Bernard Hannah - Sasiedzka przysluga.rtf

(296 KB) Pobierz

 

Hannah Bernard

 

Sąsiedzka przysługa


Rozdział 1

 

Laura King powoli uniosła głowę, spojrzała w górę, po czym znowu przygarbiła się ze zmęczenia. Zdawało jej się, że wspinaczka trwa nieskończenie długo.

Przecież to nie Mount Everest, ale zwykły blok mieszkalny w Chicago. Wystarczy pokonać trzy piętra, żeby dojść do przytulnego mieszkania, zamknąć drzwi i zapomnieć o całym świecie.

Jak dobrze, że u kresu wspinaczki znajduje się upragniona przystań.

Kolorowe liście klonów świadczyły o tym, że nadeszła już jesień, a Laura prawie nie zauważyła lata. Nie zdążyła wyjechać na urlop i odetchnąć świeżym powietrzem. Wprawdzie w pracy miała klimatyzację, ale to przecież nie to samo. W dodatku zawsze gdy wracała do domu, na schodach czuła drażniący zapach smażonego mięsa.

Od pół roku marzyła o wprowadzeniu w kalendarzu zmiany, dzięki której w tygodniu byłoby więcej piątków, co automatycznie zwiększyłoby liczbę wolnych dni.

Tym razem wyjątkowo w sobotę nie miała żadnego służbowego spotkania i nie zabrała do domu papierkowej roboty. Cieszyła się, że ma przed sobą aż dwa dni, w ciągu których może robić to, na co będzie miała ochotę. Na przykład posłucha dobrej muzyki albo poczyta; kosz na bieliznę był już zapełniony książkami, których nawet nie otworzyła. A może dorobi drugi rękaw do swetra rozpoczętego przed podjęciem pracy u Younga i Warrena. Lub zadzwoni do znajomych, którzy z powodu jej milczenia zapewne uznali, że przeniosła się na tamten świat.

Oczywiście, miała też mnóstwo sprzątania i zmywania. Przed trzema dniami zabrakło jej czystego talerza do płatków na śniadanie. Ale to fakt bez większego znaczenia, bo mleko skończyło się jeszcze wcześniej.

Rano nie znalazła też czystej bielizny, więc była zmuszona wyjść z domu niekompletnie ubrana.

Pierwszy raz w życiu.

Wyobrażała sobie, że wszyscy dokoła wiedzą o skandalicznym braku w jej garderobie, więc podczas dziesięciominutowej przerwy na lunch pobiegła do najbliższego sklepu i kupiła pięć kompletów najtańszej bielizny z napisami po francusku. Od biedy starczy na cały tydzień.

Ostatnio czuła się nieszczególnie. Jej życie nabrało szalonego tempa. Dni mijały za szybko, nie miała wolnej chwili dla siebie. Gdyby akurat teraz zjawił się wymarzony królewicz z bajki, musiałaby powiedzieć, że nie ma dla niego czasu, i poprosić, by zgłosił się w późniejszym terminie.

– Dzień dobry.

Justin Bane jak zwykle minął ją biegiem i znikł na półpiętrze, nim zdążyła odpowiedzieć na pozdrowienie.

Pomyślała, że sąsiad porusza się z zawrotną szybkością, ponieważ nie nosi butów na wysokich obcasach i nie haruje w biurze od rana do wieczora. Dla niego trzy piętra to drobiazg. A wieczorami ma jeszcze dość siły, by głośno śpiewać w łazience.

Zrobiła kilka głębokich wdechów i posunęła się o jeden stopień wyżej, głośno sapiąc. Los jest złośliwy!

Przeniosła się na przedmieście, by nie udusić się w malutkim mieszkaniu przy skrzyżowaniu ruchliwych ulic. Teraz nie pojmowała, dlaczego wynajęła mieszkanie na trzecim piętrze. Niestety, nie przewidziała, że będzie cierpieć z powodu kaprysów windy. Prawdopodobnie pół roku wcześniej była wciąż jeszcze młoda i nieprzewidująca. Otrzymała wymarzoną pracę i zdawało się jej, że wszystkiemu podoła, nawet codziennej wspinaczce na trzecie piętro.

Cóż, jak widać spełnienie marzeń nie zawsze przynosi szczęście. W czasie długich studiów nawet nie przypuszczała, że czeka ją prawie osiemdziesięciogodzinny tydzień pracy i że wolne soboty będą rzadkością.

Westchnęła. W domu też miała obowiązki. Na przykład od czasu do czasu trzeba było posprzątać. Ale nie dziś i nie jutro. Liczyła na to, że po sobotnim odpoczynku nabierze sił i podejmie się takich trudnych zadań jak włączenie pralki lub zmywarki. Pierwszy wieczór chciała spędzić bezczynnie przed telewizorem, bo hollywoodzkie bajki dla dorosłych na ogół pomagały zapomnieć o sali sądowej, o sprawach rozwodowych czy o decydowaniu, komu ze skłóconych małżonków przyznać prawo do opieki nad dziećmi.

Laurze zaburczało w żołądku.

– Trzeba będzie coś ugotować – mruknęła. – To najpilniejsze zadanie.

Przez ostatnie tygodnie nie miała czasu na treściwe posiłki. Odżywiała się owocami i czekoladą, które połykała w pośpiechu. Niemal zapomniała, jak smakują gorące potrawy. A gdy codziennie wieczorem mijała drzwi sąsiada, w jej nozdrza uderzał smakowity zapach, dobitnie świadczący o tym, że Justin nie zadowala się owocami i czekoladą. Najbardziej lubił pikantnie przyprawiony drób oraz pizzę.

Tymczasem żołądek coraz głośniej dopominał się o swoje prawa. Laura nie przepadała za gotowaniem. Szczytem jej osiągnięć kulinarnych były grzanki z serem i pieczarkami. Postanowiła jednak, że dziś będzie nieco ambitniejsza. Jakie skomplikowane danie by tu przygotować? Może hamburgery?

Niestety, gotowanie wiązało się nierozerwalnie z zakupami.

Laura jęknęła, weszła z trudem na kolejny stopień, potem następny, i jeszcze jeden, aż wreszcie znalazła się na pierwszym piętrze. A więc pokonała jedną trzecią drogi. Zadowolona z osiągnięcia oparła się o ścianę i przymknęła oczy. Jutro pomyśli o zakupach i gotowaniu, a dziś odpocznie za wszystkie czasy.

– Słabo ci?

Głos rozległ się tuż-tuż. Laura uniosła ciężkie powieki i spojrzała w zaniepokojone ciemne oczy. Nie miała siły mówić, więc przecząco pokręciła głową. Nie słyszała, żeby sąsiad, który nigdy nie chodził powoli, zbiegał na dół.

Był bez marynarki, w pogniecionej czarnej koszuli i czarnych spodniach. Stał pochylony nad nią, a ona starała się nie wdychać zapachu, jaki roztaczał. Gdy szybkonogi Justin wbiegał przed chwilą na górę, bukiet jego feromonów wystarczył, by ogarnęło ją podniecenie.

Starała się opanować. Justin od samego początku budził w niej uśpione pożądanie. A to absurdalne. Laura uważała, że jest wiekowo zbyt zaawansowana, by podkochiwać się w sąsiedzie.

To dobre dla podlotka.

Justin położył dłoń na jej czole, jakby sprawdzał, czy ma temperaturę. Potem ujął ją pod brodę i zajrzał w oczy. Zbadał puls. Co on, bawi się w doktora? Mówiono, że pracuje w szkole, ale z wyglądu nie przypominał żadnego znanego Laurze nauczyciela. Lekarzem, owszem, mógłby być. Ciekawe, co by zrobił, gdyby zaczęła się dusić. Czy ratowałby ją metodą usta-usta? Dość kusząca perspektywa.

– Masz przyśpieszony puls. Biegasz z góry na dół i z dołu do góry dla treningu, czy przez pięć minut doszłaś dopiero tutaj? Co się z tobą dzieje?

Ładnie z jego strony, że zainteresował się, chciał pomóc. Oczywiście nie wiedział, że sam jest przyczyną nienormalnego pulsu, który oszalał pod dotknięciem jego dłoni. Jaki będzie dalszy ciąg? Czy rycerski sąsiad weźmie ją na ręce, zaniesie do mieszkania i ostrożnie położy na kanapie? A potem...

Laura przymknęła oczy. Ramiona Justina będą mocne, ale delikatne, ruchy spokojne. Ze zmysłowym uśmiechem zrobi to, o czym ona od dawna marzy. Zachwycona perspektywą cichutko westchnęła. Mężczyźni bywają potrzebni. I są mili, gdy postępują zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

– Lauro?

Otworzyła oczy i zobaczyła, że Justin ma dziwną minę. Pomyślała skonsternowana, że zapewne posądza ją o nadmierne spożycie jakiegoś napoju wyskokowego.

– Nie jestem pijana – syknęła oburzona.

Chwiejnie odsunęła się od ściany i tym samym przysunęła do sąsiada. Justin podtrzymał ją, by się nie przewróciła.

Przylgnęła twarzą do jego szerokiej piersi. Coraz gorzej. Trudno oddychać, a płuca domagają się powietrza. Taka bliskość jest niebezpieczna. Laura zastanawiała się, jak postąpiłaby, gdyby Justin zaprosił ją na przejażdżkę motorem. Bała się takiej jazdy, lecz chyba nie odmówiłaby.

Odsunęła się, odetchnęła głęboko, schwyciła torbę i wyminęła sąsiada. Schody wydawały się teraz jeszcze wyższe i bardziej strome, ale musiała je pokonać.

– Nie przejmuj się mną – rzuciła przez ramię. – Po prostu jestem przepracowana. Nie każdy ma luksusową pracę tylko przez parę godzin dziennie.

Nie wiedziała, ile prawdy było w plotkach o sąsiedzie i gdzie on naprawdę pracuje, ale zawsze wcześnie wracał do domu i miał wolne soboty.

Zazdrość jest silnym uczuciem. Laura była wobec siebie szczera i wiedziała, co jest główną przyczyną jej niechęci do sąsiada. Fakt, że Justin nie pracuje po godzinach. Oraz to, że sam gotuje. Słabo go znała, więc nie było rzeczywistych podstaw do awersji, ale wmówiła sobie, że nie lubi go z powodu arogancji. Mężczyźni jeżdżący najdroższymi pojazdami zwykle są aroganccy.

Gdyby przeprowadziła głębszą analizę – na co nie miała najmniejszej ochoty – stwierdziłaby, że główna przyczyna niechęci leży w tym, że przystojny motocyklista wykazuje brak zainteresowania sąsiadką zza ściany. Wprawdzie nigdy nie mijali się bez słowa, owszem, pozdrawiali się, a niekiedy rozmawiali, jednak zawsze była to zaledwie krótka wymiana zdań na temat pogody, wyglądu podwórka albo ulicy. Fascynujące tematy!

Laura odwróciła głowę i spojrzała na Justina z niechęcią. Tak, pociągają, chociaż nie jest w jej typie. Miała za dużo pracy, więc nie szukała bratniej duszy płci męskiej czy dożywotniego towarzysza doli i niedoli. Poza tym w grę wchodziła też kwestia urażonej kobiecej dumy. Nie zaszkodziłoby, gdyby sąsiad chociaż od święta uśmiechnął się uwodzicielsko.

Ociężale weszła na schody.

– Czemu wmawiasz mi, że to zwykłe wyczerpanie? – spytał Justin z ledwo dostrzegalną ironią. – Dawno nie widziałem tak zmordowanego człowieka. Chyba jesteś chora.

– Nic mi nie dolega. Jestem potwornie zmęczona i głodna jak wilk. Moja wina, bo przerwę obiadową – co za szumna nazwa, a chodzi zaledwie o dziesięć minut – zmarnowałam na kupowanie bielizny. Od rana nic nie jadłam. – Zawstydziła się, że narzeka na swój los, ale dodała: – Prawdę powiedziawszy, od wczoraj nie jadłam solidnego posiłku. W domu nie miałam nic nadającego się na śniadanie, ale myślałam, że kupię chociaż kanapkę. Niestety, przez cały dzień byłam za bardzo zajęta.

– Jednak zdążyłaś kupić co innego. Tylko nie jedzenie! To wprost nie do pojęcia. – Justin zatrzymał ją i obejrzał dokładnie od stóp do głów. – Straszna z ciebie chudzina. Istna tyczka. Mógłbym podnieść cię jednym palcem i bez trudu wnieść na trzecie piętro.

Och, byłoby cudownie...

Marzenia to jedna rzecz, a rzeczywistość druga. Na ogół diametralnie inna.

– Nie jestem kaleką – burknęła opryskliwie.

Schwyciła się poręczy i podciągnęła w górę. Chudzina! To określenie brutalnie sprowadziło ją z wyżyn na ziemię. Dlaczego Justin nie użył ładniejszego słowa? Mógł powiedzieć, że jest szczupła, smukła, wiotka lub eteryczna. Takie przymiotniki są nacechowane pozytywnie, świadczą, że kobieta podoba się mężczyźnie. A „chudzina” oznacza, że facet nie jest zainteresowany. To słowo przywodzi na myśl wynędzniałego, bezpańskiego kota.

Laura uważała, że jeszcze nie wygląda tak źle. Groźnie zmarszczyła brwi. Pomyślała, że mężczyzna lubiący dobre jedzenie, zapewne lubi pulchne kobiety. To dlatego do niej Justin nie uśmiecha się uwodzicielsko.

– Nie potrzebuję pomocy – rzuciła gniewnie. – Jak widzisz, jeszcze umiem chodzić.

– Widzę, widzę, ale daj mi przynajmniej torbę, bo wygląda, jakby ważyła tonę.

Laura podała mu czarną dyplomatkę, która po pół roku nosiła widoczne ślady zużycia.

– Tylko ostrożnie, bo ta teczka zawiera ważne sprawy tego świata.

Przesadziła, ale rzeczywiście były tam dokumenty dotyczące kilku bardzo zawiłych i przykrych konfliktów. Laura nie rozumiała, jak to się dzieje, że otrzymuje najtrudniejsze zadania. Niektóre sprawy odbierały jej spokój za dnia i zakłócały sen w nocy, a jedno i drugie jest przecież konieczne do życia. W wielu wypadkach nie dawało się znaleźć dobrego rozwiązania, a największymi ofiarami rodzinnych waśni stawały się dzieci.

Czasami nienawidziła pracy, o której marzyła już w szkole podstawowej.

Bez torby poczuła się dużo lepiej, więc nieco szybciej weszła na drugie piętro. Tutaj ogarnęło ją takie zmęczenie, że niewiele myśląc, usiadła na schodach. Musiała odpocząć przed dalszą drogą. Jęknęła i opuściła głowę na kolana. Wstydziła się, że ujawnia słabość przed pełnym energii sąsiadem, ale naprawdę nie miała już siły.

– Odsapnę chwilę, a ty idź dalej. Będę ci wdzięczna, jeśli zaniesiesz mi teczkę pod drzwi.

Justin tylko zaklął pod nosem. Gdy wziął ją na ręce, Laura otworzyła usta, by zaprotestować, ale nie zdążyła. Justin szybko i bez wysiłku wniósł ją po schodach. I nawet się nie zasapał.

– Kobieto pracująca, ważysz mniej niż ptasie piórko. Nic dziwnego, że brak ci energii.

Laura uważała, że koniecznie trzeba zaprzeczyć, ale nie mogła wykrztusić ani słowa. Bliskość męskiego ciała odebrała jej mowę, rozpaliła ogień, którego żar zaćmił umysł.

Głód ma przedziwny wpływ na organizm, pomyślała. Justin wszedł na trzecie piętro, przystanął przed drzwiami, ale nie zamierzał pozbyć się ciężaru.

– Klucze – rzucił rozkazująco. – Czemu traktujesz swoje ciało po macoszemu? Czy wiesz, jaką krzywdę wyrządzasz organizmowi? Każdy powinien znać swoje możliwości i ograniczenia, bo inaczej doprowadzi się do ruiny.

Laura pomyślała, że skoro sąsiad wygłasza kazanie, z pewnością jest pastorem, a nie lekarzem. Jak w związku z tym zwracać się do niego? Wielebny Justinie?

– Postaw mnie – mruknęła.

Później na pewno będzie na siebie zła, lecz teraz jedynie wstydziła się, że ogarnia ją pożądanie. A raczej ogarnęło, gdy Justin wziął ją na ręce, i rosło w miarę wchodzenia coraz wyżej. Wyczerpanie i głód wywierają zgubny wpływ na szare komórki.

Justin miał ciało twarde jak skała, ale ciepłe. Nadal roztaczał zapach wyprawionej skóry, chociaż był bez ulubionej marynarki. Laura marzyła, by zarzucić mu ręce na szyję, przytulić się i... usnąć. Jaki byłby rozwój wypadków po przebudzeniu? Nie ulegało wątpliwości, że dalszy ciąg mógłby być nader ciekawy.

– Czekam – niecierpliwił się Justin.

Laura otrząsnęła się z marzeń na jawie.

– Postaw mnie. Klucze są w dyplomatce. Nie mogę ich wyjąć, bo mnie trzymasz.

Gdy spełnił prośbę i odsunął się, odniosła wrażenie, że utraciła coś bardzo cennego. Otworzyła torbę i po chwili nerwowego szukania wyjęła klucze. Dom, ten bezpieczny port, był tuż za progiem. Powinna myśleć o sprzątaniu i gotowaniu, a nie o rozkoszach w ramionach sąsiada. Przedtem pragnęła natychmiast iść do łóżka. Teraz też chciała się położyć, ale już nie sama.

Ręce jej się trzęsły i nie trafiła w dziurkę. Zerknęła na Justina, uśmiechając się krzywo. Była naprawdę zmęczona, więc nie oponowała, kiedy potraktował ją jak słabeusza. Nie zrobił nic niewłaściwego i na pewno miał dobre intencje. Nie jego wina, że sąsiadka jest podniecona i chętnie zaprosiłaby go do mieszkania.

– Dziękuję za pomoc. Sama też bym jakoś doszła, ale dzięki tobie znalazłam się tu bez wysiłku. A ty ani trochę się nie zasapałeś.

Justin schwycił ją za rękę.

– Zadzwoń po jakąś życzliwą istotę. Moim zdaniem nie powinnaś być sama.

– Przesadzasz. Czuję się dobrze i naprawdę nie ma powodu do obaw.

Wyrwała rękę, prędko weszła do mieszkania, zamknęła drzwi i bezsilnie się o nie oparła. Po chwili usłyszała oddalające się kroki i odgłos zamykanych drzwi sąsiada.

Miała ochotę skulić się na podłodze i zasnąć. Narzędzie tortur, czyli buty na wysokich obcasach, nadal maltretowały stopy, a bluzka kleiła się do pleców. Należałoby wykąpać się, przebrać, najeść i wyspać. W takiej kolejności. Ale w tej chwili natychmiastowy sen na podłodze – która od dawna nie widziała szmaty i wody – zdawał się najbardziej pociągającą perspektywą.

Minutę później zmęczenie ulotniło się jak kamfora.

W mieszkaniu był ktoś obcy.

Laura podniosła z podłogi dyplomatkę i przycisnęła do piersi, aby mieć przynajmniej taką tarczę ochronną. Stała jak sparaliżowania, wytrzeszczając oczy i patrząc w stronę sypialni. To stamtąd dochodził podejrzany dźwięk.

Czuła, że serce podskoczyło jej do gardła, a żołądek się skurczył. Bała się oddychać, ale powoli opanowała paraliżujący strach. Na palcach – co przy wysokich obcasach było nie lada wyczynem – przeszła kilka kroków i ostrożnie wysunęła głowę zza szafy. Nic nie zobaczyła, ponieważ drzwi do sypialni były przymknięte.

Starała się zebrać rozbiegane myśli, ale od intensywnego myślenia rozbolała ją głowa. Nie mogła sobie przypomnieć, czy rano zamknęła drzwi. Nie pamiętała żadnych szczegółów sprzed dwunastu godzin. Ze strachem spojrzała w stronę salonu. Wszystko stało na swoim miejscu, nic nie zginęło.

Więc co to było? Przecież wyraźnie słyszała jakieś odgłosy.

Teraz znikąd nie dochodził żaden dźwięk. Może ogłuchła z powodu szumu w uszach? Strach i złość nałożyły się na otępiające zmęczenie. Świadomość, że obcy człowiek wszedł do mieszkania i szperał w jej rzeczach, była bardziej oburzająca niż myśl, że ukradziono jakieś cenne drobiazgi.

Przez kilka minut strach walczył z oburzeniem i wygrał. Nie ma sensu, aby bezbronna kobieta w pojedynkę rozprawiała się ze złodziejami. Lepiej wycofać się, od sąsiada zadzwonić na policję i poprosić stróżów prawa o zajęcie się intruzem.

Istniało ryzyko, że rabusie zdążą uciec. Trudno. Nie było wyboru. Nigdy nie miała siły walczyć z mężczyzną, a tym bardziej teraz, wygłodzona i wyczerpana.

Przyciskając teczkę do piersi, powoli się wycofała. Prawie doszła do drzwi wejściowych, gdy znowu usłyszała osobliwy dźwięk. Stanęła jak wryta i nadstawiła uszu. Nie był to brzęk tłuczonego szkła ani sapanie draba wynoszącego komputer. Ani ludzki głos, ani stąpanie. Dziwny, nieokreślony dźwięk.

Wahała się, co robić. Przypomniała sobie poprzedni wypadek, gdy myślała, że w pokoju jest złodziej. Wtedy natychmiast wybiegła z mieszkania i pięściami załomotała do drzwi sąsiada. Gdy Justin stanął na progu, skoczyła ku niemu i kurczowo go objęła. Ze strachu aż się jąkała i nie była w stanie sklecić prostego zdania.

Później niechętnie przyznała, że jeszcze nieznany sąsiad zachował się bardzo ładnie. Wprawdzie patrzył na nią z wyższością, ale przyszedł z pomocą. Z niejakim trudem wyzwolił się z jej objęć, zaproponował filiżankę mocnej kawy dla ukojenia nerwów, a gdy odcyfrował niezrozumiały bełkot, zaprowadził Laurę do telefonu. Ręka tak jej się trzęsła, że on musiał wybrać numer. Jako typowy mężczyzna oczywiście chciał natychmiast sprawdzić, co się stało, ale Laura nie pozwoliła mu wyjść z pokoju.

Policja przyjechała po kwadransie. Przez ten czas Laura zaprezentowała się sąsiadowi jako histeryczka. Do jej mieszkania policjanci weszli z groźnymi minami i bronią gotową do strzału, jednak po krótkiej chwili wypuścili przestępcę. Na wolność, bez kajdanków!

Włamywaczem okazał się piękny biały kot z plakietką informującą, że wabi się Angel. Kot dał się złapać i spokojnie dokończył mycie pyszczka, mrucząc z zadowolenia. Strat było niewiele. Nieproszony gość poczęstował się resztkami ryby z kubła, którego zawartość wyrzucił na podłogę. Nic nie zginęło. Policjanci uśmiechali się ironicznie, a jeden z nich poinformował Laurę, że wpiszą przestępcę do rejestru zbrodniarzy i zdejmą odciski łap.

Justin przez cały czas stał niedbale oparty o futrynę drzwi i porozumiewawczo uśmiechał się do policjantów. I choć mężczyźni nie komentowali „włamania”, Laura wiedziała, co o niej myślą.

Histeryczka! Jak wszystkie baby!

Doskonale pamiętała tamto upokarzające doświadczenie I dlatego teraz powstrzymała się przed pochopnym działaniem. Doszła do wniosku, że nie wypada powtórzyć sceny, w której odegrała rolę rozhisteryzowanej kobietki przestraszonej nieistniejącym niebezpieczeństwem.

Tymczasem w sypialni po raz trzeci rozległ się niezidentyfikowany dźwięk. Nadal nic się nie stłukło, nikt nie przeklinał, nic nie upadło.

Nagle Laura doznała olśnienia: to coś przypominało miauczenie kota.

Aby ułatwić sobie ucieczkę, otworzyła drzwi wejściowe, podparła je butem i stanęła na wycieraczce. Nerwowo przestępując z nogi na nogę, zastanawiała się, jaką obrać taktykę. Co lepsze: samotnie sprawdzić, kto jest w sypialni, czy wezwać policję? W tym drugim wypadku musiałaby skorzystać z telefonu sąsiada, ponieważ jej aparat znajdował się w sypialni.

Postanowiła niezwłocznie kupić telefon komórkowy. Chwilami odnosiła wrażenie, że jest jedyną osobą nieposiadającą tego, jak się okazuje, absolutnie niezbędnego urządzenia.

– Co się dzieje?

Obejrzała się i zobaczyła Justina. Miał zagadkową minę i podejrzliwie mrużył oczy. – Nic.

– Na pewno?

Nawet w obliczu zagrożenia Laura zdążyła pomyśleć, że sąsiad nie powinien być taki przystojny. Irytowało ją, że patrząc na niego, zawsze wzdycha z zachwytu. Miał pięknie rzeźbione rysy i falujące ciemne włosy, które wyglądały lepiej niż czupryny w reklamach płynu do utrwalania fryzury.

A oczy! Nie pora o nich myśleć. Dobrze, że rzadko patrzyła w nie z bliska. Ciemne, ocienione długimi rzęsami przywodziły na myśl czekoladę, a wiadomo, że jedzenie czekolady jest grzeszną przyjemnością. Takie oczy odwracają uwagę kobiety od innych spraw. Nawet gdy w jej mieszkaniu czyha morderca.

Bardzo niebezpieczne. Cudownie głębokie. Chciałoby się w nich zatonąć.

Justin nie doczekał się odpowiedzi, więc podszedł bliżej.

– Jesteś blada jak trup i milczysz jak zaklęta. O co chodzi?

Miał groźnego marsa na czole, ale lekki uśmiech na ustach. Laura głowiła się, co znaczy takie połączenie. Czy to przyjazny uśmiech życzliwego sąsiada, czy ironiczny grymas mężczyzny krytycznie nastawionego do kobiet? Czy Justin przypomniał sobie histeryczkę, która kiedyś wczepiła się w niego i wrzeszczała nieprzytomnie?

– Coś mi się zdaje, że jednak jesteś chora. Lepiej wezwać lekarza za wcześnie niż za późno. Mam zadzwonić?

Laura wyprostowała się i zdobyła na pozornie nonszalancki uśmiech. Miała nadzieję, że jej się udało.

– Dziękuję za troskę, ale naprawdę nie potrzebuję porady medycznej. – Justin nawet nie drgnął, czym zmusił ją, by weszła do mieszkania. – Naprawdę dobrze się czuję. Wzrusza mnie twoja troska.

Sąsiad obrzucił ją bacznym spojrzeniem. Nie był zadowolony z wyniku oględzin, ale wzruszył ramionami i zniknął w swoim mieszkaniu. Laura została sama z nierozwiązanym problemem. I choć nie chciała się do tego przyznać, bardzo cieszył ją fakt, że sąsiad jest w domu. Jeśli będzie krzyczeć, Justin na pewno usłyszy.

Odważnie zrobiła jeden krok, drugi, trzeci. Pocieszała się, że w sypialni nie ma złodzieja ani mordercy. Nie należy zbyt łatwo ulegać panice. Zupełnie prawdopodobne, że zostawiła otwarte okno i Angel znów przyszedł sprawdzić, czy w kuchni są resztki ryby. Kot mieszkał gdzieś w pobliżu, bo często widywała go na ulicy. Zawsze patrzyła na niego kosym okiem, by dać mu do zrozumienia, że nie jest mile widzianym gościem. Być może jednak smaczna ryba bardziej przyciąga, niż groźne spojrzenie odstrasza.

Laura nie chciała dopuścić do sytuacji, żeby kot ponownie popchnął ją w ramiona sąsiada. Dlatego musi odważnie wejść do sypialni i wypędzić czworonożnego złodzieja. Niech Angel szuka ryb gdzie indziej.

Na wypadek gdyby intruz okazał się groźniejszy niż biały kot, wzięła parasolkę i upewniła się, że drzwi na klatkę schodową się nie zatrzasną. Skradając się w stronę sypialni, poczuła lekki przewiew, co oznaczało, że jednak zostawiła otwarte okno.

Spięta, kurczowo ściskając parasolkę, zajrzała do pokoju, który wyglądał tak, jak go zostawiła. Łóżko nie było pościelone, półki uginały się pod niedbale ustawionymi książkami, na prowizorycznym nocnym stoliku leżała bielizna.

Nie widać żadnego włamywacza, ani dwunożnego, ani czworonożnego.

Laura odłożyła parasolkę, wyprostowała się i zrobiła dwa kroki. Nadal nie widziała nic podejrzanego. Widocznie nieokreślony dźwięk dochodził z zewnątrz.

Usiadła na łóżku i odetchnęła z ulgą.

– Dobrze, że wzięłam się w garść i nie wrzeszczałam – szepnęła zadowolona.

Ale zmęczony człowiek nie powinien siadać – szczególnie na łóżku – bo potem trudno wstać. No i trzeba zamknąć drzwi na klucz. Laura z niesmakiem patrzyła na bałagan na nibystoliku. Wypada wreszcie kupić prawdziwy nocny stolik. Teraz to możliwe. Zarabiała już tyle, że nie musiała na wszystkim oszczędzać.

Nagle coś poruszyło się na łóżku. Nim uświadomiła sobie, co robi, znalazła się pod ścianą i zaczęła krzyczeć tak przeraźliwie, że jej samej pękały bębenki.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin