się na trzech filarach.
Pierwszym jest eksport statków, który winien być oparty na znajomości rynku stoczniowego na całym świecie i wyborze takiego produktu, którego np. nie potrafią jeszcze robić Chińczycy (…). Drugim filarem, na którym opiera się przemysł okrętowy, są: zaplecze naukowe przemysłu okrętowego, wyposażenie techniczne stoczni i umiejętności załogi. Te wartości są u nas na wysokim poziomie, ale to one właśnie mają ulec destrukcji, zgodnie ze stoczniową „specustawą”. Stanie się tak dlatego, ponieważ to właśnie one stanowią podstawę konkurencyjności polskiego przemysłu okrętowego.
Trzecim filarem jest władza państwowa, która nie nadąża z interpretacją gąszczu unijnych przepisów, nie wykazywała woli zabiegania w KE o właściwy status polskich stoczni w okresie ich restrukturyzacji
i programowo negowała działania i ustalenia poprzedników, bez ich głębszej analizy. Naszą tragedią jest to, że walka polityczna i deprecjacja poprzedników są dla rządzących ważniejsze niż pragmatyzm gospodarczy.

Wyrok na polskie stocznie
6 listopada 2008 r. Komisja Europejska przysłała ostateczną decyzję o zwrocie pomocy udzielonej przez państwo stoczniom. Zwrotowi podlega otrzymana przez nie korzyść, którą wyraża tzw. ekwiwalent dotacji stanowiący „różnicę pomiędzy zapłaconym oprocentowaniem pożyczek a oprocentowaniem, jakie stocznia musiałaby zapłacić, uzyskując analogiczne pożyczki na rynku, uwzględniając zwłaszcza trudną sytuację ekonomiczną stoczni”. W tym miejscu KE zrobiła założenie, że zadłużonym stoczniom banki komercyjne udzieliłyby pożyczki pod wysoki procent z uwagi na duże ryzyko. Komisja Europejska ogłasza w poszczególnych latach tzw. stopę referencyjną (od 1 lipca 2008 r. zwaną stopą bazową) pożyczek komercyjnych. Przy czym, rozliczając pomoc, jaką otrzymały stocznie, KE do stopy referencyjnej dodała Polsce 600 punktów bazowych. (…) Powiększenie oprocentowania o 600 pkt bazowych jest operacją, do której – niestety – była upoważniona KE w oparciu o art. 9 ust 1 Rozporządzenia Komisji (WE) nr 794/2004.

Żeby się nie pogubić w nazewnictwie, te dodatkowe punkty bazowe będę umownie nazywał „unijnym popiwkiem”. On się tym różni od „popiwku Balcerowicza”, że tamten niszczył przedsiębiorstwa dobrze prosperujące, natomiast KE swoim „popiwkiem” dobija przedsiębiorstwa borykające się z trudnościami. Z ostatniego cytatu uprawnień KE widzimy, że Komisja mogła zadłużonym polskim stoczniom doliczyć „unijny popiwek” 75 pkt bazowych i byłoby to zgodne z prawem. Tymczasem odpowiedni członkowie KE popatrzyli w sufit i odczytali, że „unijny popiwek” dla polskich stoczni ma wynosić 600 pkt bazowych.

(…) Przetarg musi być niedyskryminujący, tzn. musi zapewnić, że sprzedaż jest otwarta dla
wszystkich potencjalnych kategorii nabywców, bez jakiejkolwiek dyskryminacji dotyczącej celu
planowanej inwestycji [chodzi o to, by kupcom nie stawiać warunku dalszej produkcji statków-
(dop. J.W.]„.

Podstawowe pytanie, jakie się narzuca przy lekturze instrukcji pani komisarz, dotyczy podstawy prawnej takiej instrukcji. W decyzji KE z 6 listopada ub.r., zawierającej 13 artykułów, nie ma ani słowa o sprzedaży stoczni, a tym bardziej o tym, jak ta sprzedaż ma wyglądać. Uprawnienia KE są wymienione w rozporządzeniach, które zostały powyżej wspomniane, i tam nie ma ani słowa o takich uprawnieniach KE, które upoważniałyby panią komisarz do formułowania poleceń zawartych w liście do ministra Aleksandra Grada. Automatycznie nasuwa się wątpliwość: czy rząd polski miał obowiązek dostosować się do poleceń pani komisarz, skoro wykraczały one poza ramy unijnego prawa?

W świetle powyższego nasuwa się podejrzenie, że mamy tu do czynienia ze zmową instytucji unijnej, pozaprawnie żądającej likwidacji polskiego przemysłu okrętowego, z rządem polskim, który godzi się dokonać tej likwidacji i to w sposób tak skuteczny, żeby uniemożliwić rewitalizację przemysłu okrętowego w Polsce.
(Źródło: „Unijnym popiwkiem” w polskie stocznie. Autor prof. J. Wysocki, Nasz Dziennik 13.03. b.r.)

„Przemysł okrętowy, obok górnictwa , hutnictwa (sprzedane obcym) oraz przemysłu zbrojeniowego
był jednym z nielicznych reprezentantów polskiego przemysłu narodowego. Przemysł okrętowy był
jedynym w Polsce o tak wysokiej pozycji na rynku międzynarodowym,
produkując wyroby o bardzo wysokim stopniu przetworzenia i dużej wartości jednostkowej liczonej
w dziesiątkach milionów euro, jego wyroby przeznaczone były niemal wyłącznie na eksport(…).
Statki morskie są to swoiste cuda techniki zawierające w sobie kilka milionów elementów i urządzeń
ze sobą współpracujących, które są w stanie sprostać najtrudniejszym żywiołom morskim.(…)
(Źródło: „W krzyku rozpaczy”, „Budownictwo okrętowe”- wrzesienń1996 r.)

Ad. teza trzecia kapitana Marka Błuś – twierdzi on, że stocznie polskie nie dokonały zmiany asortymentu
produkcji, dalej budują proste statki podobne do barek. Otóż to też nieprawda.
Stocznia Gdańsk S.A. nie buduje już kontenerowców. Obecnie realizuje budowę statków do przewozu
ciekłego gazu, częściowo wyposażonych kadłubów statków tzw. „combi doków”, statków od poszukiwania
złóż ropy naftowej i gazu, czyli tych statków, które na rynku okrętowym są najbardziej poszukiwanym
produktem.

A propos budowy statków do przewozu ciekłego gazu. Ostatnio, dużo mówi się o dywersyfikacji dostaw ropy i gazu, aby uniezależnić się od dostaw tych produktów od Rosji. Ma to nastąpić do 2015 roku. Dlaczego więc rząd pod dyktando KE rozważa możliwość ewentualnej likwidacji ostatniej dużej stoczni produkcyjnej w Polsce, jaką jest Stocznia Gdańsk, zamiast wykorzystać wiedzę i doświadczenie jej pracowników i dla polskiego armatora zamówić w niej kilka sztuk tego typu statków?
Zburzyć coś było i jest łatwo. Potrafi to zrobić każdy, odbudować zaś potrafi już niewielu i często jest niemożliwe do realizacji. Czy Polak zawsze musi być mądry po szkodzie.?

Ad. teza czwarta – kapitan Marek Błuś twierdzi, że w Gdańsku jest kilka stoczni prywatnych, którym rząd nie pomaga, które mogą jeszcze urosnąć, gdy upadnie słabszy organizm tj. Stocznia Gdańsk S.A. – na to twierdzenie mogę zapewnić, że stocznie te kooperują i współpracują z obopólną korzyścią ze Stocznią Gdańsk, wykorzystują między innymi infrastrukturę dawnej Stoczni Gdańskiej bez której prawdopodobnie by nie mogły istnieć. Powstając nie zostały obciążone tak jak Stocznia Gdańsk S.A. starymi długami, które spowodowali poprzednicy. Rozwinęły swoją działalność wtedy, kiedy zniesiono schładzanie gospodarki, bo zapotrzebowanie na produkcję okrętową polskich stoczni ciągle istnieje, wbrew propagandzie Pana Marka Błuś i innych mu podobnych zaprzedanych publicystów.

Niestety tymi stwierdzeniami kapitan Marek Błuś sam kompromituje się. Jego niekompetencja w tematyce
morskiej, na której jako kapitan i wykładowca ratownictwa Akademii Morskiej w Gdyni powinien się znać,
ujawniła się już wcześniej (w 2001 r. został on skazany na karę grzywny z zakazem pisania o sprawie promu
Jan Heweliusz).

Niestety tymi stwierdzeniami kapitan Marek Błuś sam kompromituje się. Jego niekompetencja w tematyce
morskiej, na której jako kapitan...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin