4[1]. Przyjaciele.rtf

(12 KB) Pobierz

Przyjaciele

 

Droga ze Seattle do Forks zajęła mi jedynie dwadzieścia minut, choć normalnie zajęłaby z godzinę, ale jak reszta wampirów uwielbiam szybką jazdę. Zaparkowałem auto na podjeździe pod naszym domem i rozejrzałem się dokładnie, gdyż byłem tutaj po raz pierwszy, a w ogłoszeniu którym widziałem przed zakupem była tylko jedna niewyraźna fotka. Dom stał na małej polance, otoczonej przez las, a nieopodal słychać było szum strumyka. Gdy wszedłem do domu zastałem chłopaków na siłowaniu się przy stole w jadalni.

- Może zajęlibyście się czymś pożytecznym i zdjęli prześcieradła z mebli? A po za tym nie rozwalcie stołu, szkoda by było marnować pieniądze na nowy mebel tylko dlatego, że się wam nudzi - powiedziałem zły, że zawsze wszystkie obowiązki spadały na mnie.

- Oj, Ed wyluzuj, mamy na to dużo czasu, a po za tym mamy kasy jak lodu - odparł Emmet.

- Właśnie, jutro też jest dzień - zgodził się Jasper.

- Ale to nie oznacza, że musimy ją marnować. Zachowujecie się jak dzieci, czemu to ja zawsze muszę robić za tego mądrzejszego?!

- Wiesz, nie pochlebiaj sobie, to że jesteś najstarszy nie oznacza, że jesteś najmądrzejszy! - powiedział Em.

- Teoretycznie to jestem najmłodszy z nas, w końcu mam siedemnaście lat nieprawdaż? Czyżbyś o tym zapomniał Em? - wypomniałem mu.

-Ty tylko grasz młodszego, więc się tak nie ciesz.

- Dobra chłopaki przestańcie - uspokajał nas Jazz.

- My mamy sprzątać i załatwiać papiery, a ty leniu chodzisz sobie po mieście - kontynuował Emmet.

Tego było już za wiele.

- Ten leń o którym mówisz, załatwiał ważne sprawy - powiedziałem rzucając mu i Jasperowi telefon. - Dzwoniłem do przyjaciela by dowiedzieć się czegoś więcej na temat, tej twojej księżniczki, królewiczu!

- I czego się dowiedziałeś? - spytał wyraźnie zaciekawiony Jasper.

- I to maja być takie ważne sprawy?! - nie odpuszczał Em.

- A jakie według ciebie są ważne?! Która laska ma większy tyłek?! Która ma zgrabniejsze nogi?! - wrzasnąłem rozzłoszczony.

- A żebyś wiedział!

- Ej spokojnie.

- Nie wtrącaj się Jazz - krzyknęliśmy z Emmettem jednocześnie.

- Myślisz, że wszystko możesz, bo wyznaczono cię żebyś mnie pilnował?!

- A ty, że jesteś taki wspaniały bo twoi starzy byli cholernymi arystokratami?!

- Moi przynajmniej byli kimś!

- To szukaj sobie sam tej księżniczki nieudany królewiczu! - krzyknąłem wychodząc z domu i trzaskając za sobą drzwiami.

Nie oglądając się za siebie zacząłem biec przed siebie, nie zwracałem nawet uwagi w jakim kierunku. Bieganie z niesamowitą szybkością zawsze przynosiło mi uczucie wolności, swobody. Zapominałem o wszystkich problemach, nie czułem żadnych ograniczeń. Biegłem między drzewami, dopóki nie wybiegłem na małą polane. Była podobna do tej na której stał nasz dom, ale ta miała w sobie pewną magię. Drzewa wydawały się tworzyć wokół niej tarcze, tak żeby nikt nie mógł się dostać. Pełna najróżniejszych kwiatów robiła oszołamiające wrażenie. Od razu skojarzyła mi się z Bellą, obie były piękne i nie do zapomnienia. Czemu wciąż wracałem do niej myślami? Czemu nie mogłem o niej zapomnieć? Na te pytania nasuwała mi się jedna logiczna odpowiedź: magia. Jednak miałem przeczucie, że to nie tylko magia, że to coś więcej. Absurd - skarciłem się w myślach. Nie znałem jej, nie zamieniłem z nią nawet słowa na osobności, więc skąd to idiotyczne przeczucie? Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do żadnej wampirzycy, a tym bardziej do ludzkiej dziewczyny! Oszałamiająca wampirzyca Ita nie robiła na mnie wrażenia, choć bardzo starała się zwrócić moją uwagę na siebie, niestety nie udawało się jej. Natomiast zwykła dziewczyna jaką była Bella robiła takie zamieszanie w mojej głowie. Co ty gadasz?! Ona jest niesamowita! - krzyczał pewien głos w mojej głowie. Westchnąłem zrezygnowany, powtarzając sobie, że to tylko magia i jutro mi przejdzie. Widok małych wilków bawiących się w oddali sprawił, że moje myśli zeszły na inny tor. Przypomniałem sobie co sprawiło, że znalazłem to piękne miejsce. Kłótnia z Emmettem po raz pierwszy wyprowadziła mnie tak bardzo z równowagi. Nie raz się sprzeczaliśmy, ale nigdy tak mocno. Nagle zrobiło mi się głupio. Jak mogłem tak postąpić?! Obraziłem go i jego rodziców, a on miał prawo się bronić. Choć jego słowa, słowa dotyczące moich rodziców były bardzo bolesne, wina ewidentnie była po mojej stronie. Rodzice... Znów moje myśli powędrowały gdzie indziej. Tak jak Em i Jazz byłem wampirem czystej krwi, czyli wszyscy troje urodziliśmy się wampirami. Moi rodzice zniknęli pozostawiając mnie pod opieką Esme. Pewnie fakt, iż wampiry czystej krwi są silniejsze niż te, które przed przemianą były człowiekiem sprawił, że to nas wyznaczono do "pilnowania" Emmetta. Oprócz tego, że byłem bardzo szybki i silny nie posiadałem żadnej szczególnej zdolności. Jasper natomiast miał pewien bardzo przydatny dar. Umiał wymazywać określone momenty z pamięci zarówno ludzi jak i wampirów. Em natomiast był najsilniejszym z nas pod względem fizycznym. Pytanie tylko czy my zdołamy go upilnować? Nie wiem, ale jak dotąd nie mieliśmy z tym problemu. Trudno było by go pokonać, ale we dwóch i do tego z zdolnościami Jaspera na pewno byśmy sobie poradzili. Jęknąłem na myśl o takiej konieczności. Usiadłem na trawie odganiając od siebie wszystkie złe myśli. Przez chwilę wsłuchiwałem się w cieszę, która zapanowała wokoło. Słychać było tylko szelest liści i płynący strumień. Pewnie obecność w pobliżu wampira tak działało na leśne zwierzęta. Wszyscy nas podziwiali za urodę i inteligencje, ale i instynktownie unikali. Co było w pełni zrozumiałe, gdyż byliśmy stworzeni do zabijania. Choć umieliśmy się kontrolować i pić tyle ludzkiej krwi, aby nie zaszkodzić człowiekowi, wielu z nas jednak nie podoba się fakt, że musimy krzywdzić ludzi żeby przetrwać. We współczesnych czasach, w których została zatarta granica między człowiekiem a wampirem, choć ludzie nie wiedzą nawet o jej istnieniu, potrzebne było inne rozwiązanie. Rada starszych stworzyła tabletki, które zastępowały krew, ale było to coś jak wegetarianizm. Nie zaspakajało do końca naszych potrzeb. Jednak udawało się nam powstrzymywać i nie ulegać pokusom.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

- Już późno, czas do domu - powiedziałem do siebie wstając i otrzepując z trawy.

Ruszyłem przez las zapamiętując tym razem dokładnie drogę na moją polane. Gdy znalazłem się przed domem Jazz siedział na schodach przed wejściem.

- Przepraszam cię Jasper nie powinienem... - zacząłem.

- Mnie nie przepraszaj, bo nie masz za co - odparł.

- A gdzie Emmett? - spytałem.

- Jest na górze...

Nie dokończył, bo już mnie przy nim nie było. Wbiegłem po schodach na górę i ruszyłem do pokoju, w którym przebywał Em. Zapukałem i spytałem czy mogę wejść.

- Wchodź - odparł Em.

- Wiesz chciałem cię przeprosić, nie powinienem tak mówić, wybaczysz mi stary?

- Cóż, ewentualnie, ale...

- Ale?

- Pomożesz mi znaleźć tą laskę, wiesz chłopie bez ciebie jej nie znajdziemy - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.

- Pewnie że ci pomogę, to jak przyjaciele?

- Jasne stary! - krzyknął wyciągając rękę na zgodę. Uścisnąłem ją w potwierdzeniu i zeszliśmy na dół.

Jasper był już w salonie, pewnie słyszał entuzjastyczny okrzyk Emmetta.

- Okej chłopaki, wiem jak znaleźć naszą księżniczkę.

- Ej moją księżniczkę! - oburzył się teatralnie Em, próbując szturchnąć mnie w bok, ale odsunąłem się w porę.

- Niech ci będzie twoją księżniczkę - powiedziałem podkreślając słowo księżniczka.

- Widzę, że doszliście do porozumienia - stwierdził Jazz z widoczną ulgą.

- Tak, a teraz do rzeczy - zacząłem. - Carlisle mówił, że księżniczką będzie ta dziewczyna, w której Em po prostu się zakocha.

- Chyba żartujesz?! - powiedział Emmett wybuchając tubalnym śmiechem.

- Serio?

- Tak, serio, nie żartuje - odparłem.

- No to nie będzie takie trudne. W końcu Forks to małe miasteczko - zauważył Jasper.

- Właśnie mam do ciebie pytanie Em.

- No jakie Ed?

- Chodzi o tą całą Bellę, wydałeś się nią zauroczony - zauważyłem.

- No cóż laska jest niesamowita, ale potrzebuje czasu by stwierdzić czy to miłość. Mam nadzieję, że to jednak ona okarzę się tą księżniczką, jest taka słodka. - powiedział rozmarzonym głosem.

- Rozumiem - odparłem z lekką rezygnacją w głosie, na szczęście żaden tego nie wyłapał.

-  Pasuje urządzić swój pokój co wy na to chłopaki? - spytał nagle Jazz.

- Masz racje - ja wybieram największy - krzyknął entuzjastycznie Em.

- To który zostaje dla mnie? - spytałem.

- Chyba ten na samym końcu korytarza - powiedział Jasper.

- Okej niech będzie, do jutra - pożegnałem się i poszłem do wyznaczonego pokoju.

Całą noc spędziłem na rozpakowywaniu płyt i urządzaniu pokoju. Nie spieszyłem się zbytnio, robiłem to nawet w ludzkim tempie. Nie chciałem znów wracać myślami do Belli czy rodziców.

Następny dzień spędziliśmy na porządkowaniu domu i przygotowaniem do szkoły. Dopiero wieczorem mieliśmy trochę czasu, gdyż doprowadzenie całego domu do jak najlepszego stanu trochę zajmowało, nawet dla nas wampirów.

- Więc jak Emmett dalej podoba ci się ta Bella? - spytałem.

- Fajna laska, ale nie w moim typie - odpowiedział krótko.

Popatrzyłem znacząco na Jaspera, był lekko zdezorientowany.

- Tak myślałem.

- O co chodzi Edwardzie? - spytał Jazz.

- A tobie wczoraj podobała się Bella tak Jasper?

- No wczoraj tak, ale dziś jakoś doszedłem do tego samego wniosku co Em.

- Co jest grane? - spytał jeszcze bardziej zdezorientowany niż Jazz Emmett.

- Więc ta cała księżniczka rzuca dwudziestoczterogodzinny czar, oczywiście nieświadomie na wszystkich, których pozna.

Zastanawia mnie fakt, iż Em uległ czarowi, a później już na niego nie działał, a według legendy ma on ją kochać pomimo magii. Coś jest nie tak...

- Nie rozumiem czy to oznacza, że ona nie jest księżniczką a ma w sobie magie? Z tego co wiem to tylko ta cała księżniczka to umie tak? -powiedział Emmett.

- Czyżby nie była jedyną kto to potrafi? - spytał Jazz.

- Nie wiem i dlatego musimy to sprawdzić...

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin