dłużnik 1-10.docx

(159 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 1

Dług"

Hermiono, nie wiem czy to jest najlepszy pomysł — wysoki, rudowłosy młodzieniec po raz kolejny starał się przemówić do rozsądku swojej niedawno poślubionej małżonce.

Nie było to proste biorąc pod uwagę fakt, że to zazwyczaj ona wybijała mu z głowy pomysły, a nie odwrotnie.

— Oczywiście, że tak. Sam byś to przyznał, gdybyś tylko choć na chwilę postarał się przyjrzeć tej sytuacji z odrobiną obiektywizmu — ucięła Hermiona, posyłając Ronowi pełne zniecierpliwienia spojrzenie.

— Ale...

— Ronaldzie Weasley, skończyłam już dyskusję z tobą na ten temat — młoda kobieta nagle zatrzymała się przed dużymi, dębowymi drzwiami. — Jesteśmy na miejscu.

Hermiona spojrzała na stojącego obok niej męża, którego mina jasno dawała do zrozumienia, że ten nie ma zamiaru w jakikolwiek sposób ułatwić jej realizacji pomysłu. Westchnęła i zapukała.

Sekundy zmieniały się w minuty.

— Widać Nietoperz pole... — Ron nie dokończył, gdyż nagle drzwi się otworzyły i stanął przed nimi wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.

Mistrz Eliksirów w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa, zmarszczył groźnie brwi, nie dając po sobie jednocześnie poznać zdziwienia, spowodowanego pojawieniem się na progu swoich kwater dwóch trzecich Złotej Trójcy Gryffindoru, o której nawet po tych kilku latach wciąż krążyły niezwykłe opowieści. Historie te na pewno z biegiem czasu trafią do kanonu najbardziej znanych i najchętniej opowiadanych legend, tego był pewien.

— Dzień dobry, panie profesorze — powiedziała niepewnie Hermiona. — Czy... czy możemy na chwilę wejść?

Snape nic nie odpowiedział, ale po chwili gestem ręki pokazał im, że mogą wejść, uchylając jednocześnie szerzej drzwi. Nawet się nie odwrócił, by sprawdzić, czy jego niespodziewani i niepożądani goście idą za nim. Usiadł w swoim ulubionym, czarnym, skórzanym fotelu.

Ron i Hermiona spojrzeli na siebie, po czym niepewnie ruszyli za swoim byłym już nauczycielem, który nawet teraz jednym spojrzeniem potrafił ich zmusić do robienia w myślach natychmiastowego rachunku sumienia.

Oboje niepewnie przysiedli na skórzanej kanapie, która delikatnie zaskrzypiała pod ich ciężarem.

— Słucham? — spytał w końcu Mistrz Eliksirów, chcąc jak najszybciej pozbyć się tej dwójki ze swoich kwater i znowu cieszyć się świętym spokojem.

Ron szturchnął delikatnie Hermionę, dając jej tym samym jasno do zrozumienia, że skoro jej pomysłem było przyjście tutaj, to również i do niej należeć będzie ten mało wątpliwy zaszczyt wtajemniczenia tego nieprzyjemnego typka.

Hmmm... tak... — Hermiona odchrząknęła i wzięła głęboki oddech, a potem zbierając w sobie wszelkie pokłady odwagi, spojrzała wprost w czarne oczy swojego byłego nauczyciela. — Przyszliśmy w sprawie Harry'ego.

— Mogłem się tego spodziewać — mruknął Snape. — Kontynuuj.

— Chodzi o to... Profesorze, wierzę, że jest pan jedyną osobą, która może mu pomóc, to znaczy Harry'emu.

Ciemnowłosy mężczyzna nie dał po sobie poznać ani jednym drgnieniem mięśnia, co myśli o tej rewelacji. Aczkolwiek, w skrytości swojego ducha, był niezmiernie ciekaw powodów, dla których ta dwójka musiała poczuć się tak zdesperowana, by przyjść tutaj i to właśnie jego prosić o pomoc. Sytuacja musiała być naprawdę krytyczna.

— Harry... on... Najpierw kilka miesięcy zajęło nam odnalezienie go, a potem stało się jasne, że dzieje się z nim coś niedobrego.

— Konkretniej, Granger — warknął Snape.

Weasley — rzucił automatycznie Ron, a na jego policzkach po chwili wykwitł rumieniec.

— Nieistotne. Nie mam czasu na wysłuchiwanie tej bezsensownej paplaniny.

— Przecież są wakacje — odpowiedział Ron, zanim zdołał ugryźć się w język.

— Co dolega panu Potterowi? — spytał zimno Snape, zupełnie ignorując uwagę rudego, młodego mężczyzny, za co ten był niezwykle wdzięczny, obiecując sobie solennie, że już więcej się nie odezwie.

— No, tak... Chodzi o to, że tak naprawdę tego nie wiemy. Harry nie chce z nami rozmawiać.

Legilimencja...

— Nie — przerwała pośpiesznie Mistrzowi Eliksirów Hermiona. — Próbowaliśmy. Sprowadziliśmy legilimentę z Mungo, ale skończyło się to tym, że wylądował w szpitalu. Harry całkowicie zaoklumentował swój umysł.

— To niedorzeczne, panno Gr... — Snape spojrzał na siedzącego na przeciwko mężczyznę. — Pani Weasley.

— Wcale nie! Harry jest naturalnym oklumentą.

Mistrz Eliksirów wciągnął ze świstem powietrze. To by wyjaśniało opory, jakie napotkał, kiedy starał się tego bachora nauczyć Oklumencji. W przypadku naturalnego oklumenty trzeba było tylko pojedynczego bodźca zwalniającego magię, a wszelkie wcześniejsze próby nauki były zupełnie bezsensowne.

— Potrzebujemy naturalnego legilimenty. Pana.

— Skąd...

— Bo był pan w stanie wejść do umysłu Harry'ego — pospieszyła z odpowiedzią Hermiona. — Co jest możliwe w przypadku naturalnego legilimenty. Każdy wyuczony legilimenta, po pierwsze, nie byłby w stanie tego zrobić, bo przy pierwszej próbie zwolniłby blokadę, a po drugie, od razu byłby w stanie stwierdzić, że Harry jest naturalnym oklumentą.

— To się nie trzyma kupy, pani Weasley. Pan Potter nie był w stanie zablokować umysłu przed Czarnym Panem.

— A ilu zna pan naturalnym oklumentów, którzy powiązani byliby w tak niezwykły sposób z najmroczniejszym czarodziejem wszech czasów? Skąd w ogóle wiadomo, czy było to możliwe? Nie może pan przytoczyć na to dowodów, poza tym bardzo możliwe, że Vo... Voldemort był również naturalnym legilimentą, a wie pan doskonale, że w takim przypadku obowiązują zupełnie inne zasady przy stawianiu murów wokół umysłu. Musi nam pan pomóc.

— Nic nie muszę — zaczął zimno Mistrz Eliksirów, ale przerwał mu rozzłoszczony głos rudowłosego mężczyzny, który wstał ze swojego miejsca, wpatrując się ze złością w swojego byłego nauczyciela.

— Nie masz wyjścia, Sna... eee... profesorze Snape.

— Posłuchaj mnie uważnie, Weasley...

— To ty mnie posłuchaj! — wykrzyknął całkowicie rozzłoszczony Ron. — Masz wobec niego dług życia, ty... ty... bydlaku!

— On umiera, profesorze — wyszeptała cicho Hermiona, ukrywając twarz w dłoniach. — Umiera i my nie jesteśmy mu w stanie pomóc. Jak pan myśli, ile nas musiało kosztować przyjście tutaj, wiedząc, że będzie pan mniej niż chętny, by udzielić jakiejkolwiek formy pomocy Harry'emu? Przez chwilę łudziłam się, że może się pan zgodzi dobrowolnie, ale... to Harry pana uratował. To nie był Remus, jak panu potem powiedziano. To Harry...

— Słucham?

— Nie słyszysz, ty tłustowłosy dupku? To Harry cię uratował! Co więcej, przyjął na siebie kilkanaście zaklęć, którymi mieli zamiar potraktować cię twoi, tak zwani, przyjaciele. Prawdopodobnie do tej pory walczy ze skutkami niektórych, co bardziej wstrętnych zaklęć.

— Czyli nie mam wyjścia — mruknął posępnie mężczyzna, całkowicie zapominając, że przed chwilą miał zamiar przekląć młodego Weasleya za tego tłustowłosego dupka.

— Nie ma pan — odpowiedziała Hermiona. — Przykro mi.

— Niech pani nie będzie śmieszna.

— Nie! Naprawdę! Nie chciałam tego, myślałam... Ale nie mieliśmy wyjścia. Ktoś musi mu pomóc i jeśli to musi być pan, to... w porządku. Chcemy go po prostu odzyskać, bez względu na wszystko.

— W porządku, a teraz idźcie już.

Hermiona i Ron wstali, ale kiedy mieli już wyjść, młoda kobieta nagle odwróciła się w drzwiach.

— Tylko proszę mu nie mówić, że powiedzieliśmy panu o długu.

— Dlaczego?

— Harry tego nie chciał. Wiedział, że dług nie ma wiążącej mocy, kiedy dłużnik nie jest go świadomy. Nie chciał, by kiedykolwiek czuł się pan w obowiązku... miał nadzieję, że kiedyś sam pan...

— Starczy, Hermiono — wtrącił nagle Ron, wyjmując różdżkę. Machnął nią delikatnie i na stoliku obok fotela, w którym wciąż siedział Mistrz Eliksirów, pojawił się zwitek papieru. — To adres Harry'ego.

— Do widzenia, profesorze — powiedziała w końcu Hermiona.

— Do widzenia — mruknął po chwili Ron. — Dziękujemy.

Drzwi cicho zamknęły się za dwójką młodych ludzi, a Severus Snape sięgnął po butelkę Ognistej Whisky, którą zawsze trzymał na stoliku obok swojego ulubionego fotela. Nalał sobie pełną szklankę trunku, nie przejmując się zupełnie wczesną i raczej mało odpowiednią porą na picie alkoholu.

ROZDZIAŁ 2

Pierwsze spotkanie"

Severus Snape przeklął siarczyście, wysiadając z mugolskiej taksówki, którą zmuszony był przebyć ostatnią część podróży, by dostać się do domu Pottera. Odprawił kierowcę i w końcu rozejrzał się po otoczeniu. Dom był położony w naprawdę malowniczym miejscu, w głębi starego, ale pięknego i zadbanego parku. Za domem rozpościerały się pokaźne hektary łąk, które zapewne służyły do przejażdżek konnych, gdyż w oddali był w stanie dostrzec stajnię, z której dobiegało rżenie kilku, jeśli nie kilkunastu, koni. Do domu, a raczej niezwykle zadbanego dworu, prowadziła żwirowa droga. Uśmiechnął się ironicznie. Być może spodziewał się czegoś nieco bardziej krzykliwego czy ekstrawaganckiego zamiast takiej oazy ciszy i spokoju, ale to nie zmieniało faktu, że Potter jak zwykle starał się na siebie zwrócić uwagę.

Mężczyzna westchnął i podszedł do drzwi, po czym zapukał. Po chwili stanął twarzą w twarz z jakimś nieznanym mu mężczyzną. Zdziwił się, gdyż spodziewał się raczej domowego skrzata. Przypomniał sobie jednak, że kiedyś słyszał, że mugole zamiast skrzatów mieli tak zwanych kamerdynerów i służbę.

— Dzień dobry — przywitał się mężczyzna, którego włosy pokrywała już gdzieniegdzie siwizna. — Nazywam się Jacob. Oczekiwaliśmy pana. Proszę wejść.

— Dzień dobry — odpowiedział Severus, kłaniając się lekko i wchodząc do środka.

— Zanim wejdzie pan dalej, muszę wziąć od pana różdżkę.

— Słucham?

— Przy Harrym nie można posługiwać się magią — wyjaśnił uprzejmie mężczyzna. — Dlatego we dworze nie ma żadnych skrzatów domowych.

Mistrz Eliksirów uniósł brwi, ale bez słowa podał mu swoją różdżkę, a ten schował ją do niewielkiej szafki stojącej tuż przy drzwiach. Nie podobało się to Severusowi, ale nie miał innego wyjścia.

— Będzie mógł ją pan stąd zabrać w każdej chwili, kiedy będzie pan wychodził z domu, ale pod warunkiem, że Harry'ego tam nie będzie.

Severus z każdą chwilą coraz bardziej przeklinał sytuację, w której się znalazł.

— Zaprowadzę pana do pańskiego apartamentu. Będzie mógł się pan odświeżyć i przebrać, proszę jednak pozostać przy mugolskich strojach, jeśli to możliwe.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi, ale nie powiedział ani słowa. Po prostu szedł za prowadzącym go mężczyzną i po chwili znalazł się w bardzo przestronnym pokoju, a raczej apartamencie. Wszedł do jasnego salonu.

— Pierwsze drzwi po lewej prowadzą do sypialni. Stamtąd jest przejście do łazienki. Drugie drzwi po lewej prowadzą do gabinetu, w którym znajduje się też niewielka biblioteczka. Gdyby chciał pan skorzystać z obszerniejszych zbiorów, to główna biblioteka znajduje się na parterze, zaraz obok jadalni. Naprawdę ciężko jej nie zauważyć.

— A drzwi po prawej?

— To drzwi do pokoju Harry'ego, ale teraz są zamknięte — odpowiedział Jacob tonem, który jasno dawał do zrozumienia, że nie ma zamiaru tego wyjaśniać.

— Czy w domu znajduje się ktoś jeszcze?

— Kilka razy w tygodniu zagląda tutaj Teresa, robi pranie i sprząta. Oraz kilku chłopaków, odpowiedzialnych za konie, ale oni rzadko kiedy zaglądają do dworu. W tej chwili poza nami i Harrym w dworze nie ma nikogo więcej.

— A przyjaciele pana Pottera?

— Och! Przyjeżdżają tutaj, ale niezwykle rzadko. Harry zakazał im tego.

Severus zdziwił się niezmiernie tą ostatnią rewelacją, ale nie dał tego po sobie poznać.

— Zostawię teraz pana samego. Kiedy będzie pan gotowy, proszę zejść na dół.

Severus Snape umył się oraz przebrał i dopiero wtedy pozwolił sobie na chwilę zastanowienia.

Usiadł w wygodnym fotelu w salonie zamykając oczy i delektując się panującą wokół ciszą. Przynajmniej za to był wdzięczny Potterowi. O ile już musiał się spotkać i, co więcej, egzystować w pobliżu Wybrańca, to przynajmniej dobrze było mieć pewność, że będzie miał tutaj miejsce, w którym będzie mógł się cieszyć ciszą i spokojem. Był trochę zdziwiony, że jeszcze nie spotkał Pottera, no ale skoro ta Granger, znaczy Weasley, stwierdziła, że bachor jest umierający, to może nie powinno to go aż tak bardzo dziwić. Naprawdę był zdezorientowany, choć skrywał to przed wszystkimi. Nie miał pojęcia, dlaczego obcowanie w pobliżu Pottera wymagało aż takich restrykcji. No, cóż. Pora się przekonać. Z tą myślą wstał i zszedł na dół, rozglądając się za Jacobem, który po chwili pojawił się przed nim nie wiadomo skąd.

— Och, już pan jest. — W oczach mężczyzny pojawił się jakiś dziwny lęk. — Właściwie nie jestem przekonany czy to najlepszy moment, ale obawiam się też, że gdybyśmy się zdecydowali czekać na lepszy, to moglibyśmy go nigdy nie doczekać.

Starszy mężczyzna westchnął.

— Może mi pan wreszcie wyjaśni, co tak naprawdę dolega panu Potterowi? — warknął zniecierpliwiony Snape.

— Myślę, że będzie lepiej, jeśli pan sam zobaczy — odpowiedział mężczyzna, zupełnie niezrażony zachowaniem Mistrza Eliksirów.

Severus Snape nie miał pojęcia, że przy ojcu Jacoba wydawał się być niezwykle przyjaznym i rozkosznym kociątkiem, dlatego też gdyby ten nawet dwoił się i troił, nie jest w stanie niczym sprowokować i wyprowadzić z równowagi starszego mężczyzny. To był również jeden z powodów, dla których ten opiekował się Harrym.

— Proszę za mną — Jacob poprowadził go do bocznego holu.

— Myślałem, że Potter mieszka na górze — warknął Severus.

— Stary pokój — wyjaśnił cierpliwie Jacob, cicho otwierając białe drzwi na końcu korytarza i wchodząc do środka.

Kiedy nauczyciel miał zamiar wmaszerować do środka, powstrzymał go i nakazał pozostanie pół kroku za sobą.

Severus sapnął zirytowany i już miał coś powiedzieć, kiedy nagle zamarł, zszokowany, rozglądając się po pokoju, który był zupełnym przeciwieństwem pozostałej części domu. Wyglądał, jakby przeszło przez niego stado hipogryfów, albo przeżył wizytę dwudziestu Longbottomów starających się uwarzyć jakiś trudny eliksir, zresztą, jakikolwiek eliksir, co oczywiście skończyłoby się potężną eksplozją. W dodatku w pokoju było znacznie zimniej, a grube zasłony na oknach nie przepuszczały ani odrobiny naturalnego światła. Mistrz Eliksirów nagle usłyszał lekki ruch i spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył Pottera siedzącego do niego tyłem. Tych rozczochranych, czarnych jak smoła włosów nie dało się pomylić.

— Jacobie? — spytał młody mężczyzna zachrypniętym głosem.

— Tak, Harry? — spytał wywołany niezwykle miękkim głosem.

Severus obdarzył go nieprzyjemnym spojrzeniem, które jasno sugerowało, co myślał o ludziach zwracających się w taki sposób do innych, a przede wszystkim o osobach, które tego wymagały, ale czego się można było spodziewać po Złotym Chłopcu.

— Czy coś się stało? — spytał chłopak, nadal się nie odwracając.

— Nie, Harry, tylko...

— Tylko co?

Severus bardziej wyczuł niż zobaczył, że Potter się spiął.

— Czy ktoś tutaj z tobą jest?

— Potter, gdybyś się raczył w końcu odwrócić, to sam mógłbyś to stwierdzić — warknął Mistrz Eliksirów, nie skrywając swojej irytacji i w myślach poprzysięgając sobie, że kiedy tylko dopadnie młodych Weasleyów w swoje ręce, to na długie lata popamiętają sobie to spotkanie.

Nagle Severus poczuł jakiś dziwny ruch wokół siebie. Rozejrzał się po pokoju, ale niczego nie dostrzegł, mimowolnie po jego plecach przebiegł dreszcz.

Co tu się, u licha, działo?

— Harry — Jacob zrobił kilka kroków w kierunku młodego mężczyzny. — Twoi przyjaciele poprosili, by profesor Snape zajrzał tutaj do ciebie.

— Poprosili?

— Tak, Potter, poprosili — odpowiedział zirytowany mężczyzna.

— I pan się zgodził? Dlaczego?

— Zatęskniłem za torturami, a z barku Czarnego Pana postanowiłem zdać się na twoją obecność.

Chłopak zachichotał cicho.

— Twoi przyjaciele trochę mi opowiedzieli o twoim stanie — stwierdził Severus. — Nie wyglądasz jednak na umierającego.

— Och! Obaj wiemy, że Ron i Hermiona są trochę przewrażliwieni, jeśli chodzi o moją osobę, i mają skłonności do przesadyzmu, profesorze — odpowiedział młodzieniec tonem, którego nie powstydziłby się nawet Mistrz Eliksirów.

— Potter, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, jeśli będziesz odwrócony do mnie tyłem.

— W takim razie może pan wyjść z mojego pokoju i napisać Ronowi i Hermione, że udało się panu odbyć ze mną pięciominutową rozmowę. Myślę, że będą zachwyceni tak bardzo, że w Boże Narodzenie może się pan spodziewać dodatkowego prezentu.

— Potter! — warknął zniecierpliwiony Severus.

Nagle chłopak zaczął się odwracać, nie wstał jednak z fotela, gdyż to, co wcześniej Snape uznał za fotel, było w rzeczywistości wózkiem.

— Tak, profesorze?

Mistrz Eliksirów sapnął z przerażenia. Nawet w najgorszych snach, kiedy życzył temu bachorowi śmierci i najróżniejszych wymyślnych tortur, nie miał na myśli tego. Potter nie tylko siedział na wózku, ale połowa jego twarzy była całkowicie zmasakrowana, jakby jakiś pijany rolnik zamiast pola postanowił przeorać twarz Złotego Chłopca. Na oczach chłopaka był zawiązany bandaż, co mogło sugerować, że Potter albo miał poważnie uszkodzony wzrok, albo był po prostu ślepy.

— Jacob, proszę wyprowadź z mojego pokoju profesora Snape'a — powiedział spokojnie Harry, znowu odwracając swój wózek w stronę ściany.

Mistrz Eliskirów był tak zszokowany, że poddał się naciskowi mężczyzny i wyszedł z pokoju. Dał się zaprowadzić na werandę, a kiedy usiadł na jednym z foteli, Jacob wcisnął mu do rąk niską szklankę z bursztynowym płynem, który wypił duszkiem, czując jak napój podrażnia jego gardło. Nie przejął się tym jednak. Podał pustą szklankę starszemu mężczyźnie, którą ten natychmiast ponownie napełnił.

— Jest taki od kiedy go znaleźliśmy — zaczął cicho mówić Jacob, nagle przysięgając sobie, że zrobi wszystko, by jakoś pomóc temu nieprzyjemnemu mężczyźnie, który jakimś cudem w kilka minut zdziałał więcej, niż cała reszta razem wzięta w ciągu ostatnich miesięcy. — Początkowo tolerował wokół siebie tylko znane mu osoby. Choć właściwie należałoby powiedzieć, że nieświadomie tolerował. Każda obca osoba była automatycznie i mimowolnie odtrącana przez jego magię. Kiedy Harry jako tako doszedł do siebie, a przynajmniej zaczął mieć świadomość tego, co się z nim działo, zaczął odtrącać wszystkie bliskie mu osoby. Po prostu krzyczał na Rona albo Hermionę aż do utraty głosu, a kiedy to nie pomagało, po prostu spuszczał swoją magię z łańcucha. To wiele od niego wymagało, utrzymanie magii w ryzach, ale za bardzo się bał, że może im zrobić krzywdę. W końcu, kiedy sami się przekonali, jak wiele energii Harry na to traci, i jak bardzo to go wykańcza, przestali tutaj przychodzić. Postawili jednak dwa warunki. Powiedzieli, że musi zaakceptować tutaj moją obecność, by ktoś mógł się nim zająć oraz obecność osób, które zajmowałyby się dworem. Drugim warunkiem było to, że pozwoli na to, że poproszą pana o pomoc. Harry był pewny, że pan nie wyrazi zgody na to, by tutaj przyjechać, więc się zgodził.

— Dom aż wibruje od magii — mruknął Severus.

— To magia Harry'ego. To dlatego nie mamy tutaj skrzatów ani nie używamy różdżek.

Mistrz Eliksirów przetarł ręką oczy, czując nadchodzący ból głowy, a jego serce nagle zakuło z tęsknoty za Dumbledore'em. Albus z pewnością wiedziałby, co zrobić w tej przeklętej sytuacji.

— To, co pan zrobił, było niesamowite.

— Słucham? — Mistrz Eliksirów rozejrzał się wokół by być pewnym, że to stwierdzenie dotyczyło właśnie jego. — O czym pan mówi?

— Proszę mi mówić po imieniu.

— W porządku, o czym ty mówisz?

— Rozmawiał z panem — odpowiedział po prostu Jacob. — Odpowiedział panu. Zaśmiał się i odwrócił się do pana.

— Zapewniam cię, że nie zrobił tego z dobrej woli — warknął Severus, jak zwykle będąc poirytowanym, kiedy ktoś zaczynał czuć do niego wdzięczność, a kiedy on sam uważał, że nie zrobił nic.

Albus miał do tego największe skłonności.

— Być może i było to z czystej złośliwości, ale to nieistotne – odpowiedział pewnie mężczyzna.

— Ten dom — mruknął Severus, nagle zmieniając temat.

— To dom Harry'ego. Należał do rodziny Potterów, choć kiedy Harry go przejął, prezentował się o wiele gorzej. Włożył w niego naprawdę wiele pracy i, jak widać, uzyskał zachwycający efekt.

— Istotnie — zgodził się niechętnie Mistrz Eliksirów.

Doprawdy, nigdy nie podejrzewał Pottera o taki zmysł smaku.

— Moja rodzina utrzymywała bliskie kontakty z rodziną Potterów. Znałem Harry'ego jeszcze przed śmiercią jego rodziców i obiecałem im chronić ich syna. Potem jednak Harry znalazł się po opieką Albusa, więc uznałem, że chłopiec nie mógł trafić lepiej. Jednak kiedy miał szesnaście lat, przybył tutaj, a ja wyczułem jego obecność. Poznaliśmy się i potem utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Pozwalał mi się sobą zajmować, kiedy wracał tutaj po swoich podróżach.

Horkuksy — mruknął Severus.

— Dokładnie — odpowiedział starszy mężczyzna, kiwając głową. — Kiedy zniszczył szósty i ledwie to przeżył, wyznał mi, że czuje się jakby wysysały z niego duszę.

Między mężczyznami zapadła nagle cisza, zakłócana jedynie świergotem ptaków i rżeniem koni dobiegającym ze stajni.

— Wspominałeś, że jest tutaj biblioteka.

— O, tak... — twarz Jacoba nagle się rozjaśniła. — Proszę za mną.

Jacob poprowadził Mistrza Eliksirów do jadalni, a potem wprowadził do przeogromnej biblioteki, która musiała zajmować ponad połowę parteru.

Merlinie — mruknął mimowolnie Severus, podziwiając te niezwykłe zbiory, wśród których znajdowały się niebywale rzadkie egzemplarze książek.

— Harry przyłożył niebywałą wagę do stworzenia tego zbioru. Znajdują się tutaj najbardziej cenne magiczne tomy ze zbiorów Blacków, Potterów, Dumbledore'a a nawet Mafloyów oraz wielu innych czarodziejskich rodzin.

Granger nie chciała tutaj zamieszkać?

— Hermiona nie ma pojęcia o istnieniu tej biblioteki.

— Dlaczego więc mnie tutaj przyprowadziłeś?

— Być może to właśnie tutaj znajduje się kilka odpowiedzi na to, jak możemy pomóc Harry'emu. Nawet jeśli nie, to wiem, że Harry spędził tutaj naprawdę wiele godzin między swoimi wyjazdami. Być może pozwoli to panu na uzyskanie choć nikłego pojęcia o tym, z czym musiał zmierzyć się Harry, by pokonać Voldemorta.

ROZDZIAŁ 3

Sen a zaufanie"

Następnego dnia Severus został obudzony przez z początku bliżej niezidentyfikowany hałas dobiegający z dołu. W pierwszym odruchu mężczyzna sięgnął po różdżkę, ale po chwili zdał sobie sprawę, że ta została mu wczoraj odebrana. Usiadł na łóżku, wciągając na siebie czarne spodnie i zakładając czarną koszulę, po czym szybko zszedł na dół. Swoje kroki skierował do pokoju Pottera, gdyż to właśnie jego głos rozpoznał.

— Wynoś się stąd, Remusie! — krzyczał chłopak. — Zrozum w końcu, że nie chcę cię tu widzieć! Odejdź i zacznij żyć własnym życiem! Pozwalam ci tutaj być raz w miesiącu, ale nie przyjeżdżaj tu wcześniej!

— Ale, Harry...

— Nie! Wynoś się!

Nagle Mistrz Eliksirów poczuł wokół siebie zawirowanie magii i postanowił wkrocz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin