Jałowiecki Mieczysław Wolne Miasto Gdańsk.txt

(385 KB) Pobierz
Mieczys�aw Ja�owiecki
Wolne Miasto
Wyb�r i uk�ad tekstu Micha� Ja�owiecki
CZYTELNIK
WARSZAWA 2005
Opracowanie graficzne Lijklema Design Karolina i Hans Lijklema
Na ok�adce zdj�cie Autora
ze zbior�w Michafa Jalowieckiego
Redaktor
Andrzej Gordziejewski
Redaktor techniczny Hanna Ortowska
Korekta
Anna Pi�tkowska
� Copyright by Michat Ja�owiecki, 2002
� Copyright for the Polish edition
by Sp�dzielnia Wydawnicza �Czytelnik", Warszawa 2002
ISBN 83-07-03008-0
Po wyj�ciu Niemc�w z miasta Rosjanie spalili Gda�sk doszcz�tnie. W tym mie�cie, �wier� wieku wcze�niej, dziadek m�j kupi� grunta, kt�re przesz�y do historii pod nazw� Westerplatte.
Me my�la�em w�wczas, gdym w s�oneczny dzie� lipcowy podpisywa� kontrakt kupna Westerplatte na moje imi�, �e stanie si� ona w kilkana�cie lat p�niej tragiczn� �redut� Ordona"- wspomina� w �Tygodniu Polskim", Londyn, 29 lipca 1961 roku.
�                                                                     Micha� Ja�owiecki
W nowym kraju
<' Niemcy po�piesznie ewakuowali Wilno. W hotelu sala restauracyjna by�a prawie pusta. Do mojego stolika podszed� nieznajomy m�ody cz�owiek w szarym mundurze legionowym. Zapyta� o moje nazwisko, po czym wr�czy� mi zalakowan� kopert�.
- Jestem wys�any z Warszawy jako kurier do genera�a Weytki i przy tej okazji polecono mi wr�czy� to pismo panu - wyja�ni�. - Prosz� je niezw�ocznie przeczyta� i pokwitowa� odbi�r.
Rozci��em kopert�. By�o to urz�dowe pismo ministra aprowizacji Kr�lestwa Polskiego Antoniego Minkiewicza, kt�ry w imieniu Komendanta poleca� mi niezw�ocznie stawi� si� w Ministerstwie Aprowizacji w Warszawie, jako przydzielonemu do Ameryka�skiej Misji �ywno�ciowej. Zgodnie z paragrafem szesnastym warunk�w zawieszenia broni misja mia�a przyby� w najbli�szym czasie do Polski.
Nazajutrz rano by�em ju� u genera�a Weytki, kt�remu zameldowa�em rozkaz Komendanta. Otrzyma�em przepustk� na przekroczenie niemieckich linii granicznych i za�wiadczenie do polskiej plac�wki granicznej w Sok�ce.
Nie mia�em czasu na rozmy�lania. Sytuacja w Wilnie zapowiada�a si� nieweso�o. Na ulicach pokaza�y si� uzbrojone bandy m�odzie�y �ydowskiej, kt�re w oczekiwaniu na bolszewik�w pr�bowa�y zatrzymywa� przechodni�w. Wynaj��em dw�ch silnych m�czyzn do niesienia rzeczy, bo o doro�ce marzy� nie mog�em, i wcze�nie rano, kiedy by�o
7
jeszcze ciemno, uda�em si� na piechot� z mauzerem w r�ku na wile�ski dworzec. Poci�g ewakuacyjny, sk�adaj�cy si� z kilkunastu wagon�w towarowych, nat�oczonych podr�nymi, sta� na bocznych torach, daleko za stacj�.
Patrol niemiecki zasun�� drzwi od wagon�w, ale gwizd lokomotywy us�ysza�em dopiero ko�o godziny 11 przed po�udniem. Da� si� s�ysze� stukot bufor�w i poci�g powoli ruszy� z miejsca. Umilk�y rozmowy, ludzie pogr��yli si� w swoich my�lach lub modlitwie.
Poci�g posuwa� si� ��wim tempem i dopiero nad ranem stan�� na granicznej stacji Ku�nice. Dalej tor kolejowy by� cz�ciowo rozebrany. Wy�adowa�em baga� i po kr�tkiej odprawie granicznej wynaj��em sanie, kt�rymi mog�em przejecha� na polsk� stron� do stacji Sok�ka.
Dzie� by� szary, wietrzny, mro�ny. Jechali�my d�ugim korowodem sa�. Tumany �niegu porywane wiatrem z p�l i pag�rk�w wia�y w oczy. Mrok zapada�, zacz�a si� zawierucha. Traci�em z oczu jad�cych przed nami.
By�o ju� zupe�nie ciemno, gdy obsypani �niegiem dojechali�my do stacji Sok�ka. Stacja by�a zapchana uchod�cami czekaj�cymi na poci�g do Warszawy. Mia� odej�� dopiero nast�pnego dnia rano.
Pierwsze zetkni�cie z funkcjonariuszami polskich s�u�b granicznych pozostawi�o na mnie jak najlepsze wra�enie. Byli to ludzie wykszta�ceni, dobrze wychowani i nad wyraz uczynni. Ko�o mnie sta� zastraszony by�y carski oficer huzar�w, kt�ry jecha� ze mn� tymi samymi saniami i z wypiekami na twarzy czeka�, czy zezwol� mu jako Rosjaninowi na przekroczenie granicy. By�em mile zdziwiony, gdy bez trudu wr�czono nam przepustki. Po okresie niepewno�ci wszyscy swobodnie odetchn�li. Nastr�j si� zmieni�, ogarn�a nas jaka� dziwna weso�o��.
Na stacji s�u�ba i zawiadowca byli uprzejmi i starali si� pom�c podr�nym. Za porad� zawiadowcy zostawi�em baga�e na stacji i wraz z rosyjskim oficerem uda�em si� do miasteczka, gdzie w zajezdnym domu �ydowskim znale�li�my jaki taki nocleg i po�ywienie.
Nazajutrz rano siedli�my do poci�gu. S�u�ba kolejowa, ubrana po cywilnemu, odr�nia�a si� od pasa�er�w czapeczkami z czerwonym obszyciem i srebrnym orze�kiem. Spojrza�em na orze�ka i z ulg� ujrza�em na jego g�owie koron� kr�lewsk�.
Wagony by�y stare, niemieckie, bez korytarza, z oddzielnymi przedzia�ami, do kt�rych przechodzi�o si� na zewn�trz po d�ugich drewnianych stopniach. By�y to jednak czyste wagony pasa�erskie, a nie brudne, towarowe, bydl�ce jak w bolszewickiej Rosji.
Na stacjach wsz�dzie by�o t�oczno. Wida� by�o miejscowych �ydk�w w ich d�ugich, czarnych cha�atach, d�ugich butach i ma�ych, czarnych myckach na g�owie. Wsz�dzie kipia�o �ycie, s�ycha� by�o g�o�ne rozmowy, �miechy. Po przej�ciu przez d�ugie miesi�ce terroru bolszewickiego i milczenia pod okupacj� Oberostu, wydawa�o mi si� to wszystko czym� zgo�a nierealnym.
By� wiecz�r, gdy poci�g stan�� na dawnym Dworcu Petersburskim na Pradze. By�em odurzony panuj�cym tu gwarem. Z przyzwyczajenia o ma�o nie zawo�a�em na �no-silszczyka". Spostrzeg�em si� dopiero, gdy us�ysza�em innych wo�aj�cych �tragarza".
Przed dworcem pe�no by�o doro�ek. Poradzi�em huzarowi, by jecha� ze mn� i ruszyli�my doro�k� do Hotelu Europejskiego, kt�ry zna�em sprzed wojny.
Miasto by�o o�wietlone, wiecz�r cichy, pogodny. Ujrza�em z drugiego brzegu Wis�y pi�kn� panoram� Warszawy. Wjechali�my na most Kierbedzia. Mign�� mi w oczach Zamek, kolumna Zygmunta. Wjechali�my w o�wietlone Krakowskie Przedmie�cie. Na ulicach by�o gwarno. Okna kawiarni i sklep�w ja�nia�y �wiat�em, z r�nych stron dobiega�y wo�ania ch�opak�w sprzedaj�cych wieczornego �Kurierka".
Wszystko to by�o dla mnie takie dziwne, obce, a zarazem bliskie.
W my�l otrzymanego w Wilnie rozkazu mia�em stawi� si� zaraz po przyje�dzie u ministra Minkiewicza. Minister wyjecha� jednak z Warszawy i mia� powr�ci� dopiero po Nowym Roku. Pozostawa�o mi jedynie czeka� na jego przyjazd. Pierwsze dni sp�dzi�em wi�c na zorientowaniu si� w sytuacji politycznej i stosunkach panuj�cych w Warszawie. A stosunki te na pierwszy rzut oka wydawa�y mi si� nie tylko niebezpieczne, ale wprost beznadziejne.
Pi�sudski po uwolnieniu z Magdeburga wr�ci� wraz z Sosnkowskim do Warszawy, gdzie powita� go na dworcu regent, ksi��� Zdzis�aw Lubomirski, o�wiadczaj�c w imieniu Rady Regencyjnej: �W Twoje r�ce, Panie Naczelny Dow�dco, sk�adamy w�adz� i odpowiedzialno�� dla przekazania Sejmowi Ustawodawczemu".
Tymczasem w Lublinie utworzy� si� rz�d Polskiej Republiki Ludowej pod przewodnictwem Daszy�skiego. Ministrem wojny w tym rz�dzie zosta� Edward Rydz-�mig�y, kt�ry uprzednio bez powodzenia zg�asza� si� do Wehr-machtu, a potem z�o�y� przysi�g� na wierno�� Radzie Regencyjnej.
Pi�sudski szcz�liwie nie uzna� rz�du lubelskiego i sam powo�a� ministr�w, oddaj�c jednak premierostwo w r�ce socjalisty Daszy�skiego. Ta nominacja wywo�a�a oburzenie. Zmusi�o to Komendanta, tak bowiem nazywano Pi�-sudskiego, do zmiany gabinetu. Na premiera zosta� powo�any Moraczewski, a w�r�d ministr�w znalaz� si� Stanis�aw Thugutt. Ten sam Thugutt, kt�ry w obrzydliwy spos�b na zebraniu publicznym w Wilnie obrzuci� b�otem nasz� przesz�o��, ide� jagiello�sk� wy�mia�, a zebranym ziemianom �yczy� pr�dkiej a szcz�liwej �mierci: �Im pr�dzej was nie b�dzie, tym lepiej dla Republiki Ludowej". Thugutt by� jednym z inicjator�w zmienienia god�a narodowego. Szcz�liwie ten pod�y projekt upad�, a Pi�sudski rozkaza� �o�nierzom przysi�ga� na wierno�� Rzeczypospolitej, a nie na Republik� Ludow�.
Jedynym uczciwym i rozumnym cz�owiekiem w�r�d tej zgrai wydawa� mi si� minister aprowizacji Antoni Minkie-
10
wicz. Jeszcze za czas�w Rady Regencyjnej mia� powierzon� t� nad wyraz trudn� funkcj� zaopatrzenia w �ywno�� kraju, w kt�rym zaczyna�y si� na tle g�odowym powa�ne zaburzenia, szczeg�lnie w Zag��biu D�browskim.
W Hotelu Europejskim zasta�em sporo ziemian z kres�w i dowiedzia�em si� od nich, �e za par� dni delegacja ziemian litewskich ma by� przyj�ta przez Komendanta. Zaproszono mnie do tej delegacji, co oczywi�cie skwapliwie przyj��em.
Na oznaczon� godzin� stawi�em si� w gmachu Rady Ministr�w, dawnym pa�acu Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmie�ciu. W poczekalni by�o oko�o 30 os�b, w wi�kszo�ci znajomych lub krewnych. Um�wili�my si�, �e w naszym imieniu przem�wi Roman Skirmunt.
Po chwili oczekiwania wprowadzono nas do sali. Stan�li�my p�kolem. Zapanowa�o milczenie. Drzwi si� otworzy�y i na sal� wszed� Komendant Pi�sudski w towarzystwie swojego adiutanta.
Po raz pierwszy w �yciu ujrza�em mojego krewnego, od kt�rego zapewne w latach �bezda�skich" od�egnywa�bym si� niczym od diab�a. �Czasy si� zmieniaj�" - pomy�la�em.
Komendant by� ubrany w szary mundur legionowy bez �adnych odznak. Ogarn�� nas bystrym spojrzeniem; twarz mia� surow�, spod nawis�ych brwi patrzy�y na nas gro�nie jego szare, przenikliwe oczy. Skin�� nam g�ow�, nie podaj�c r�ki, i czeka�.
Z ko�a wyst�pi� Roman Skirmunt. W kr�tkich s�owach przedstawi� tragiczny los Wilna i Litwy zaj�tej przez bolszewik�w. Komendant niecierpliwie machn�� r�k�.
- Z�� chwil� wybrali�cie, panowie, na rozmow� ze mn� - powiedzia�. - Upewniam pan�w, �e los Wilna i naszych ziem nie mniej mnie obchodzi ni� was, a Wilno z Ostr� Bram� jest dla mnie czym� �wi�tym. Ale panowie widocznie nie zdajecie sobie sprawy z obecnej sytuacji. Ja nie mam wojska, nie mam broni, swoje szczup�e si�y musz� przerzuca� z jednego miejsca w drugie. Na po�udniu p�a-
11
wi si� we krwi Lw�w. Broni go bohatersko cywilna ludno��, dzieci i garstka wojska. Musia�em rzuci� tam wszystko, co mia�em pod r�k�. Co mam warn powiedzie�? Zrobi� wszystko, co w mojej mocy, aby oswobodzi� nasz kraj, ale w chwili obecnej nic obiecywa� nie mog�. �egnam pan�w.
Nazajutrz po Nowym Roku zatelefonowa� do mnie sekretarz ministr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin