89.doc

(119 KB) Pobierz
KM by Liberi

KM by Liberi

 

Rozdział 89. Obowiązki

— Chciałbym móc gdzieś wyjść — zajęczał Harry, gdy wrócili do lochów. — Gdziekolwiek, byle bez tej całej eskorty i tłumów za plecami.
Jakżeby inaczej, prawda? Severusa ani trochę nie zdziwiło to oświadczenie. Czy też raczej zrzędzenie, biorąc pod uwagę marudny ton, jakim Harry je wyartykułował. Snape był niemal pewny, że prędzej czy później chłopak będzie miał dość natrętnej uwagi ludzi wokół i zatęskni do czasów, w których mógł bez żadnych problemów i ograniczeń przemieszczać się po Hogwarcie i spotykać z przyjaciółmi, gdy tylko o tym zamarzył. Severus go rozumiał, ale i tak nie mógł zgodzić się na osłabienie ochrony, dopóki w szkole przebywali obcy. Z drugiej strony nie zamierzał ostrym sprzeciwem i pouczeniami prowokować męża do podejmowania jakichś nierozsądnych działań. Był przekonany, że w nastroju, w jakim teraz się znajdował, Harry byłby zdolny do zrobienia każdego głupstwa, choćby wyłącznie w tym celu, aby udowodnić mu, że może. Dlatego też Snape całym wysiłkiem woli powstrzymał sarkastyczny komentarz, który cisnął mu się na usta.
— Wiem — przytaknął zupełnie spokojnie.— Ja też życzyłbym sobie, żeby szkoła zaczęła znowu normalnie funkcjonować. Ale na razie to niemożliwe, więc po prostu się z tym pogódź.
Harry, który przed chwilą wyszedł z sypialni odświeżony już i przebrany, obrzucił męża zdumionym spojrzeniem. Zdaje się, że nie takiej reakcji oczekiwał. Nie doczekawszy się jednak „właściwych” słów, wzruszył ramionami i zajął miejsce na kanapie przed kominkiem. Szykował się do wezwania Zgredka, żeby dostarczył im obiad. Jedzenie w Wielkiej Sali okazało się na razie zanadto kłopotliwe — kosztowało ich za dużo zachodu i angażowało zdecydowanie zbyt wielu ludzi.
— Czy profesor McGonagall mówiła, kiedy zakończą odsyłanie mugoli do domów? Widziałem, że z nią rozmawiałeś, gdy robili mi zdjęcia.
Zabawne, że Harry w ogóle zauważył, co działo się wokół niego podczas sesji zdjęciowej. Wyglądał wtedy, jakby myślał tylko o tym, co zrobić, by jak najszybciej wziąć nogi za pas. Fotoreporterzy przypominali swoim zachowaniem stado jazgoczących psidwaków.
— Nie rozmawialiśmy o mugolach — odrzekł Severus. Podczas krótkiej rozmowy Minerwa przekazała mu zdumiewającą wiadomość, że w rejestrach sieci Fiuu pozostał ślad po przeniesieniu Narcyzy Malfoy do willi w Tuluzie. Czyli jednak była tam, gdzie Snape bezskutecznie jej wczoraj szukał. Dlaczego więc się ukrywała? Czy sama zablokowała kominek? Wszystko to było bardzo tajemnicze, a on nie bardzo miał czas, by osobiście aportować się do francuskiej siedziby Malfoyów. Pozostało mu zatem spróbować tradycyjnej metody komunikacji: sowy. Nie był tym zachwycony. Przewidywał dalszą zwłokę, a to było mu bardzo nie na rękę. — Możesz jednak zapytać o to pannę Granger, gdy się tu dzisiaj pojawi.
— Hermiona ma przyjść? — zdziwił się Harry. — A po co?
— Przypuszczalnie po to, żeby porozmawiać o Mrocznych Znakach. Mają też pojawić się Malfoy i Weasley. Podobno wpadli na jakiś pomysł w związku z następną konferencją prasową — odpowiedział nieuważnie, bo jego myśli krążyły wokół listu, jaki planował za chwilę napisać. Nagle dostrzegł rozbawiony wzrok męża. — Tak?
— Od kiedy jesteś lepiej zorientowany w tym, co robią moi przyjaciele, niż ja sam? — zapytał chłopak z krzywym uśmieszkiem.
— Od kiedy Draco Malfoy jest twoim przyjacielem? — odbił piłeczkę, zbyt zaskoczony prawdą ukrytą w pytaniu męża, by szybko znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź. Rzeczywiście, dlaczego to właśnie on wiedział takie rzeczy, a nie Harry? Od kiedy ludzie zaczęli postrzegać ich związek jako wystarczająco intymny, by przekazywać mu wiadomości, przeznaczone zasadniczo dla uszu Pottera?
— Nie chodziło mi o Malfoya — parsknął Harry. — Chociaż lubię go coraz bardziej. W jakiś dziwaczny sposób przypomina mi Hermionę. — Pokręcił głową. — Konferencja? Mogę zrozumieć, że Draco myśli już o następnej, ale dlaczego Ron się do tego miesza?
— Harry, chyba nie sądzisz, że potrafię wytłumaczyć motywację pana Weasleya do zrobienia czegokolwiek? — odparł, unosząc w górę brwi.
— Nie, nie sądzę — odpowiedział chłopak, delikatnie się uśmiechając.
— Za to z łatwością jestem w stanie przedstawić możliwą motywację Draco Malfoya. Jeśli sobie życzysz, z przyjemnością zdradzę ci, po co tu przyjdzie, bo bynajmniej nie po to, żeby rozmawiać o następnej konferencji. Jesteś zainteresowany?
— Nie mogę się doczekać.
— Otóż młody pan Malfoy pojawi się tutaj, by w sposób właściwy całej swojej rodzinie oznaczyć teren, na którym żeruje.
— To okropne, co mówisz! Jesteś opiekunem jego domu!
— To nie było okropne, to był komplement. Rozumiałbyś to, gdybyś był Ślizgonem. A fakt, że jestem opiekunem Slytherinu sprawia jedynie, że znam Malfoya lepiej niż ty i potrafię ocenić, na co go stać. Chociaż muszę przyznać, że w czasie ostatnich kilku miesięcy udało mu się mnie zaskoczyć raz czy dwa. Jednak nie tym razem. Teraz przybędzie w charakterze zdobywcy i biada temu, kto nie doceni całego politycznego kunsztu, jakim się wykazał.
— I zapewne to ja będę tym, który będzie musiał „docenić kunszt”?
— Oczywiście.
— A ty? Czy ty „doceniasz kunszt”? — zapytał Harry, a na jego twarzy pojawił się nieznaczny rumieniec. — Co ty myślisz o konferencji?
W oczach chłopaka Severus dostrzegł cień wątpliwości. Zupełnie nagle zniknął gdzieś pewny siebie młody mężczyzna, a na jego miejscu znów pojawił się pragnący akceptacji nastolatek.
— Co myślę?
— No wiesz… Czy ci się podobało? To, jak odpowiadałem na pytania… i jak to wszystko zaplanowaliśmy… i w ogóle…
Snape wpatrywał się w męża, czując jednocześnie wstręt do siebie samego. Nie miał pojęcia, jak mógł go kiedykolwiek podejrzewać o bycie zarozumiałym albo łaknącym sławy. Harry był najbardziej niepewną siebie istotą, jaką zdarzyło się Severusowi bliżej poznać. Poczuł się winny, gdy przypomniał sobie własne okrutne słowa, wypowiadane przez lata do dziecka, którego w ogóle nie znał. Nie pojmował też, jakim cudem Harry mu wybaczył.
— W zasadzie uważam ją za udaną — odpowiedział ostrożnie. — Były rzeczy, które bardzo mi się podobały, ale pojawiły się i takie, które uważam za błędy.
Co tak naprawdę myślał? Miał mieszane odczucia.
Chodziło przede wszystkim o to, żeby spotkanie z dziennikarzami było skuteczne i przyniosło oczekiwane rezultaty. Czy tak się stało, przekonają się, czytając jutrzejsze poranne gazety, ale przypuszczał, że część celów udało się Harry’emu osiągnąć. Wprawdzie Snape nie wierzył, by dziennikarze dali się zwieść oświadczeniu na temat wampirów, w każdym razie nie na długo. Było oczywiste, że ten temat wypłynie nieuchronnie i będą padać niewygodne pytania. Czy jednak należało już dzisiaj o tym wspominać i psuć chłopakowi humor? Severus zdecydował, że nie jest to aż tak istotne. Inne rzeczy były ważniejsze. Na przykład zachowanie Albusa. Snape miał poważne zastrzeżenia do roli, jaką na konferencji odegrał Dumbledore.
— Nie podobało mi się, że dyrektor wykorzystał moment i poparł Amelię Bones. Wolałbym, żeby takie działania prowadził bez wspierania się twoim autorytetem.
— Jest mi wszystko jedno, kto będzie ministrem magii — zadeklarował chłopak, wzruszając ramionami. — Amelia Bones to zresztą nie taki zły wybór.
— Wiem, że wszystko ci jedno i nie zamierzam cię przekonywać, byś zmienił swój pogląd, choć być może powinienem. Ważniejsze jest, żeby Dumbledore przestał wykorzystywać twoje nazwisko do promowania własnych poglądów politycznych.
— Jak niby chciałbyś mu przeszkodzić? — zapytał młodzieniec z niedowierzaniem.
— Poproszę, żeby przestał — odpowiedział Severus po prostu. — Albo więcej go nie zaprosisz.
Harry gapił się na niego szeroko otwartymi oczami.
— Nie zaproszę? Przecież to Albus Dumbledore! Członek Wizengamotu i Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, dyrektor Hogwartu! Ufam mu. Stoimy po jego stronie w tej wojnie.
Naiwność Harry’ego wprawiała Snape’a w zakłopotanie. Chłopak najwyraźniej w dalszym ciągu nie zdawał sobie sprawy ze swojej obecnej pozycji.
— Ja stoję po twojej stronie, Harry.
— A jest jakaś różnica?
Severus doznał nagle nieprzyjemnego wrażenia déjà vu* i przypomniał sobie pewną wymianę zdań z Lucjuszem Malfoyem. Jeszcze kilka miesięcy temu sam nie odróżniał strony Albusa od strony Harry’ego. Natomiast Malfoy owszem, rozróżniał je bardzo dobrze. Najwyraźniej jak zwykle wykazał się wyjątkowym nosem do politycznych przetasowań, choć Snape nie miał pojęcia, jak to było możliwe, skoro Lucjusz nie dysponował nawet połową informacji niezbędnych do prawidłowej oceny sytuacji. A jednak...
— Owszem, jest różnica. Ja dbam przede wszystkim o twoje interesy, natomiast Dumbledore… Ufam dyrektorowi, ale wiem, że popełnia błędy jak każdy człowiek. Czy oddanie ciebie na wychowanie tym… — zmełł w ustach przekleństwo — …nie jest na to najlepszym dowodem? A ogromna władza oznacza potencjalnie ogromne błędy.
— Ale co ma do tego pani Bones?
— Sporo. Dzisiaj jest ci wszystko jedno — tłumaczył Severus cierpliwie. — Jednak już za kilka miesięcy może ci zacząć zależeć na rzeczach, o których teraz w ogóle nie myślisz. Twoje poglądy mogą zacząć różnić się od poglądów dyrektora. A wtedy będzie ci naprawdę trudno bezboleśnie podkreślić swoją niezależność i przekonać do niej ludzi. Lepiej zrobić to teraz, łagodnie, ale stanowczo. — Kiedy Harry wciąż patrzył na niego z wątpliwościami wypisanymi na twarzy, dodał: — W każdej chwili możesz otwarcie zadeklarować poparcie dla któregoś z jego pomysłów. To lepsze niż stwarzać pozory, że popierasz go bezrefleksyjnie.
To chyba wreszcie przekonało Harry’ego.
— Dobrze, niech będzie — zgodził się z ociąganiem. — Ale nie chcę brać udziału w rozmowie z dyrektorem na ten temat — zastrzegł. — To zbyt… — Chłopak wykonał nieokreślony ruch dłonią, jakby mógł on cokolwiek wyjaśnić.
Severusowi jednak nie były potrzebne żadne gesty, by zrozumieć, co Harry chciał powiedzieć. „Zbyt”. Bez najmniejszego problemu zidentyfikował owe „zbyt”: zbyt żenujące, zbyt pretensjonalne, zbyt roszczeniowe, a do tego nie na miejscu. Chłopakowi trudno było stanąć do konfrontacji z kimś, dla kogo żywił bezgraniczny szacunek. Nie było sensu z tym walczyć, przynajmniej nie do momentu, aż dzieciak nauczy się odróżniać poważanie od nabożeństwa. Biorąc to pod uwagę, Snape jedynie kiwnął głową, bez sprzeciwu przyjmując na siebie cały ciężar rozwiązania problemu.
Choć nie powiedział tego wyraźnie i nie przypuszczał, aby Harry szybko się tego domyślił, chodziło mu o stopniowe wyciągnięcie męża spod orbity wpływów dyrektora. Dotychczasowy układ nie mógł już być kontynuowany — Harry Potter był królem, czy tego chciał czy nie. Świat liczył się z jego opinią i śledził wybory. Nic, co od teraz zrobi, nie przejdzie niezauważone i lepiej, żeby jego kroki były przemyślane. Severus wolał, by Harry kierował się jego wytycznymi, niż był bezwolnym narzędziem w rękach Dumbledore’a. Dyrektor zawsze prowadził gry, które miały kilka poziomów znaczeń, a Snape nie był już wcale pewien, czy młodzieńcowi udział w nich za każdym razem wyszedłby na dobre. Nie przewidywał zresztą większych trudności, jeśli chodzi o ustalenie tych kwestii z Dumbledore’em. Albus zachowywał się, jakby całkowicie podporządkował się Harry’emu, a kontrowersyjne ruchy, w rodzaju poparcia Amelii Bones na konferencji, były jedynie skutkiem starych nawyków.
— Jeśli pominąć niefortunną zagrywkę dyrektora, przebieg spotkania można chyba uznać za udany. Martwi mnie nieco Skeeter, ale dopóki nie przeczytamy jutro „Proroka”, nie dowiemy się, co knuje i w którą stronę pójdą jej insynuacje. Temat wampirów i mugoli został poprowadzony dobrze, nawet jeśli okaże się, że nie wszyscy są usatysfakcjonowani odpowiedziami. — Severus przez chwilę analizował w myślach poszczególne części konferencji. — Czarny Pan i śmierciożercy, to poszło doskonale.
— Wiedzieliśmy, że jak tylko użyjemy informacji o Mrocznych Znakach, dziennikarze od razu zaczną spekulować. Pewnie jutro będą tropić, kto z podejrzanych o sprzyjanie Voldemortowi chodzi o własnych siłach.
— Sądzę, że zaczęli już dzisiaj. Jutro pojawią się pierwsze doniesienia. — Snape postukał w usta opuszkiem palca wskazującego. — Zdziwiły mnie niektóre pytania osobiste. Ale chyba jeszcze bardziej zdumiewające okazały się odpowiedzi. Będziesz musiał wyjaśnić mi kiedyś, o co chodziło z Nikotris.
— Słyszałeś, znowu plotki. Zaprzeczyłem im.
— Nie myślałem o plotkach, ale o twojej minie, gdy padło jej imię. Była… zaskakująca.
— Eee… — Harry wyraźnie czuł się zakłopotany.
— W porządku. Nie nalegam. Pytanie było idiotyczne, natomiast odpowiedź niezła. — Uniósł leciutko prawy kącik ust. — Za to pytanie o kolor najpierw uznałem za głupie, ale okazało się, że to był błąd, bo pewnie nigdy nie poznałbym zaskakującej prawdy, że ulubionym kolorem najbardziej gryfońskiego Gryfona jest biel! Sądziłem, że to będzie czerwień. Dlaczego akurat biel?
— Nie mam pojęcia.— Harry podrapał się za uchem. — Po prostu ją lubię.
— No dobrze, idźmy dalej. Części McGonagall i Bones wypadły bardzo dobrze. W ogóle pojawienie się pani minister uważam za świetny pomysł.
— Pomysł był Malfoya. Mnie nie przyszłoby do głowy, iż ktoś może pomyśleć, że chciałbym zostać ministrem. To zbyt… niedorzeczne.
— Malfoya… oczywiście. To tylko potwierdza moją opinię, że świetnie wybrałeś sobie rzecznika — stwierdził Severus po chwili namysłu. — Tą nominacją pokazałeś, że nie faworyzujesz wyłącznie swoich domowników, co więcej, dajesz szansę osobom, które do tej pory uważane były za zwolenników Czarnego Pana. Taka otwartość da ludziom do myślenia. Zwłaszcza tym, którzy mają coś na sumieniu.
Harry uśmiechnął się krzywo.
— Malfoy jest stworzony do tej pracy. Przewidział prawie wszystkie pytania — powiedział, po czym zarumienił się lekko, przypomniawszy sobie chyba, którego pytania Draco nie wziął pod uwagę. Severus udał, że tego nie dostrzegł, wpatrując się w swoje dłonie, złączone w tej chwili na kolanach. Kwestia pojedynków stała mu kością w gardle, ale postanowił nie poruszać tego tematu akurat teraz. Może później, przy innej okazji. Wolałby, oczywiście, żeby Harry nigdy więcej nie upokarzał go publicznie w podobny sposób, ale rozumiał, że młodzieniec był tak skoncentrowany na próbie ochronienia go za wszelką cenę, że przypuszczalnie nie dostrzegał całej niestosowności swojego wystąpienia.
Snape westchnął i skupił się na powściągliwym sformułowaniu właściwej pochwały.
— To, co uważam za szczególnie udane, to styl, w jakim przebrnąłeś przez ten cyrk — wyznał wreszcie. Podniósł wzrok i z lekkim uśmiechem spojrzał Harry’emu w oczy, w tej chwili szeroko rozwarte z zaskoczenia. — Poradziłeś sobie doskonale. Byłeś pewny siebie, a przez to bardzo wiarygodny. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek mógłby poradzić sobie z tym lepiej.
Kiedy to wreszcie powiedział, uświadomił sobie, że nie było ani odrobiny przesady w żadnym z użytych przez niego określeń. Może nawet był zbyt oszczędny? Harry z pewnością zasługiwał na to, by zostać docenionym za swoje dzisiejsze wystąpienie. Jeśli dotychczas młodzieniec miał jakieś problemy z odnalezieniem się w oficjalnych sytuacjach, najwyraźniej należały one do przeszłości. Odpowiednio przygotowany, ze wsparciem w postaci młodego Malfoya u boku, Harry wręcz czarował widzów swoim stylem bycia — dziwną, ale pociągającą mieszanką łagodności, odwagi i poczucia humoru. Snape nie miał najmniejszych wątpliwości, że chłopak kupił sobie publiczność bez większych problemów. Nawet on sam był zauroczony i absurdalnie dumny z męża, zupełnie, jakby miał w jego sukcesie jakikolwiek udział. Co było całkowitą bzdurą i wprawiało Severusa w stan podrażnienia, ponieważ chciałby móc powiedzieć, że przyczynił się do tego, jak wspaniałym mężczyzną Harry ostatecznie się stał.
A kiedy młodzieniec zaczął mówić o jego pojedynkach… Severus nie wiedział, co ma o tym myśleć. Jak to interpretować? Oczywiście, czuł się upokorzony jak diabli — był w końcu dorosłym mężczyzną, który sam potrafi o siebie zadbać, a nie dziewicą, potrzebującą ochrony przed smokiem. W dodatku ochrony zapewnianej przez nastolatka. I nieważne, jak potężny jest ten dzieciak, to i tak było cholernie poniżające. Ale jednocześnie nadzieja szeptała mu, że mąż zrobił to, bo darzy go jakimś głębszym uczuciem, a ostatnie sygnały wysyłane mu przez Harry’ego… To wszystko razem wydawało mu się bardzo intymne. Gdyby chłopak był starszy i bardziej doświadczony albo chociaż trochę bardziej świadomy swoich pragnień, być może wtedy Severus mógłby uznać, że to, co powiedział… że być może to było… coś w rodzaju wyznania. Ale nie łudził się. Cokolwiek ukryte zostało między wierszami, o ile coś w ogóle, na pewno nie znalazło się tam celowo. Chociaż ten wzrok Harry’ego…
Z drugiej strony możliwe również, że młodzieniec zbuntował się przeciwko próbom manipulacji jego życiem. Zawsze reagował fatalnie na podobne działania, nic więc dziwnego, że dążenie do wyeliminowania Severusa odebrał jako bezpośredni atak na swoją niezależność. Usiłowanie zabójstwa męża było chyba najbardziej radykalną próbą pozbawienia go możliwości wyboru, jaką kiedykolwiek dotąd wobec niego podjęto.
Najbardziej prawdopodobne było jednak to, że determinacja, z jaką młodzieniec starał się go chronić, wynikała z faktu, iż Harry widział w Severusie członka swojej rodziny. Do diabła! To była ostatnia rzecz, jakiej Snape sobie życzył! Chciał, żeby Harry widział w nim kochanka, żeby go pragnął, a nie patrzył na niego jak na brata, ojca, kuzyna czy inną niepożądaną w ich sytuacji odmianę krewnego. Chciał, oczywiście, być dla niego wsparciem i przewodnikiem, ale na pierwszym miejscu chciał być mężem!
Wbrew temu, co tak butnie oświadczył Harry’emu w drodze do klasy Binnsa, wcale nie czytał w nim jak w otwartej księdze. Wręcz przeciwnie, przez większość czasu bezskutecznie próbował dociec, co też dzieje się pod tą czarną czupryną. A Harry niczego mu nie ułatwiał. Patrzył na niego ostatnio częściej i bez przerwy się rumienił, ale nie chciał rozmawiać otwarcie, jakby przyznanie się do tego, co go męczy, przerastało jego możliwości. Severus mógł mieć tylko nadzieję, że myśli, które tak nękają Harry’ego, są dla niego przychylne. Czasami wydawało mu się to pewne, jak wtedy, gdy chłopak go pocałował, ale czasem miał wątpliwości. Harry niemal bez przerwy z nim walczył, jakby nie chciał uznać jego autorytetu. Jego bunty trwały zwykle krótko i dzieciak szybko ulegał naciskom, ale nie ustawał w wysiłkach i wciąż sprawdzał, jak daleko może się posunąć. A Severus zdawał sobie sprawę, że, nie do końca świadomie, pozwala mu na coraz więcej. Łapał się na tym po fakcie, gdy było już za późno. Jego mąż bez wątpienia dojrzewał i to powinno go cieszyć. Gdyby jeszcze momentami nie było to tak irytujące! Chociaż musiał przyznać, że bywało również zabawne, bo Harry był bardzo inteligentny.
Jednak w tej chwili chłopak patrzył na niego z odrobinę uchylonymi ustami i nie wyglądał wcale mądrze. Na twarzy znów miał rumieniec, a pierś unosiła mu się w lekko przyspieszonym oddechu. Nie spodziewał się chyba komplementu i Severus widział wyraźnie, że nie ma pojęcia, jak zareagować.
— Och — szepnął. — Ja… eee… dziękuję. — Młody mężczyzna uciekł wzrokiem przed badawczym spojrzeniem Snape’a. — To było… naprawdę… miłe.
Mistrz eliksirów miał ogromną ochotę rzucić jakąś kpiącą uwagę na temat jego daru wymowy, ale powstrzymał się. Doszedł do wniosku, że woli go zawstydzonego niż wściekłego. W końcu zakłopotanie Harry’ego miało swój wdzięk i Severus znajdował przyjemność w obserwowaniu go w podobnym stanie.
— Podobają mi się też twoje włosy. Cieszę się, że nie pozwoliłeś Malfoyowi przy nich manipulować. — Mina Harry’ego była naprawdę bardzo zabawna. — Są bardziej… tradycyjne. Mógłbyś zapuścić je jeszcze trochę.
— Co? — Chłopak mrugał szybko powiekami.
— Włosy — powtórzył cicho Snape. — Podobają mi się. Zapuść je jeszcze trochę.
Harry najprawdopodobniej pomyślał, że Severus oszalał.
— D-dlaczego? — wydukał.
Snape obrzucił go kpiącym wzrokiem, który aż wołał: „Doprawdy, panie Potter, jeśli choć minimalnie wysili pan swoje obwody mózgowe, jestem pewien, że nawet pan podoła trudnemu wyzwaniu znalezienia odpowiedzi”. W zamian otrzymał od Harry’ego spojrzenie pełne urazy. Doszedł do wniosku, że wprawianie chłopaka w stan zabójczego zażenowania jest zdecydowanie zabawniejsze, niż doprowadzanie go do wybuchów niekontrolowanego gniewu.
— A jak ci się wydaje? — zapytał z rozbawieniem. — A teraz… czy mógłbyś zawołać wreszcie swojego skrzata, żebyśmy mogli w końcu coś zjeść?
— Och! — fuknął Harry. Tak łatwo było go sprowokować. — To nie jest mój skrzat i sam mogłeś go zawołać, jeśli tak ci się spieszyło. — Widząc jednak unoszące się do góry brwi Snape’a, ugiął się. — Dobrze już, w porządku!
Obiad minął im w niemal zupełnej ciszy, przerywanej z rzadka nieistotnymi uwagami na temat serwowanych potraw. Żaden z nich nie angażował się w rozmowę. Harry wyglądał na zagubionego i niemrawo grzebał w talerzu. Prawie nic nie jadł. Napięta atmosfera zapewne zaniepokoiłaby Snape’a, gdyby ją zauważył. Jednak jego myśli zaprzątnięte były zupełnie czymś innym, więc mężczyzna wpatrywał się głównie w swój talerz, żując mechanicznie i rozmyślając nad tym, co zrobi z resztą popołudnia. Po obiedzie planował wykonać zaległe czynności, które powinien był zrobić już wczoraj, jak choćby spotkać się ze swoimi Wężami czy porozmawiać z młodym Malfoyem o jego posiłkach przy stole Gryffindoru. Trzeba z tym skończyć. Przyjaźń międzydomowa to piękna idea, ale Slytherin potrzebuje lidera, niech więc szanowny rzecznik wraca tam, gdzie jego miejsce, a przyjaźnie pielęgnuje pomiędzy posiłkami. A Ślizgoni… Sinistra zapewne miała już dość sprawowania nadzoru nad dzieciakami w jego zastępstwie. Miał tylko nadzieję, że jej opieka na dłuższą metę nie okaże się dla jego domowników szkodliwa.
Poza tym chciał wreszcie zabrać od Dumbledore’a myślodsiewnię i pójść z nią do Lucjusza, bo Granger lada chwila będzie potrzebowała jego wspomnienia. Musiał również napisać list do Narcyzy. I jeszcze spotkania z czarownicami i czarodziejami, którzy byli z Harrym wczoraj w nocy — McGonagall umówiła na dzisiaj cztery, więc zajmie mu to co najmniej godzinę. Jeśli chciał załatwić to wszystko do kolacji, musiał się pospieszyć. Dobrze byłoby też zabrać się za analizę materiałów na temat wampirów, które przyniósł z ministerialnego archiwum, ale nie przypuszczał, żeby znalazł na to czas wcześniej niż następnego dnia rano.
Od planowania kolejnych czynności oderwał go głos Harry’ego:
— Pójdziesz ze mną spotkać się z ciotką Petunią?
To by było na tyle, jeśli chodzi o jego starannie opracowany plan. Z rozkładu dnia natychmiast wyrzucił czarodziejów.
— Oczywiście — odpowiedział bez wahania.
Petunia Dursley. Musiało do tego dojść, choć Severus wolałby, żeby Harry już nigdy się z nią nie spotkał. Przede wszystkim zaś wolałby sam jej nie oglądać, bo naprawdę nie ręczył za siebie, jeśli kobieta spróbuje zrobić cokolwiek, co obrazi jego męża. A że spróbuje, był tego całkowicie pewien. Czuł taką wściekłość na tych diabelskich mugoli, że mógłby ich własnoręcznie zabić i nie zawahałby się, gdyby tylko dali mu pretekst. Jedyne, co było w stanie go powstrzymać, to świadomość żalu, jaki Harry miałby potem do niego. Nie wiedział, czy mógłby czymkolwiek przekonać go później do siebie — Potter był nieprzejednany, kiedy przychodziło do rozliczania śmierci, za które czuł się w jakiś sposób odpowiedzialny.
— Dziękuję — odpowiedział cicho Harry.
Snape spojrzał na chłopaka i dostrzegł, że ten w zamyśleniu gładzi fioletową główkę węża, którego ofiarował mu rano. Ten sam gest zaobserwował dzisiaj kilka razy i był ciekaw, co oznacza. Wróciło do niego wspomnienie przygotowań do konferencji, kiedy mąż z uporem godnym lepszej sprawy odmawiał zdjęcia bransoletki. Co on wtedy powiedział? Że fiolet i zieleń idealnie do siebie pasują? Na Merlina! Severus nie wiedział, co o tym myśleć. Czy to znaczyło, że uważał to połączenie kolorystyczne za udane, czy też chodziło mu o to, że oni dwaj idealnie do siebie pasują? Dlaczego z Harrym nic nie mogło być proste?
— Dlaczego dotykasz kamienia? — zapytał nagle, wiedziony niezrozumiałym dla siebie impulsem.
— To mnie uspokaja — odpowiedział chłopak bez zastanowienia i znów lekko się zarumienił. To jego ciągłe czerwienienie się zbijało Severusa z tropu.
Uspokaja? Sygnatura męża go uspokaja? To była bardzo przyjemna i dodająca otuchy wiadomość.
— O której chcesz iść? — zapytał.
— Nie wiem. Może teraz?
Severus podszedł do kominka, sypnął w ogień garść proszku i wywołał Poppy Pomfrey.
— Mam nadzieję, że to coś ważnego, Severusie, bo mamy tu urwanie głowy. — Czarownica wyraźnie nie była w nastroju do pogaduszek.
— Nie zawracałbym ci głowy, gdyby to nie było ważne — prychnął. — Czy na sali jest w tej chwili Petunia Dursley? Harry chce się z nią spotkać.
— Chwileczkę. — Pomfrey zniknęła na kilkanaście sekund. — Nie ma jej. Poszła gdzieś kilka minut temu z Molly Weasley. Jej syn śpi po obiedzie.
Snape wzruszył ramionami. Faktycznie, jakby potrzebna była mu informacja o tym gamoniu.
— Dziękuję, Poppy. — Odwrócił się do męża. — Chcesz jej szukać?
Harry wyraźnie się wahał. Severus nie potrafił zinterpretować żadnego z uczuć, które pojawiły się na jego twarzy.
— Nie wiem — powiedział powoli. — Chyba nie.
— Harry, pomyśl, co zamiast tego chcesz robić, bo mam pewne plany, na których dosyć mi zależy i nie chciałbym ich co chwilę zmieniać. — Starał się mówić łagodnie, ale niezbyt mu to wyszło. Był nieco znużony dziwacznym nastrojem męża. — Potrzebujesz mnie?
Chłopak spojrzał na niego nieodgadnionym wzrokiem.
— Myślę… Myślę, że przetłumaczę kilka stron ksiąg Slytherina i poczekam na Hermionę.
— Dobrze. — Severus wstał i skierował się w stronę kominka. Przechodząc koło Harry’ego, zatrzymał się na chwilę i delikatnie dotknął dłonią jego policzka. Dzieciak podniósł oczy i ledwo dostrzegalnie się uśmiechnął. — W takim razie wychodzę. Wrócę w porze kolacji.

***

Rozmowa z Dumbledore’em przebiegła mniej więcej tak, jak Severus się spodziewał. Dyrektor ani przez chwilę nie poczuł się urażony żądaniem Snape’a. Wyglądał raczej, jakby wyrzucał sobie, że sam wcześniej nie wpadł na to, by pewne rzeczy najpierw z Harrym ustalić, zanim podejmie konkretne kroki. Oczywiste było, że starzec bez zastrzeżeń przyjmuje do wiadomości przewodnictwo Pottera. Severus ciągle nie mógł tego do końca zaakceptować, choć bez wątpienia taka postawa była mu na rękę. On sam wciąż widział w Harrym przede wszystkim siedemnastolatka, który przez większość czasu nie panował nad swoimi emocjami. Był potężny, owszem. Nikt chyba nie miał pojęcia jak bardzo, prawdopodobnie nawet sam Harry nie rozpoznawał do końca poziomu swojej mocy, ale ciągle był jeszcze dzieciakiem, który potrzebował wsparcia i ukierunkowywania. Fakt, że dyrektor tego nie widział, zadziwiał Snape’a i skłaniał do zastanowienia, jak postrzegają młodzieńca inni. Czy wszyscy patrzą na niego tak bezkrytycznie, jakby miał monopol na wiedzę i podejmowanie jedynie słusznych decyzji? Presja, jakiej od kilku dni podlegał Harry, była ogromna i z dnia na dzień stawała się coraz większa. Severus nie miał pojęcia, jak chłopak zareaguje na tę sytuację. Nie wiedział nawet, jak sam by na coś takiego zareagował, a uważał siebie za wzór opanowania. Mocno go to wszystko niepokoiło.
Prosto z gabinetu Dumbledore’a, z myślodsiewnią pod pachą, udał się do skrzydła szpitalnego, aby wydobyć z umysłu Lucjusza Malfoya wspomnienie o znakowaniu.
Lucjusz wyglądał nieco lepiej niż ostatnim razem. Ciemne kręgi pod oczami trochę pojaśniały, a twarz na powrót zaczęła robić się zwyczajnie blada, zamiast wyglądać woskowo jak u trupa. Najwyraźniej ktoś zadbał też o jego komfort, dostarczając mu elegancką, granatową, jedwabną koszulę nocną, w której arystokrata znów mógł poczuć się sobą.
— Jak się czujesz? — zapytał Snape po zwyczajowym powitaniu, rejestrując, że Lucjusz jest w lepszym niż wczoraj nastroju.
— Przyzwoicie — odpowiedział Malfoy, odkładając na stolik książkę, którą Severus przysłał mu w przypływie złośliwego humoru. — Nie planuję jeszcze wstawać, ale mam wrażenie, że mógłbym, gdybym musiał.
— To lepiej niż przeciętny śmierciożerca — oświadczył mistrz eliksirów, krzywiąc się lekko. — Aresztowali ich kilkudziesięciu na całym świecie. Niektórzy zostali odessani do czysta, a ich moc nie wraca.
— Są charłakami? — Oczy Malfoya zrobiły się okrągłe z szoku. Snape jedynie kiwnął głową na potwierdzenie. — Cholerny skurwysyn! — wrzasnął Lucjusz, trzęsąc się z wściekłości. Jego twarz nabiegła krwią i Severus miał wrażenie, że mężczyzna za chwilę dostanie udaru.
Wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu.
— Od kiedy tak porusza cię los twoich towarzyszy? — zapytał spokojnie.
— Ich los mnie nie obchodzi — warknął Malfoy. — To mogłem być ja, nie rozumiesz?
— Oczywiście! Jak mogłem pomyśleć inaczej? — Severus wzniósł oczy ku sufitowi i wzruszył ramionami. — Mogłeś, ale nie jesteś, więc uspokój się z łaski swojej, bo szlag cię zaraz trafi, a potrzebne mi twoje wspomnienie. Z trupa nic już raczej nie wyciągnę.
— Jestem wzruszony twoją troską — wysyczał Lucjusz.
— Zupełnie niepotrzebnie — odparł nonszalancko Snape, odchylając się na krześle i uśmiechając cynicznie. — Robię to wyłącznie dla siebie.
Malfoy wpatrywał się przez dłuższą chwilę w mistrza eliksirów, a na jego twarzy złość walczyła z rozbawieniem. Wreszcie komizm sytuacji przeważył i Lucjusz wybuchnął śmiechem.
— Severusie, przypomnij mi, dlaczego przestaliśmy się przyjaźnić? — zapytał, ciągle rozbawiony.
— Bo byłeś lojalnym śmierciożercą, a ja szpiegiem Dumbledore’a? — Snape uśmiechał się ledwie dostrzegalnie.
— Och! Faktycznie — odrzekł Malfoy. — Jak mogłem zapomnieć? — Przestał się śmiać. Teraz patrzył na Severusa z powagą w oczach. — Ale to już przeszłość, prawda? Znów moglibyśmy być przyjaciółmi.
— Naprawdę, Lucjuszu? — Mistrz eliksirów zastanawiał się, czy Malfoy zastawia właśnie na niego jakąś pułapkę, czy też może uległ nastrojowi chwili i rzeczywiście rozważa taką możliwość. — Powinienem ci zaufać? Dlaczego? Podaj jeden dobry powód.
— Potter mi zaufał — odrzekł cicho Lucjusz.
— Prawda — potwierdził Snape. — Zaufał ci, choć do wczoraj nie pojmowałem dlaczego. Widać wiedział lepiej, co tak naprawdę jest dla ciebie ważne. — Wpatrywał się w blondyna z uwagą. — Ale dlaczego ja miałbym ci zaufać? Czy nie pragniesz aby czegoś, co należy do mnie? — zapytał, pochylając się w stronę Lucjusza. W jego głosie pobrzmiewały groźne nuty. Widział, jak oczy arystokraty lekko się rozszerzają. Czy Malfoy naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że jego żądza jest aż tak oczywista?
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Ależ wiesz doskonale. — Snape patrzył na Malfoya spod zmarszczonych brwi. — Nie próbuj nawet! — wypluł z siebie. — Jeśli spróbujesz…
Zabiję cię! Powietrze zgęstniało od dzikiej mocy, uwalniającej się niekontrolowanie z jego ciała, a w powietrzu zawisła niewypowiedziana groźba, jasna i klarowna dla obydwu mężczyzn. Malfoy wpatrywał się przez chwilę w dawnego przyjaciela, jakby go zobaczył pierwszy raz w życiu i dokładnie było widać, że kalkuluje.
— Nie wiem, o czym mówisz — powtórzył wreszcie powoli, przeciągając głoski. — Ale gdybym wiedział, mógłbym cię zapewnić, że twoje obawy są zupełnie bezpodstawne. Zawsze umiałem rozpoznać, kiedy dać za wygraną.
— Niczego więcej nie oczekuję — odpowiedział, zupełnie już opanowany, Snape.
— Wspaniale! — zawołał Lucjusz, jakby właśnie umówili się na partyjkę szachów, a nie określali granice swoich terytoriów. — Powiedz mi w takim razie, jak udała się konferencja?
Severus spojrzał na niego nieufnie.
— A co ty masz z tym wspólnego? — zapytał.
— Nie bądź taki podejrzliwy. — Arystokrata wywrócił oczami. — Draco zasięgał u mnie opinii, więc chyba nie jest szczególnie zaskakujące, że chcę usłyszeć, jaki był rezultat?
— Rezultat pokaże się w jutrzejszych gazetach, ale przewiduję, że wyszło raczej przyzwoicie.
— Ach! A więc było rewelacyjnie? Doskonale. — Uśmiechał się, jakby sam przygotował i poprowadził spotkanie z prasą.
— Też się cieszę. — Snape wcale nie wyglądał jak ktoś przepełniony szczęściem. Zaczynała go drażnić ta rozmowa. Miał dość gierek. Nie potrzebował dodatkowo ani jednej więcej. — A teraz skończmy z żartami, Lucjuszu, i porozmawiajmy poważnie. Czy wiesz, gdzie może w tej chwili przebywać Czarny Pan? Znasz jego kryjówki?
Wyraz zadowolenia błyskawicznie spełzł z twarzy Malfoya. Arystokrata mimowolnie zacisnął usta w cienką linię, a jego oczy stały się chłodne i odległe.
— Chciałbym, możesz być tego pewien. — Jego głos był matowy i przepełniony złością. — Byłbym pierwszym, który poinformowałby o tym Pottera. Ale nie wiem nic o jego norach. Nie dopuszczał do nich nikogo i teraz zaczynam rozumieć, dlaczego.
— Wyjaśnij — poprosił Severus.
— Myślisz, że tylko ja jestem teraz chętny do walki z nim? Prawdopodobnie połowa śmierciożerców dla samej zemsty byłaby gotowa donieść, gdzie go można znaleźć. Nie wiem, czy poza kompletnymi szaleńcami w rodzaju Belli pozostali mu jeszcze jacyś zwolennicy.
To było ciekawe. Snape postanowił, że porozmawia o tym z Dumbledore’em. Być może tę świeżą nienawiść będzie można jakoś wykorzystać.
— Kiedy zlecałeś mi absurdalną misję oświadczenia się Blackowi w imieniu Draco — prychnął w myślach na widok zdegustowanej miny arystokraty — wspomniałeś coś o tym, że Czarny Pan oszalał. Co miałeś na myśli?
— Odsunął nas — odpowiedział po chwili wahania Malfoy. — Nie spotykał się nawet z Wewnętrznym Kręgiem. Przestał też rekrutować, jakby ludzie nie byli mu już potrzebni. Zaczęły go otaczać jakieś dziwne stworzenia.
— Jakie stworzenia?
— Nie wiem nic na pewno, bo nie wolno nam było się do niego zbliżać, gdy się pojawiały. — Malfoy wzdrygnął się zauważalnie. — Podejrzewam… Nie, to niemożliwe.
— Co podejrzewasz? — drążył Snape.
— Zrozum, że to jedynie mgliste przeczucie, nic pewnego… — Mężczyzna potarł czoło w zamyśleniu. — Na początku myślałem o wampirach, ale potem przekonałem się, że to z całą pewnością nie byli krwiopijcy. Wydaje mi się, że to mogło być coś pośredniego między dementorami a demonami. Miałem wrażenie, że one dysponują jakąś formą magii.
Severus patrzył na niego w osłupieniu.
— Nie ma takich stworzeń — powiedział stanowczo.
— Mówiłem, że to niemożliwe. — Malfoy wzruszył ramionami.
— Widziałeś je?
— Z daleka.
— Więc skąd wiesz, że to było coś między dementorem a demonem?
— Słuchaj, nie wiem tego na pewno — odpowiedział Lucjusz z irytacją. — Ja… wydaje mi się, że raz widziałem jednego z nich z dość bliska, ale nie mam pewności. To było… obrzydliwe.
Obrzydliwe? Snape mógłby się spodziewać różnych określeń: straszne, przerażające, wstrząsające, ale obrzydliwe?
— Dlaczego obrzydliwe?
— Kiedy go widziałem… To było jakiś czas po jednej z zabaw Czarnego Pana. Zostały po niej zwłoki, jak zawsze. I ten stwór… on je… jadł. — Malfoy wyglądał, jakby miał za chwilę zwymiotować. Snape właściwie mu się nie dziwił.
— Jadł? Może to była śmierciotula**?
— A słyszałeś o śmierciotuli, która pożera zwłoki? Albo takiej, która swój posiłek najpierw roztapia, a potem wsysa maź?
Chryste! Co to miało być?
— Widziałeś to?
— Z jakichś dziesięciu metrów.
— Jak ten stwór wyglądał?
— Nie mam pojęcia. One chodzą owinięte w płaszcze z kapturami, trochę jak dementorzy.
— Na brodę Merlina, Malfoy, to niedorzeczne!
— Pytałeś, to powiedziałem! — wysyczał wściekły arystokrata. — A wierzyć możesz, w co chcesz!
— W porządku! — Snape uniósł ręce w obronnym geście. Malfoy miał rację. W końcu sam go zapytał. — Daj mi to wspomnienie.
— Co? Które? Z nałożenia Znaku?
— To też, ale daj mi to z tym stworzeniem. Może ktoś będzie wiedział, co to jest.
Malfoy spojrzał na niego z ukosa, mrużąc oczy.
— Severusie, jak bardzo szczegółowy przegląd mojej głowy planujesz przeprowadzić? Czy nie oczekujesz za wiele? Dlaczego miałbym to zrobić? Co z tego będę miał?
— Czyżbyś jednak nie chciał pozbyć się Czarnego Pana? Chyba nie ma dla ciebie odwrotu, skoro już wiadomo, że go zdradziłeś? A twoje wspomnienie może nam pomóc. — Spojrzał na Lucjusza unosząc do góry brew. — Poza tym deklarowałeś, że pragniesz znów się zaprzyjaźnić. Może potraktujemy to jako akt dobrej woli?
Malfoy przez chwilę wpatrywał się w Snape’a z wyrazem absolutnej fascynacji na twarzy.
— Czasami przeraża mnie, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni — wymruczał.
— Tak, tak, też mnie to przeraża — prychnął mistrz eliksirów. — A teraz, czy dasz mi to wspomnienie?
Arystokrata lekko się wykrzywił. Wyglądał w tej chwili dokładnie tak, jak przed atakiem Voldemorta — groźnie i wyniośle — i nikt nie byłby w stanie się domyślić, że wciąż jeszcze jest bezbronny i niemal zupełnie pozbawiony mocy.
— Czy mógłbym odmówić tak uprzejmie przedstawionej prośbie?

***

Nieco ponad godzinę później Snape szybkim krokiem zmierzał w kierunku lochów. Spotkania z czarodziejami przebiegły tak, jak się spodziewał i zamiast odpowiedzi, dostarczyły mu jedynie większej ilości pytań. Sprawę dodatkowo utrudniał fakt, że indagować musiał w taki sposób, by ominąć ograniczenia Przysięgi Wieczystej:...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin